Marek Czachorowski - Faustowskie dusze?

/.../ Rację miał zatem ks. Piotr Skarga, ostrzegając, że zbrodnicze prawa długo będą zabijać nade wszystko dusze. Proaborcyjne ośrodki na całym świecie ogromnie się radują z ostatniego, kolejnego sukcesu odniesionego w Europejskim Trybunale Praw Człowieka już w drugiej sprawie przeciwko Polsce dotyczącej aborcji. Nie słychać jednak, by rodacy martwili się poniesioną klęską, zgotowaną nam zresztą w całkowitej konspiracji pod koniec maja bieżącego roku. Nie uderzyły zatem u nas dzwony na trwogę, kiedy Trybunał orzekł w ubiegłym miesiącu, że skoro Polacy zezwolili w 1993 roku na zabijanie dzieci chorych przed urodzeniem, to musimy być konsekwentni wobec tej decyzji. Sędziowie Trybunału Praw Człowieka zadziałali zatem niczym Mefistofeles przypominający Faustowi podpisany wcześniej piekielny cyrograf. Skoro sprzedało się duszę diabłu - w rozmaity sposób składając poparcie dla ustawy aborcyjnej - to trzeba dzisiaj wywiązać się z zaciągniętych zobowiązań, przekonują sędziowie ubolewający, iż w Polsce aborcja "eugeniczna" (jak wprost nazwano ją w wyroku) jest tylko teoretycznie dostępna, ale w praktyce ma być niedostępna, co jakoby ma łamać prawo "do prywatności" gwarantowane w art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Czy z tej zarzucanej nam niekonsekwencji należy się smucić? Przeciwnie, ze szlachetnych niekonsekwencji należy oczywiście być dumnym, jeśli np. przechodzimy z fałszu do prawdy, ze zła do dobra. To są szlachetne niekonsekwencje, czy też raczej konsekwencje istoty rozumnej wobec bycia istotą rozumną, czyli otwartą na prawdę. Nie martwimy się zatem, że nasi szlachetni lekarze nie chcą wykonywać funkcji kata wobec niewinnych i bezbronnych poczętych dzieci.

Jesteśmy zatem dumni, że życie chorego dziecka zostało uratowane dziewięć lat temu przez lekarzy, a dzisiaj raduje się ono tym życiem (dziewczynki z zespołem Turnera kończą także medycynę). Z tego uratowanego ludzkiego życia sędziowie ETPCz i aborcjoniści jednak się nie cieszą, a nawet zdają się z tego smucić. Źle się stało - ich zdaniem, jak wynika z orzeczenia i ze światowych radości w związku z wyrokiem przeciwko Polsce - że aborcyjny zamysł nie został zrealizowany i dziecko żyje. Radość aborcyjnej międzynarodówki (na proces przyjechał nawet specjalny przedstawiciel ONZ, aby przypilnować sprawy!) budzi pewnie orzeczenie ETPCz z tego powodu, że zakłada ono, iż jakoby Bóg nie miał racji, mówiąc na widok stworzonego przez siebie człowieka - a zatem i KAŻDEGO człowieka - iż to dzieło jest BARDZO dobre. Zdaniem sędziów i ich "ekspertów", nie jest dobrem, jeśli żyje dziecko z zespołem Turnera, jeśli przeszkadza ono w "prawie do prywatności" swojej matki.

My natomiast radujemy się, że ETPCz znajduje właśnie u nas, w Polsce, prawdziwych lekarzy. Nie tylko podczas II wojny światowej ratowaliśmy Żydów przed zagładą, ale i dzisiaj bronimy kolejnych eksterminowanych, czym pozytywnie wyróżniamy się wśród wielu innych narodów Europy. Za to jednak nasi lekarze ciągani są przed europejskie sądy.

