Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Kasta i obywatele

Stanisław Janecki w tygodniku „W Sieci” na początku swojego artykułu o sądownictwie w Polsce przytacza scenę sprzed kilkunastu lat, gdy w jednym z warszawskich sądów toczyła się sprawa przeciw tygodnikowi „Wprost” wytoczona przez Adama Michnika. „Podczas przesłuchania autora artykułu pani sędzia w pewnym momencie powiedziała do dziennikarza: ‘Kim pan jest, że pozwala sobie krytykować tak wybitną postać jak Adam Michnik?’”

Można by oczywiście potraktować tę historię jako jednostkową, wyjątkową, nie znaczącą, ale… Ale to przedstawicielka stanu sędziowskiego jakiś niedawny czas temu powiedziała na zjeździe tej grupy zawodowej, że panie sędziny i panowie sędziowie są w państwie polskim wyjątkową kastą. Na czym ma polegać ta wyjątkowość? Zapewne na nieomylności większej niż nieomylność papieska. Wszak papież jest nieomylny wtedy, gdy w sposób urzędowy, wyraźnie określony wypowiada się w kwestiach wiary i moralności. Sędzia jest nieomylny praktycznie w każdym wypadku czy to wyroku dla złodzieja batonika, czy w przypadku przyznania  odszkodowania za torturowanie w więzieniu gangstera ( wyrazem tortury była bezsenność bandyty), czy to w przypadku nie nakładania aresztu na bandytę w rodzaju Hossa.

Wyjątkowość kasty ma polegać także, jak pokazuje przykład opisany przez redaktora Janeckiego, na tym, że kasta przejmuje na siebie funkcję, rolę a może raczej misję sumienia narodu i sumienia człowieka. O ile dla człowieka wierzącego sumienie jest sanktuarium w którym spotyka się on am na sam z Bogiem, którego głos słyszy, o tyle w tej wizji sędziowskiej, sumienie jest salą sądową, w której człowiek bezwarunkowo przyjmuje pouczenie sędziego. To nie jest wcale banalna zmiana. Ona pokazuje wolę usytuowania przedstawicieli kasty w miejscu dosłownie absolutnym.

I tutaj dotykamy kolejnego ważnego pytania – o zależności – kto dla kogo? Rozsądek podpowiada – instytucja sędziów jest dla ludzi. Kadra wyjaśnia – jesteśmy dla samych siebie. Bo przecież tak można odczytać słowa Pani Prezes Sądu Najwyższego, która przypisała status suwerena konstytucji, a odebrała go narodowi.

Piszę te słowa w czasie debaty parlamentarnej nad zmianami w sądownictwie. Jestem na urlopie, mogę przysłuchiwać się debatom sejmowym. Wzruszają mnie wspomnienia kombatanckie byłych opozycjonistów, rozrzewniają słowa wpisane w język miłości inaczej („rozliczymy was”, „będziecie siedzieć”). Ujmują szczere słowa troski o Prezesa, którego już zdradził kiedyś minister Ziobro i znów może zdradzić. I pytam siebie – czy jest na sali sejmowej  psychiatra? A jeśli jest czemu nie interweniuje?

Ale widzę też te tłumy protestujących, te setki, pewnie tysiące dyszących z żądzy ocalenia sądów i systemu sędziowskiego, tej kasty, dla której dziesięć tysięcy miesięcznie to kpina. Pytam się kim są ci ludzie? A przecież to jasne – sami się określają – obywatele RP. Zapominają dodać Obywatele III RP. Dokładniej o prawdziwiej jednak Obywatele PRL.