Bóg jest zawsze po stronie prześladowanych

Na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, a także w innych regionach świata, w których dominuje islam, dochodzi do coraz większych prześladowań chrześcijan
Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, biblistą z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia Bogusław Rąpała

Najnowszy raport Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie o prześladowaniach chrześcijan w latach 2009-2010 przypomina, że wyznawcy Chrystusa są obecnie najbardziej prześladowaną grupą wyznaniową na świecie. Dlaczego tak mało się o tym mówi na forum międzynarodowym?

- Opinia międzynarodowa jest kształtowana przez bardzo wpływowe środki masowego przekazu, które już dawno przekroczyły granice państw, a nawet kontynentów. Uprawiana w nich propaganda jest oparta na ideologii ateistycznej, niechętnej Bogu, religii i wszelkim przejawom życia religijnego. Według niej, modne i potrzebne jest to, co religię zwalcza i ją osłabia, a więc pomniejsza liczbę wierzących na świecie, zwłaszcza tam, gdzie nadal stanowią większość ludności. Nigdy dość przypominania słów Jana Pawła II wypowiedzianych kilkanaście lat temu: "Wciąż na nowo Kościół podejmuje zmaganie z duchem tego świata, co nie jest niczym innym, jak zmaganiem się o duszę tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna antyewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji" (Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 96). Gdyby ktoś inny postawił tę diagnozę, zostałby okrzyknięty zwolennikiem "spiskowej teorii dziejów", bo ten zarzut to wygodny kamuflaż, który uniemożliwia jakąkolwiek dalszą refleksję i rozmowę. Znamienne, że słowa Ojca Świętego zostały przemilczane i zepchnięte w niepamięć.

Czy Jan Paweł II uszczegółowił tę kłopotliwą dla propagandystów diagnozę?


- Tak, uczynił to, kontynuując: "Zmaganie się z duchem tego świata jest największe tam, gdzie duch tego świata zdaje się być najmocniejszy. W tym sensie encyklika 'Redemptoris missio' mówi o 'nowożytnych areopagach'. Areopagi te to świat nauki, kultury, środków przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów". Czymś naturalnym powinna być refleksja, przede wszystkim w obrębie Kościoła, wokół tak klarownej diagnozy Jana Pawła II. Ale tej refleksji zabrakło, co więcej, uczyniono sporo, by do niej w ogóle nie doszło. Nie rozglądajmy się daleko, spójrzmy na polskie podwórko. Wystarczy przypomnieć negatywne reakcje na homilię Ojca Świętego wygłoszoną podczas jednodniowego pobytu 22 maja 1995 r. w Skoczowie, której motto brzmiało: "Polska woła dziś nade wszystko o ludzi sumienia!". Jednak ta trafna ocena życia społecznego, kulturalnego i religijnego z trudem przebijała się do świadomości wierzących, bo środki masowego przekazu, także niektóre z etykietą "katolickich", forsowały pogląd, że "Papież nie jest właściwie poinformowany", że "przesadził", itp.
Medialna propaganda, która wprost występuje przeciw religii, a kiedy indziej pośrednio, ośmiesza, ironizuje i kpi z rozmaitych przejawów życia religijnego. Uderza zwłaszcza w tradycję w słusznym przeświadczeniu, że po ewentualnym zniszczeniu tradycji, której strażnikiem jest rodzina, wiara wielu osób zostanie wystawiona na ciężką próbę, której nie wytrzyma, gdyż zabraknie jej pokarmu, jaki stanowi tradycja. Wroga religii propaganda jest w ogromnym stopniu odpowiedzialna za wzrost nastrojów antyreligijnych, których ostrze obraca się przeciw ludziom wierzącym, a także za znaczne osłabienie życia religijnego oraz solidarności wyznawców jedynego Boga.

Jaką rolę w kreowaniu wrogości wobec chrześcijan odgrywają czynniki polityczne?


- Konflikty zbrojne, zwłaszcza te na Bliskim Wschodzie, są przedstawiane przez propagandę i politycznych propagandzistów państw, które zaangażowały się w wojnę, nie w perspektywie politycznej, a więc nie jako zmagania czysto militarne i ekonomiczne, ale w perspektywie religijno-światopoglądowej, to znaczy jako starcie dwóch światów: islamu i chrześcijaństwa. Ta sama propaganda, tylko w innym kształcie, dostosowanym do lokalnych okoliczności i uwarunkowań, jest uprawiana i rozpowszechniana na obszarach, gdzie występują konflikty zbrojne. A więc obecność wojsk amerykańskich i europejskich, w tym również polskich, jest na Bliskim Wschodzie przedstawiana jako nowe wyprawy krzyżowe, a jednym ze skutków takiej propagandy jest wzmaganie się nastrojów antychrześcijańskich. O ile w Europie straszy się nas islamem, o tyle w krajach arabskich takim samym straszakiem jest chrześcijaństwo. W ten sposób konfrontacja przenosi się z płaszczyzny politycznej i wojskowej na płaszczyznę religijną. W Europie skutkuje to posunięciami, które otwarcie uderzają w tradycję islamu, natomiast na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, a także w innych regionach świata, w których dominuje islam, dochodzi do prześladowań chrześcijan traktowanych jako swego rodzaju kozły ofiarne.