Mimo to jest wiele powodów, żeby jednak dzwony uderzyły na trwogę po kolejnym skazaniu nas przez ETPCz za niewywiązywanie się z ustawy aborcyjnej. Z omawianego dokumentu wynika, że nie wszyscy polscy lekarze okazali się wierni przysiędze Hipokratesa, ale wolą praktykować wedle wzoru doktora Fausta. Sędziowie ETPCz bowiem przeciwstawili rzekomo negatywną postawę trzech polskich lekarzy (z Małopolski) odmawiających uczestniczenia w zbrodni jakoby szlachetnej aktywności profesora z Łodzi, który na wszelkie możliwe sposoby starał się pomóc kobiecie w dostępie do aborcji. Poradził jej nawet zafałszowanie swojej sytuacji medycznej (udawanie zagrożenia poronieniem, jak czytamy w punkcie 21, s. 4 orzeczenia; por. nr 26 i 27), aby tylko mogła dostać się na oddział szpitala w Łodzi, dzięki czemu otrzymała potrzebne jej do aborcji badania prenatalne.

Podpisanie przez niektórych polityków paktu z Mefistofelesem w 1993 roku zarzuciło sidła zatem nie tylko na lekarzy, ale i na wielu polskich prawników, a może wśród nich także na samotnego podczas rozprawy - przeciwko całej gromadzie oskarżycieli-ekspertów, zamówionych nawet z Toronto w Kanadzie - przedstawiciela polskiego rządu. Przyjął on bowiem w obronie Polski przed zarzutami logikę zgody na zbrodnię, bo starał się przekonać sędziów tylko o tym, iż polskie "prawo" dotyczące aborcji nie zostało złamane. Inaczej w tej sprawie - ale w dalszym ciągu zgodnie z logiką usprawiedliwienia zbrodni - zawyrokował 28 VII 2008 r. Sąd Najwyższy w naszym kraju, gdzie trafiła sprawa pani R.R. Zdaniem sędziów tego sądu, lekarze powinni działać zgodnie ze swoim sumieniem, ale powinni także wskazać aborcjonistę, który za nich dokonałby aborcji, a co koniec końców znaczy, że jednak lekarze powinni działać niezgodnie ze swoim sumieniem lub powinni zostawić je w domu, gdy idą do pracy.

Innym powodem poważnego potraktowania wyroku przeciwko Polsce jest nowy element w orzeczeniu, nieobecny dotychczas w sprawach dotyczących aborcji. Sędziowie uznali bowiem, że kobieta życząca sobie od samego początku aborcji została potraktowana w sposób nieludzki, poniżający przez wielokrotną odmowę uczestniczenia w tym planie lekarzy, a co jakoby podlega pod art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wynika stąd, że ci, którzy nie chcą uczestniczyć w zabijaniu, znęcają się nad żywiącymi zbrodnicze plany.

Wreszcie, na trwogę powinny uderzyć polityczne dzwony, ponieważ sędziowie europejskiego sądu zamiast poprzestać na swojej władzy sądowniczej, przypisują sobie uprawnienia władzy ustawodawczej, poważnie naciskając na istniejące polskie prawne zakazy aborcji, jakoby straszące lekarzy przed wykonywaniem nawet legalnej aborcji. Sędziowie zatem zakładają, że dopiero całkowita legalność aborcji umożliwiałaby lekarzom nieskrępowane działanie.

Rację miał zatem ks. Piotr Skarga, ostrzegając, że zbrodnicze prawa długo będą zabijać nade wszystko dusze. Nieprzypadkowo zatem nie tylko polski kodeks etyki sędziowskiej, ale także Europejska Konwencja Praw Człowieka domaga się od sędziów "nieskazitelnego charakteru". Brak tego najwyższego moralnego poziomu skutkuje uległością faustowskiej duszy wobec nacisku aktualnych decydentów, w tym i anonimowego "tak się robi". Człowiek "nieskazitelnego charakteru" gotowy jest raczej na śmierć niż na uczestniczenie w zbrodni

za: Nasz Dziennik, 7 VI 2011 (xwk)