Prymitywna antypolska propaganda Grossa

Za pomocą "przecieków" do wybranych mediów Jan Tomasz Gross, uchodzący za historyka amerykański socjolog, i wydawnictwo Znak promują książkę "Złote żniwa", która ma ukazać się w lutym 2011 roku. - To prymitywna propaganda i indoktrynacja - historycy nie mają złudzeń co do merytorycznej wartości prac autora "Sąsiadów" i "Strachu".
Tym razem antypolskie fobie Grossa znajdują ujście w przypisywaniu Polakom etykiety "hien cmentarnych" rabujących groby ofiar holokaustu w obozach zagłady. Metoda została już przećwiczona przy okazji wielkiej operacji "Jedwabne", w której książka Jana Tomasza Grossa odegrała pierwszorzędną rolę. "Sąsiedzi" mieli zmienić funkcjonujący jeszcze wtedy na Zachodzie obraz Polaków jako ofiar Hitlera i uczynić z nas naród, który mordował Żydów. "Strach" szedł dalej - przypisał polskim katolikom udział w dobijaniu Żydów ocalałych z holokaustu. "Złote żniwa" eksploatują wątek ekonomiczny w relacjach polsko-żydowskich po wojnie - Gross rzuca oskarżenie, jakoby Polacy wzbogacili się na majątku pożydowskim.

Pamięć zastępuje prawdę

Opublikowana kilka lat temu w "Gazecie Wyborczej" niezweryfikowana fotografia, ale opatrzona tytułem "kopacze złota w Treblince" ma pełnić w "Złotych żniwach" rolę kolejnego symbolu, który ma wmówić zachodnioeuropejskiej opinii, że Polacy na wielką skalę kolaborowali z Niemcami w czasie zagłady Żydów, a po wojnie mordowali ocalałych z holokaustu i rabowali ich majątek. Paranaukowy wywód zmierza w kierunku uczynienia z nas narodu morderców, "współpracowników" Hitlera, głównych sprawców zagłady. Publikacje Grossa wpisują się w specyficzny, ale bardzo przemyślany sposób opisywania historii. Nie ma on nic wspólnego z obiektywnym, empirycznym badaniem w postaci ustalania, "jak było naprawdę", ale jest - jak podkreślał na naszych łamach ks. prof. Waldemar Chrostowski - "przeglądem dziejów podejmowanym z perspektywy specyficznie żydowskiej po to, by uzasadniać i konsolidować żydowską tożsamość". Gross nie stosuje żadnych zasad obowiązujących w warsztacie historyka: nie liczą się dla niego fakty, weryfikacja źródeł - wykład historii zamienia w swobodną narrację, gdzie subiektywna pamięć zastępuje prawdę. Taki rodzaj opowiadania o przeszłości nawiązuje do żydowskiej hagady - luźnej opowieści odnoszącej się do legend, przypowieści. Prawda o przeszłości najwyraźniej go nie interesuje, ważne są tylko te stwierdzenia wydobyte ze "źródeł", które podtrzymują postawioną na początku tezę. Gross zaproponował nawet, by wszystkie relacje Żydów ocalałych z zagłady "afirmować", czyli przyjmować bez zastrzeżeń, nie poddawać normalnie stosowanej krytyce źródłowej. Taką metodą autor "Sąsiadów" tworzy kolejne antypolskie mity i kłamstwa. Komentując pierwsze doniesienia medialne na temat najnowszej książki Grossa, historycy zwracają uwagę, że wprawdzie okolice Treblinki były w większości zamieszkałe przez ludność polską, ale już na terenach przylegających do obozów w Sobiborze i Bełżcu dominowała ludność ukraińska (70 proc.). Nie wiadomo więc, kto grabił w tych obozach. Czy Gross oskarży Ukraińców, że są "hienami"? Można też zakładać, że na miejsce zagłady przychodzili sami Żydzi, szukając zakopanego złota i brylantów. Czy Gross pochyli się nad wątkiem udziału Żydów w grabieniu swoich współbraci? Na pewno znana jest mu historia tzw. pinkertowców w getcie warszawskim. Te wyjątkowe kanalie - grabarze z zakładu pogrzebowego Towarzystwo Ostatniej Posługi należącego do rodziny Pinkerta - odkopywały zwłoki Żydów i okradały je ze złotych protez, plomb, biżuterii, grabiły też rytualną odzież - tałesy i tahirimy. Żydowskie źródła (wydane na Zachodzie) podkreślają bardzo zyskowny charakter tego procederu - pinkertowcy mieli się wzbogacić nawet na krwi swoich współziomków. Icchak Cukierman "Antek", członek Żydowskiej Organizacji Bojowej, twierdzi, że w pierwszych dniach powstania w getcie warszawskim w kwietniu 1943 r. pinkertowcy grabili opuszczone domy żydowskie (A. Cukierman, Nadmiar pamięci, Warszawa 2000). Po wydostaniu się z getta i dołączeniu do oddziału Gwardii Ludowej w lasach wyszkowskich przestępcza grupa, powszechnie znienawidzona wśród samych Żydów, została wymordowana - jak przypomina dr Wojciech Muszyński, historyk IPN - przez członków ŻOB i GL.