Wymownym potwierdzeniem tego stanu rzeczy jest sytuacja w Iraku.


- Do niedawna chrześcijanie żyli tam bezpiecznie, a zgoda między nimi i muzułmanami panowała od wielu stuleci. Irak był uznawany za oazę udanej koegzystencji religijnej. Natomiast po wkroczeniu wojsk amerykańskich i państw sprzymierzonych z USA oraz próbie całkowitego podporządkowania sobie Iraku i jego bogactw naturalnych widać wyraźnie, że sytuacja tamtejszych chrześcijan stała się tragiczna. Są bowiem traktowani i postrzegani jako uosobienie i symbol agresorów, od których trzeba się odcinać, a nawet z którymi trzeba walczyć. Często dochodzi do aktów terrorystycznych, a dobrze wiadomo, że terror to siła bezsilnych. Obcy żołnierze są dobrze uzbrojeni i chronią się w swoich bazach, natomiast zwyczajni chrześcijanie nie mogą sobie zapewnić żadnej ochrony. Wystarczy iskra, zapewne zdarzają się również prowokacje, by wybuchł prawdziwy ogień. Polityczni decydenci są bezpieczni, ale cenę ich decyzji stanowi cierpienie, śmierć i dramaty niewinnych ludzi.

Dlaczego antychrześcijańskie nastroje przenoszą się na grunt innych państw arabskich?

- Islam, podobnie jak judaizm, to w pewien sposób religia etniczna. Chociaż muzułmanami są również Turcy czy Pakistańczycy, a więc nie-Arabowie, islam jest powszechnie kojarzony jako religia Arabów. Dlatego to, co się dzieje w jednym państwie arabskim, ma olbrzymie reperkusje w innych, tym bardziej że dominuje tam myślenie klanowe, szczepowe, które nie poddaje się rygorom granic politycznych wytyczonych kilkadziesiąt lat temu przez mocarstwa europejskie. Kiedy dochodzi do zamachów terrorystycznych, takich jak ten w noc sylwestrową w Aleksandrii, wtedy oglądamy bardzo krwawe obrazy oraz słyszymy pierwsze domysły i sugestie wskazujące domniemanych sprawców. Mija kilka dni, sprawa szybko cichnie i nikt w dostępnych nam środkach przekazu nie próbuje śledzić, co więcej, nawet nie wypada już śledzić, głębszych przyczyn tego, co się wydarzyło. Propaganda poprzestaje na napiętnowaniu bezpośrednich sprawców zamachów, bez uczciwego dociekania, kto ich ręką kieruje, oraz odkrywania wszystkich mechanizmów, jakie stoją za zamachami. Trzeba liczyć się z faktem, że ludzie ekstremalnie usposobieni i zdecydowani na krwawe rozprawy z chrześcijaństwem bywają narzędziami kierowanymi przez tych, którzy skwapliwie wykorzystują ich nastroje, co skutkuje większą liczbą aktów terroru. Wiadomości o zamachach i ofiarach idą w świat, co pogłębia nieufność i wrogość między chrześcijanami a muzułmanami. Tą pożywką karmią się ośrodki i gremia zwalczające religię, wytaczając argument, że każda religia jest rzekomo źródłem przemocy; im bardziej ktoś jest religijny, tym bliżej mu do fanatyzmu, a od fanatyzmu już tylko krok do terroryzmu. Nie trzeba dowodzić, że formułowanie i forsowanie takich oskarżeń bywa chwytliwe i trafia na podatny grunt, zwłaszcza u osób, które mają rozmytą albo osłabioną tożsamość religijną.

Bardzo niepokojące są wieści dochodzące z Egiptu, gdzie chrześcijańscy Koptowie notorycznie padają ofiarą przemocy ze strony ich muzułmańskich sąsiadów.

