Aborterzy zabijają w polskich szpitalach 3 dzieci dziennie.

 Gdy informujemy gdzie dokładnie dochodzi do tych okrucieństw, wpadają w furię i zaczynają nas prześladować.

W ramach akcji Szpitale bez aborterów powiesiliśmy duży billboard przy jednej z najbardziej ruchliwych tras na Opolszczyźnie. Informuje on kierowców, że w Centrum Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii w Opolu wykonuje się aborcję. W latach 2012-2016 abortowano tam aż 79 dzieci, z czego większość była chora lub podejrzana o chorobę.

Te makabryczne dane udostępnił nam kilka miesięcy temu dyrektor tej placówki Edward Puchała. Podał konkretne liczby abortowanych dzieci rok po roku oraz wyszczególnił sposoby, w jaki odbierano im życie.

Teraz ten sam człowiek nasyła na nas policję i grozi nam sądem za to, że publicznie powiedzieliśmy Polakom co dzieje się w jego szpitalu!

Jego zdaniem nasza akcja „godzi w dobre imię opolskiej porodówki”. Czy wyobraża Pan sobie większą bezczelność i hipokryzję? Aborcja jest odrażającą zbrodnią i żaden szpital nie ma obowiązku jej wykonywania. Jednak w opolskim Centrum dokonuje się tych przerażających czynów i przyzwala na to dyrekcja szpitala. To jest właściwy powód do hańby!
/.../

Jak donoszą media, policja zbiera właśnie dowody aby postawić naszych działaczy przed sądem i ukarać za głoszenie prawdy. Wiem czym to grozi ponieważ przypomina mi się inna, podobna historia, która wydarzyła się w Rzeszowie.

W tamtejszym szpitalu Pro-Familia zabijano nienarodzone dzieci. Moi koledzy Jacek i Przemek nieustannie pokazywali to na plakatach, billboardach i pikietach bezpośrednio przed budynkiem szpitala. Rozwścieczona dyrekcja Pro-Familii pozwała ich do sądu.

Jednocześnie toczyły się dwie sprawy – cywilna i karna. W pierwszych instancjach zapadły wyroki skazujące. Jacek i Przemek otrzymali sądowy zakaz uczestnictwa w kolejnych pikietach. Groziły im grzywny po osiem tysięcy złotych. Jednocześnie policja zabrała im plakaty, których używaliśmy pod szpitalem i regularnie utrudniała organizowanie kolejnych zgromadzeń.

Szykanowanie moich kolegów trwało ponad dwa lata. Przeszli przez liczne posiedzenia sądowe, groźby finansowe i nagonkę medialną. Ich zaangażowanie miało jednak głęboki sens – po długiej batalii w szpitalu Pro-Familia zaprzestano aborcji!

Jacek i Przemek wierzyli w to od samego początku. Jestem dumna z ich wytrwałości. Jednak na ich sukces złożyło się coś jeszcze. Przez cały ten czas mieli wsparcie naszych sympatyków i Darczyńców. To dzięki nim przez ponad dwa lata stali na posterunku.

Teraz znów potrzebne jest nam wsparcie. Tych samych metod, które doprowadziły do uratowania dzieci w Rzeszowie, używamy w Opolu. Wynajęcie billboardu, który tak mocno porusza sumienie dyrektora Puchały, kosztuje 900 zł miesięcznie. Chciałabym, aby plakat wisiał na wjeździe do Opola co najmniej przez kilka najbliższych miesięcy.

/.../

Nie możemy ulec szantażowi aborterów i zaprzestać naszej akcji. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 30 zł, 60 zł, 120 zł, lub dowolnej innej kwoty, abyśmy mogli wynająć billboard w Opolu.

/.../ wsparcie przełoży się na konkretne rezultaty:

- dzięki 30 zł billboard będzie wisiał przez 1 kolejny dzień
- 60 zł pozwoli nam na wykupienie billboardu na 2 kolejne dni
- za 120 zł będziemy mogli powiesić billboard na 4 dni

Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro - Prawo do życia
pl. Dąbrowskiego 2/4 lok. 32, 00-055 Warszawa
Dla przelewów zagranicznych - Kod BIC Swift: INGBPLPW

Tylko w styczniu i lutym tego roku, w opolskim Centrum Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii abortowano sześcioro dzieci podejrzanych o chorobę. Proszę Pana o zaangażowanie aby nasza akcja nie została przerwana. Musimy zatrzymać ten koszmar – jesteśmy jedyną szansą, którą mają dzieci.

/.../

Kinga Małecka-Prybyło

PS: Zmusiliśmy Pro-Familię do zaprzestania zabijania. Dzięki akcji Szpitale bez aborterów możemy zrobić to samo również ze szpitalem w Opolu i innymi placówkami w Polsce.