Wolne media kontra PO

Wolność słowa i niezależność dziennikarzy to sprawa obca dla postkomuny, która nie rozumie i nie szanuje tych pojęć.



Platforma Obywatelska udowodniła to przez lata swoich rządów, gdy w mediach kontrolowanych przez nią i tych z nią „zaprzyjaźnionych” nie mógł pracować żaden dziennikarz, wydawca czy publicysta, który otwarcie krytykowałby w nich jej poczynania. Postkomuna – PO-PSL-SLD – wyrzucała wszystkich.

Taka praktyka obejmowała również zakaz zapraszania do mediów tych dziennikarzy i publicystów. To dlatego przez wiele lat w mediach publicznych nie można było natknąć się na Tomasza Sakiewicza, Bronisława Wildsteina czy Rafała Ziemkiewicza. Stosowano to także wobec ekspertów i publicystów. Przez lata w TVP nie występowali ani dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, ani prof. Zdzisław Krasnodębski czy prof. Ryszard Legutko. To był zwykły zapis na nazwiska w krajach o ograniczonej wolności słowa i fasadowej demokracji. Dziennikarze, eksperci, intelektualiści, którzy nie podobali się ówczesnej władzy, mieli nie istnieć w publicznej świadomości.

To nie była nowa metoda, PO stworzyła tylko konsekwentnie system, którego podwaliny istniały już wcześniej. Od samego niemal początku hołdowała tej metodzie „Gazeta Wyborcza” – tych, którzy nie podporządkowywali się linii, miało po prostu nie być na łamach największej gazety i wszędzie tam, gdzie jej środowisko miało wpływy.

W posłowiu do książki nieżyjącego już Piotra Skórzyńskiego „Wojna światów” jest zamieszczone zdanie, które Adam Michnik miał wypowiedzieć do tego autora: „Ty, Skórzyński, nie istniejesz i nigdy nie zaistniejesz”. Kilka dni temu pojawiła się notatka w „Gazecie Wyborczej” o śmierci przenikliwego intelektualisty i krytyka literackiego Tomasza Burka, którego „Wyborcza” po latach pomijania właśnie jako wybitnego raczyła zauważyć. Widać, kiedy ta granica nieistnienia przynajmniej częściowo się kończy – gdy krytyk systemu umiera.

Rządy cenzury ma PO wpisane w metodę działania. Partia Tuska jest formacją, która walczy z niezależnością dziennikarską konsekwentnie od lat. Gdy po raz pierwszy rządził PiS i w mediach pojawiło się wielu „niepewnych” z punktu widzenia PO dziennikarzy, partia ta opublikowała oczerniający ich „raport”. Ogłoszono, że dziennikarze przyszli do mediów publicznych prowadzić programy, bo wysługują się nowej władzy. Wymieniono ich z nazwiska. Co komiczne, w tym gronie znalazła się na przykład Dorota Wysocka-Schnepf.

Nie miało znaczenia, jak dziennikarze prowadzili programy, chodziło o zbudowanie mechanizmu, że każdy, kto w mediach wprost nie propaguje linii PO, jest „pisowskim dziennikarzem”. Dziennikarze zagrozili pozwami, wybuchł skandal i PO swój pełen manipulacji i kłamstw „raport” ukryła. Próżno go dziś szukać. Wieść kuluarowa niesie, że jego autorami mieli być nie politycy, którzy go przedstawiali na konferencji prasowej: Rafał Grupiński i Iwona Śledzińska-Katarasińska, lecz m.in. Tomasz Siemoniak.

PO nigdy nie odeszła od tej metody – dyskredytowania niezależnych dziennikarzy i wywierania na media presji, aby były im posłuszne. Dziś, nie mogąc wyrzucać dziennikarzy z pracy, obraża ich, podważa ich wiarygodność. Były minister sprawiedliwości (sic!) Borys Budka pozwolił sobie grozić jednej z najlepszych reporterek „Wiadomości” za to, że pokazała go na manifestacji byłych esbeków: „Przyjdzie jej za to odpowiedzieć. Spokojnie... Spisane będą słowa i czyny...”.

Gdy za dziennikarką wstawił się redaktor TVP Samuel Pereira, pan Budka raczył to skomentować: „Symbol »niezależnego dziennikarstwa« w obronie reżimowej propagandy”. Inny polityk PO, Marcin Kierwiński, tak powiedział do dziennikarza TVP Info: „Nikt nie ma wątpliwości, że prywatnie jest pan działaczem PiS. A zawodowo »działaczem przykrywkowcem«”.

Rzecznik PO Jan Grabiec o reporterze „Wiadomości” TVP, który pytał o płacę minimalną: „Trudno traktować poważnie »dziennikarzy« wysyłanych na zlecenie partii”. Poseł Michał Szczerba tak groził reporterowi „Wiadomości”:
„Niech pan sobie negocjuje już etacik w TV Republika. #MarszWolności się dopiero zaczął i widać przerażenie wśród funkcjonariuszy #PaństwoPiS”.


Tylko przez słabości polskiego prawa oraz, niestety, środowiska dziennikarskiego politycy postkomuny mogą pozwolić sobie na tak otwarte ataki. Ale ich próba niszczenia dziennikarzy, którzy postanowili być nieposłuszni linii ich partii i mówić prawdę o postkomunie, nie powinna i nie może pozostać bez odpowiedzi.

 Joanna Lichocka

za:niezalezna.pl