- Do naszych czasów Egipt był krajem spokojnej koegzystencji chrześcijan i muzułmanów. Potwierdzeniem tego są liczne kościoły, które w delcie Nilu - między Kairem a Asiut - wznoszą się obok meczetów, podobnie cmentarze chrześcijańskie i muzułmańskie, jak również bliskość i życzliwość między rodzinami koptyjskimi i muzułmańskimi. Choć nie widać uzasadnionych przyczyn i pobudek, w ostatnich dekadach ta koegzystencja zaczęła się psuć. To prowadzi do destabilizacji sytuacji politycznej w Egipcie i krajach ościennych oraz uderza w Egipt jako jedno z wiodących miejsc ruchu turystycznego. Krwawe zamachy sprawiają, że turyści odwołują rezerwacje, ruch turystyczny zamiera, co odbiera tysiącom Egipcjan pracę, nasila skrajne nastroje i pogłębia kryzys w kraju. Jeżeli ów proces erozji życia społecznego nie zostanie powstrzymany, łatwo przewidzieć, czym może się skończyć. To wszystko nie pozostaje bez wpływu na pogłębianie różnic i przepaści pomiędzy koptyjskimi chrześcijanami a muzułmanami. Dosyć chwytliwa w tamtych warunkach jest teza, że chrześcijanie, w gruncie rzeczy potomkowie rdzennej ludności Egiptu faraonów, są sprzymierzeńcami szeroko pojętego Zachodu, utożsamianego tam z chrześcijaństwem, który obraca się przeciw islamowi i wyznającej go ludności arabskiej.

Jak można przeciwdziałać tego rodzaju sytuacjom?

- Po pierwsze, potrzebne jest szersze, odważniejsze i głębsze spojrzenie na rzeczywistość. Paradoks polega na tym, że ostrzegając przed oddziaływaniem środków społecznego przekazu, przyjmujemy nie tylko przekazywane w nich wiadomości, lecz również interpretacje, które się umiejętnie narzuca. Rzadko uświadamiamy sobie, że do tego, co się dzieje, a więc także do dramatu prześladowanych chrześcijan, można przyłożyć inną interpretację niż ta, jaką się nam sączy. Ale zamiast oczekiwać na zmianę nastawienia środków społecznego przekazu, powinniśmy wzmacniać solidarność wewnątrzchrześcijańską, nie ograniczoną tylko i wyłącznie do ram Kościoła katolickiego, ale mającą na uwadze również inne wyznania chrześcijańskie, które istnieją w zapalnych rejonach świata. Wyznawcy Jezusa Chrystusa, co prawda w innych obrządkach i w nieco inny sposób, dają Mu i tam wiarygodne świadectwo, zaś gdy jego cenę stanowi męczeństwo, powinniśmy o nich pamiętać i ich wspomagać oraz bronić. Budowanie wewnątrzchrześcijańskiej solidarności przychodzi jednak bardzo trudno. Dzieje się tak nie tyle na skutek braku dobrej woli, ile z powodu naszej niewiedzy o chrześcijanach innych wyznań, a także na skutek bezkrytycznego przyjmowania przez ludzi Kościoła tych interpretacji dramatycznych wydarzeń, jakie są podawane w docierającej do nas propagandzie. Często się zdarza, że jedyną odpowiedź na akty przemocy wobec chrześcijan stanowi potępienie i napiętnowanie bezpośrednich sprawców, co oczywiście jest uzasadnione i potrzebne, ale nie wyczerpuje problemu. Gdy chodzi o identyfikację sprawców, mamy najczęściej do czynienia z uogólnianiem, czyli obarczaniem winą wszystkich muzułmanów bądź wszystkich hinduistów - co po prostu mija się z prawdą. Ci wyznawcy innych religii, którzy są ekstremalnie usposobieni względem chrześcijaństwa, stanowią mimo wszystko margines. Najtrudniejszym wyzwaniem jest więc mozolne kruszenie murów nieufności i wrogości wznoszonych między wyznawcami jedynego Boga i przypominanie wszystkim fundamentalnej prawdy naszych religii, że Bóg jest zawsze po stronie prześladowanych i cierpiących.

Żyjemy w w miarę spokojnym rejonie Europy. Być może jest to też powód tego, że wiele osób uważa, iż są to problemy bardzo od nas odlegle.

