Temida Stankiewicz-Podhorecka: Tradycyjny, czyli współczesny Czechow

"Wujaszek Wania" Antoniego Czechowa w reż. Iwana Wyrypajewa w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

«Okres okołobożonarodzeniowy - jakże ważny dla nas, Polaków - teatry (poza wyjątkami) perfidnie ignorują w swoich repertuarach, premierach. Pomijając już fakt, iż ponad 90 procent Polaków deklaruje się jako osoby wierzące, katolicy. Ale przecież Boże Narodzenie, przełom roku, grudnia i stycznia, to utrwalony w polskiej tradycji okres wyjątkowy, ubogacony wspaniałymi dziełami należącymi do naszego kulturowego dziedzictwa narodowego. Twórcy teatralni mają więc z czego czerpać inspiracje do swoich realizacji.


Tymczasem okazuje się, że teatry w tej kwestii dotknięte są jakimś paraliżem. Aktywizują się jedynie w temacie "ulica i zagranica". Natomiast ważne dla Polaków daty, rocznice, święta narodowe, religijne, usankcjonowane piękną tradycją, jeśli mają jakieś odzwierciedlenie na scenie teatralnej, to jedynie w kontekście zdeprecjonowania poprzez ośmieszenie, karykaturę, mowę nienawiści, zajadłą krytykę. Teatr dziś wyraźnie odcina się od polskości. Polskości rozumianej jako pielęgnowanie polskich wartości patriotycznych i nieodłącznie związanej z tym wiary katolickiej, co z kolei ma wpływ na naszą kulturę, jej styl, obyczajowość itd.

Ta arogancja teatru w okresie okołobożonarodzeniowym w naszej Ojczyźnie nie jest niczym nowym, ale obecnie - moim zdaniem - osiąga punkt kulminacyjny. Teatr i w ogóle kultura, tzw. środowiska artystyczne, w swojej mowie nienawiści wobec polskości zapędziły się w kozi róg. Ciekawe, w jaki sposób wydobędą się z tej ciemni. Oczywiście nie dotyczy to szlachetnych wyjątków, ale owe wyjątki stanowią zaledwie kroplę w morzu, która zasadniczo nie jest w stanie zmienić wizerunku teatru w Polsce.

W tej magmie miernoty artystycznej i ideologicznego zła, które dziś charakteryzuje większość teatrów, pocieszające jest to, że czasem można trafić na prawdziwy teatr. Taki, gdzie nie "opluwa się" publiczności, gdzie zachowane są reguły sztuki wysokiej, gdzie reżyser nie pastwi się na dziełem autora i nie "przerabia" klasyki na własne nieudaczne "kopyto". I właśnie takim przedstawieniem jest "Wujaszek Wania" Antoniego Czechowa w reżyserii rosyjskiego reżysera i dramaturga Iwana Wyrypajewa na scenie Teatru Polskiego w Warszawie, choć nie brak tu potknięć, głównie obsadowych. "Wujaszek Wania" jest przedstawieniem tradycyjnym w formie, zachowującym pełny, bez skreśleń, tekst sztuki i zrealizowanym w stylu komediodramatu, czyli zgodnie z intencją Czechowa. A więc jest i śmiesznie, i smutno. I dramatycznie, i komicznie. Zachowanie integralności tekstu dowodzi, iż sztuka Czechowa, pokazująca ludzi na tle zmieniającej się epoki, a wraz z nią odchodzących pewnych wartości, obyczajów, stylu życia, mimo upływu lat ma charakter uniwersalny. I nie wymaga żadnego uwspółcześniania, bo relacje między ludźmi, emocje, marzenia, stan ducha są wciąż współczesne. Opowiedziana tu historia dziejąca się na rosyjskiej prowincji w majątku Wojnickich nie zestarzała się. Bo głównym bohaterem są tu ludzkie charaktery: zalety i przywary, postawy altruistyczne reprezentowane przez Sonię (Ewelina Pankowska), ale i egoistyczne, jak Serebriakow (Andrzej Seweryn). Właściwie wszystkie postaci u Czechowa mają swój istotny udział w tworzeniu esencji "Wujaszka Wani", ale zwyczajowo ton zasadniczy nadają sztuce dwie role: tytułowy wujaszek Wania, czyli Iwan Wojnicki (Dariusz Chojnacki), i zaprzyjaźniony z nim lekarz Michał Astrow, którego gra, niestety, Maciej Stuhr. To fatalna pomyłka obsadowa, aktor właściwie gra pajaca jak w skeczu kabaretowym, a nie postać z dramatu Czechowa.

Wpływ na zachowanie obu bohaterów ma młoda piękna Helena (Magdalena Różczka mówi tekst na jednej tonacji, w ulubionym przez Wyrypajewa stylu Karoliny Gruszki, z którą gra na zmianę), żona starego, zadufanego w sobie, kapryśnego, rozpieszczonego pozycją społeczną, pełnego pychy egoisty, profesora Serebriakowa (Andrzej Seweryn jakby urodzony do tej roli). To o jej względy konkurują Wojnicki i Astrow. Ścieranie się tych postaci tworzy naturalną dramaturgię i wyznacza tempo spektaklu. A głęboko wzruszający finałowy monolog Soni przypomina, iż bogactwo przeżyć wewnętrznych człowieka jest silnie spojone z wartościami chrześcijańskimi.»

"Tradycyjny, czyli współczesny Czechow"
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik nr 16
20-01-2018

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/253877,druk.html