Chłosta dla rabusiów


Gross znany jest z pomijania kontekstu historycznego spraw, które opisuje, przez co dodatkowo zafałszowuje obraz rzeczywistości. Jego rewizja historii bazuje na upływie czasu: pokolenie uczestników i świadków II wojny światowej wymiera; na istotnych zaniedbaniach historiografii II wojny światowej, braku badań przeszłości w skali mikro: powiatów, gmin, poszczególnych wsi i miast. To dodatkowe trudności, które nie ułatwiają podjęcia polemiki z jego książkami. A przecież w odpowiedzi udzielonej Grossowi musi znaleźć się przypomnienie, że w czasie okupacji niemieckiej aparat sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego bezwzględnie tępił i ścigał haniebny proceder szmalcownictwa - donoszenia i wydawania w ręce niemieckie ukrywających się Żydów. Wyrok za ten czyn był jeden: kara śmierci. Takie egzekucje wykonywały podziemne sądy. Ale oprócz prawnego wymiaru równie ważny był brak społecznego przyzwolenia na szmalcownictwo. Jednym głosem w tej sprawie mówił Kościół katolicki i przedstawiciele elit. Oszczerczej tezie, jakoby byliśmy "hienami cmentarnymi" rabującymi groby ofiar holokaustu, przeczy mały przyczynek do historii 6. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, który przypomina dr Wojciech Muszyński. 6. Brygada Wileńska AK, jeden z najsłynniejszych oddziałów podziemia niepodległościowego, odtworzona po wojnie na rozkaz mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" i dowodzona kolejno przez por. Lucjana Minkiewicza "Wiktora", kpt. Władysława Łukasiuka "Młota" oraz kpt. Kazimierza Kamieńskiego "Huzara" w 1946 r. podjęła akcję przeciwko "poszukiwaczom złota" w Treblince. 3-4 lutego partyzanci brygady operowali w miejscowości Chmielnik, trzy kilometry od Treblinki. Po potwierdzeniu przez własny wywiad wiadomości od mieszkańców, że na terenie obozu dochodzi do profanowania ludzkich zwłok i grabieży kosztowności, dowództwo podjęło ekspedycję karną przeciwko przestępcom. 4 lutego w miejscowości Wólka-Okrąglik żołnierze brygady wymierzyli karę chłosty kilkudziesięciu osobom dopuszczającym się ohydnego procederu grabieży zwłok. Z tej informacji wynikają przynajmniej dwa godne zauważenia fakty. Profanacja masowych grobów Żydów spotkała się z negatywnym osądem miejscowej ludności, która w celu ukrócenia przestępczego procederu szukała wsparcia u partyzantów. Interesujące, że do aktów grabieży dochodziło przy całkowitej bierności organów władzy, przede wszystkim Milicji Obywatelskiej. W tej sytuacji działania prewencyjne musiał podjąć oddział "leśnych", sam zawzięcie tropiony i zwalczany przez Urząd Bezpieczeństwa jako "banda".