- Mimo że nie doświadczamy krwawych prześladowań, pamiętajmy, że całkiem niedawno dochodziło do nich i w naszym rejonie Europy. Socjalizm narodowy, w wydaniu brunatnym, i socjalizm międzynarodowy, w wydaniu czerwonym, zebrały w XX wieku bardzo krwawe żniwo. Obecnie musimy zwrócić baczniejszą uwagę na to, że w naszym kraju nasila się propaganda antychrześcijańska, zwłaszcza antykatolicka i antykościelna, której narzędziami są kpina, ironia i szyderstwa. Widać to choćby od kilku tygodni w bardzo silnych i niewybrednych atakach na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski ks. abp. Józefa Michalika oraz na biskupów i duchownych związanych z Radiem Maryja i "Naszym Dziennikiem". Ktoś powie, że brak w tym proporcji, bo krwawy zamach jest czymś o wiele straszliwszym niż najbardziej dotkliwa ironia albo drwina. Jednak drwiny, szyderstwa i ironia jako narzędzia rozsiewania i zaszczepiania pogardy rodzą zepsute owoce, które powodują wszechstronną erozję wyobraźni i mentalności, a zatem niszczą ludzkie sumienia i mogą doprowadzać do tragedii. Karmiąc ludzi uprzedzeniami i wrogością, przygotowują grunt pod znieczulicę i zanik wrażliwości, zaś zawarta w nich trucizna sprzyja temu, że usprawiedliwiają przemoc i dramaty, zanim one nastąpią.

Dziękuję za rozmowę.

***

Dzień Męczenników Chrześcijańskich

Zobowiązanie dla Europy

Ustanowienie 7 maja Europejskim Dniem Męczenników Chrześcijańskich to propozycja mająca upamiętniać miliony chrześcijan zabitych i wciąż zabijanych z nienawiści do wyznawanej przez nich wiary i do Kościoła. Zaprezentował ją na forum Rady Europy w Strasburgu włoski socjolog Massimo Introvigne, przedstawiciel Organizacji ds. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, jako odpowiedź na rosnącą dyskryminację i nietolerancję wobec chrześcijan.

- Świadomość nietolerancji i prześladowań względem chrześcijan jest znikoma. Trzy czwarte przypadków prześladowań na tle religijnym wymierzonych jest w chrześcijan, ale niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę - mówił Introvigne podczas wtorkowej sesji poświęconej tematowi "Prześladowania chrześcijan na Wschodzie. Co na to Europa?". Włoski socjolog przypomniał wielkie wydarzenie, jakim było nabożeństwo ekumeniczne ku czci "nowych męczenników" zorganizowane właśnie 7 maja 2000 r. w ramach obchodów Roku Jubileuszowego pod przewodnictwem Czcigodnego Sługi Bożego Jana Pawła II.
Nawiązując do daty tego nabożeństwa, przedstawiciel OBWE zaproponował, by właśnie 7 maja każdego roku stanowił dla Europy przypomnienie i jednocześnie zobowiązanie, by reagować na każdą sytuację prześladowania i deptania godności chrześcijan. Introvigne odwołał się do apelu, który Papież Jan Paweł II wystosował u progu rozpoczynającego się XXI wieku: "Oby w wieku i tysiącleciu, który już niebawem się rozpocznie, mogła pozostać żywa pamięć o tych naszych braciach i siostrach. Co więcej, oby mogła ona wzrastać! Oby była przekazywana z pokolenia na pokolenie, aby z niej rodziła się głęboka odnowa chrześcijańska!". Zauważył, że ustanowienie Europejskiego Dnia Chrześcijańskich Męczenników byłoby piękną odpowiedzią na ten apel. Byłoby również reakcją na słowa Ojca Świętego Benedykta XVI, który nieustannie wzywa do zaprzestania wciąż narastającej przemocy względem ludzi wierzących i zatrzymania coraz agresywniejszej fali laicyzacji, jaka dotyka kraje Zachodu.
Rodzące się wreszcie inicjatywy w kontekście prześladowań religijnych na forum Rady Europy, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej są z pewnością przełomem. Ważne jednak - co podkreśla Konrad Szymański, poseł do PE (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) - by słowa potępienia popełnianych zbrodni znalazły swój wyraz w konkretnych działaniach. W wydanej 20 stycznia br. rezolucji Parlament Europejski "domaga się, aby na następnym posiedzeniu Rady ds. Stosunków Zewnętrznych, które odbędzie się 31 stycznia 2011 r., przedyskutowano kwestię prześladowania chrześcijan i poszanowania wolności religijnej i wolności wyznania, które to dyskusje powinny przynieść konkretne wyniki, szczególnie w zakresie instrumentów, jakie można zastosować, aby zapewnić zagrożonym wspólnotom chrześcijańskim bezpieczeństwo i ochronę, bez względu na to, gdzie się w świecie znajdują".
Niewątpliwą pomocą służy Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE), organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKwP), stowarzyszenia w obrębie innych wyznań chrześcijańskich oraz przeróżne organizacje pozarządowe, które zajmują się m.in. sporządzaniem raportów dot. prześladowań. Warto przypomnieć, że to z inicjatywy COMECE w październiku ubiegłego roku powstało Obserwatorium Nietolerancji i Dyskryminacji Chrześcijan w Europie, którego zadaniem jest monitorowanie sytuacji chrześcijan w Europie i uświadamianie Europejczykom, że na ich kontynencie również wyznawców Chrystusa dosięga dyskryminacja. To również COMECE zaapelowała do Catherine Ashton, wysokiego przedstawiciela UE ds. zagranicznych, aby w ramach swoich kompetencji kwestię ochrony chrześcijan uczyniła priorytetem.
Dzisiaj natomiast PKwP przedstawi raport o prześladowaniach chrześcijan w latach 2009-2010. Podobne działania dostarczające wiedzy w kwestii chrystianofobii i jej konsekwencji dostarczają raporty opracowywane m.in. przez organizację Human Rights Watch, która w opublikowanym ostatnio zestawieniu zdecydowanie potępiła dyskryminację chrześcijan w Iraku i Egipcie. Wskazała też na rosnąca liczbę ataków na mniejszości religijne i skrytykowała dotychczasową postawę UE, która zamiast wyciągać konsekwencje wobec krajów, gdzie dochodzi do naruszeń praw człowieka, częstokroć utrzymywała z nimi niczym niezmąconą współpracę.
Również ewangelickie międzynarodowe stowarzyszenie Otwarte Drzwi (POI) na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy przedstawiło swój "Indeks prześladowań 2011". Jak się okazuje, już od kilku lat na pierwszym miejscu wśród krajów, gdzie wyznawcy Chrystusa doświadczają największych trudności, plasuje się Korea Północna. Tuż za nią znalazły się: Iran, Afganistan i Arabia Saudyjska. Alarmująca sytuacja na Bliskim Wschodzie będzie tematem debaty zwołanej dzisiaj w trybie pilnym na forum Rady Europy.