Ulmowie, Kowalscy i inni

Lansując negatywny obraz Polaka, Gross właściwie nie ukrywa, że chce unieważnić nasz wielki wkład w akcję ratowania Żydów podczas II wojny światowej. Skala tej pomocy jest wciąż nieznana - na skutek skandalicznych zaniechań komunistów i braku dobrej woli już w III RP. Wprawdzie w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie rośnie ponad 6 tys. drzewek poświęconych polskim Sprawiedliwym wśród Narodów Świata, ale to kropla w oceanie. Doktor Marcin Urynowicz z warszawskiego IPN szacuje, że co najmniej 200 tys. Polaków powinno zostać uhonorowanych tym zaszczytnym tytułem, bo ta liczba dopiero oddaje rozmiar tej pomocy. Wśród tych, którzy oddali życie, ratując Żydów, najbardziej znana jest rodzina Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich sześciorga dzieci - kandydatów na ołtarze w procesie męczenników II wojny światowej. Mieszkająca w Markowej na Podkarpaciu rodzina została 24 marca 1944 r. bestialsko zamordowana za ukrywanie w swoim domu Żydów. Jako pierwsi zginęli ukrywani, potem Józef i Wiktoria, spodziewająca się siódmego dziecka, na końcu, przy słowach: "Patrzcie, jak giną polskie świnie, które ukrywają Żydów", zastrzelono dzieci: Stasię, Basię, Władzia, Frania, Antosia, Marysię. Najstarsze miało 8 lat, najmłodsze 1,5 roku. Finałem zbrodni była urządzona przez żandarmów pijacka libacja i rabunek majątku Ulmów. Poruszające świadectwo, że relacje polsko-żydowskie podczas wojny wyglądały zupełnie inaczej, niż usiłuje to kreślić Gross, jest historia Kowalskich z Ciepielowa pod Radomskiem. Do ukrywającej swoich żydowskich sąsiadów rodziny 6 grudnia 1942 r. wtargnął oddział niemieckiej żandarmerii, otaczając także inne domy: Obuchiewiczów, Kosiorów i Skoczylasów. W odwecie za ratowanie Żydów Niemcy zamordowali 34 Polaków z Ciepielowa i okolicznych wsi, wśród nich była rodzina Kowalskich: małżonkowie Adam i Bronisława oraz ich pięcioro dzieci. Spłonęli żywcem w drewnianym domu. Bo tylko na okupowanych przez Niemców terenach polskich obowiązywała kara śmierci za pomaganie i ukrywanie Żydów. Mimo to tysiące Polaków nie wahało się w geście solidarności z cierpiącym bliźnim nieść pomoc, choćby w postaci kromki chleba czy kubka wody. Wielu polskich bohaterów jest wciąż anonimowych. Te heroiczne przykłady nie mogą nikogo pozostawić obojętnym. Pokazują, że nie mamy się czego wstydzić jako Naród i katolicy (negacjoniści polskiego wkładu w ratowanie Żydów obarczają Kościół i generalnie chrześcijaństwo odpowiedzialnością za holokaust). Pomoc nieśli Polacy ze wszystkich grup - od ziemian po chłopów, od księży po robotników. W tym ci, których propaganda antypolska nazywa "polskimi antysemitami": działacze Narodowej Demokracji, m.in. Jan Mosdorf, Jan Dobraczyński. Na koniec jedna uwaga: "Złote żniwa" wyda wydawnictwo Znak, które opublikowało już "Strach" Grossa pełen antykatolickich uprzedzeń i oszczerstw, wymierzonych m.in. w osobę księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy, dobrodzieja "Tygodnika Powszechnego", środowiska ściśle związanego ze Znakiem. Widać, że decyzja o tamtej publikacji nie była przypadkowa, edycja "Złotych żniw" potwierdza politykę wydawniczą oficyny, która uchodzi za katolicką. Wyciągnijmy wnioski z faktu, że Znak zarabia na antypolskich i antykatolickich kłamstwach.

Małgorzata Rutkowska

za: NDz z 5-6 01.2011 r. Dział: Myśle jest bronią (kn)