Anna Paliczka

***
Czas na rachunek sumienia

Z prof. Massimem Introvignem, włoskim socjologiem, przedstawicielem Organizacji ds. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, rozmawia Agnieszka Żurek

Co Pana skłoniło, by zaproponować na forum Rady Europy ustanowienie Europejskiego Dnia Męczenników Chrześcijaństwa?

- Po ostatnich zamachach w Egipcie i Iraku wiele mówi się o prześladowaniach chrześcijan, ale przecież dochodzi do nich codziennie, i to od dawna. Istnieje ryzyko, że nie będzie się o nich mówić, dopóki nie wybuchną kolejne bomby. Specjalny dzień przypominający o dramacie prześladowań - jeśli będzie obchodzony każdego roku w szkołach, na uniwersytetach, ulicach miast - może skłonić nas do rachunku sumienia, podjęcia działań edukacyjnych w szkołach, wywarcia presji na rządy krajów, które pozwalają na dyskryminację chrześcijan bądź same się jej dopuszczają.

7 maja to data symboliczna w kontekście prześladowań chrześcijan...

- Tak, właśnie 7 maja 2000 r. w rzymskim Koloseum Jan Paweł II zorganizował wielkie uroczystości ekumeniczne ku czci męczenników chrześcijaństwa XX wieku. W uroczystościach brali udział przedstawiciele protestantyzmu i prawosławia. Temat męczeństwa ukazywało osiem "stacji" obrazujących osiem scenariuszy różnych form prześladowań - od nazizmu, poprzez przestępczość zorganizowaną i fundamentalizmy religijne, do komunizmu.

Jaką rolę, Pana zdaniem, powinny odgrywać instytucje europejskie w obronie chrześcijan?


- Ważne jest, aby widoczna dzisiaj wrażliwość instytucji europejskich na problem prześladowań względem chrześcijan nie była chwilowa. Stąd właśnie pomysł ustanowienia Europejskiego Dnia Męczenników Chrześcijaństwa. Organizacja ds. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie może zrobić wiele w aspekcie świadomości i edukacji. Jeśli chodzi o aspekt prawny - nie wszystkie kraje świata są członkami OBWE, natomiast są takie kraje w rejonie Kaukazu i Azji Centralnej, z którymi można współpracować przy tworzeniu lepszego systemu prawnego. Chrześcijanie są prześladowani nie tylko na wschodzie, ale i na zachodzie Europy. Dzieje się tak choćby w Wiedniu, gdzie ma swoją siedzibę Organizacja ds. Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Chrześcijanie są tam marginalizowani przez coraz szersze rozprzestrzenianie się laicyzmu.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dz. 27 stycznia 2011, Nr 21 (3952) Dział: Wiara Ojców  (xwk)