Kalendarium zbrodni smoleńskiej - Smoleńsk 2010–2017



„Gazeta Polska” ujawniła jak wyglądał remont Tu-154M. Skandaliczne nieprawidłowości przy przetargu na remont oraz przy samych pracach serwisowych rządowego samolotu Tu-154M, niejasne kontakty ówczesnych członków rządu z Rosjanami, a także jak tragedia smoleńska ukształtowała polskie społeczeństwo – to tylko część informacji, do których dotarł tygodnik. Przedstawiamy kalendarium zbrodni smoleńskiej - fakty w skrócie.

Przed katastrofą

9 kwietnia 2009 r.
MON podpisuje umowę dotyczącą remontu dwóch Tu-154. Przetarg wart jest ponad 69 mln zł, wygrywa go konsorcjum firm MAW Telecom i Polit Elektronik. Ta druga nie jest nawet zarejestrowana w KRS. Resort odrzuca ofertę poważnych kontrkandydatów, wśród nich Metalexportu-S i Bumaru. Właścicielem zakładów w Samarze, do których konsorcjum kieruje tupolewa, jest Oleg Deripaska. Był on przesłuchiwany przez zachodnich prokuratorów w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy i kontakty z mafią. Z kolei silniki tupolewów remontowane są w zakładach kontrolowanych przez Siergieja Czemiezowa, byłego agenta KGB, który od 1983 r. do 1988 r. pracował „pod przykrywką” w Dreźnie, mieszkając po sąsiedzku z Władimirem Putinem. Przy naprawie silników nie był obecny żaden przedstawiciel polskich służb.

1 września 2009 r.
W Sopocie spotykają się premierzy Polski i Rosji, Donald Tusk i Władimir Putin. Niespodziewanie udają się na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton). O czym dyskutowano? Notatek z tej rozmowy nie sporządzono, o jej treści nie została poinformowana ani opinia publiczna, ani prezydent Lech Kaczyński. Wkrótce Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, rezygnuje nagle z kandydowania na wymarzone stanowisko. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję lidera PO, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.

23 grudnia 2009 r.
Z Rosji po remoncie wraca Tu-154M 101. Tego samego dnia szofer znajduje ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego w Kancelarii Premiera. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty, także tajne. Ostatnią osobą, z którą Michniewicz rozmawiał w cztery oczy, był szef KP Tomasz Arabski. Fragment akt prokuratury: „Michniewicz 23 grudnia 2009 r. planował pojechać [...], aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowane jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu”.

14 lutego 2010 r.
Do pracy w MSZ zostaje przywrócony były oficer Agencji Wywiadu i UOP Tomasz Turowski. Od razu trafia do Ambasady RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. W latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki komunistycznego wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Z kolei 17 marca szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski udaje się do Moskwy. Spotyka się tam w restauracji „Dorian Gray” z wicepremierem Rosji Igorem Sieczinem, a potem w cztery oczy z Jurijem Uszakowem z kancelarii Putina. Arabski wyprasza ze spotkania Justynę G., tłumaczkę i pracowniczkę ambasady.  Zabrania jej też opowiadać ambasadorowi RP o prowadzonych tam rozmowach.

5 kwietnia 2010 r.
Następuje przerwanie pracy serwerów MSZ. Praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego zostaje na wiele godzin sparaliżowana. Jak się okazuje, w najnowocześniejszym budynku MSZ, tzw. szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do przerwania zasilania zewnętrznego. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” – opowiada 6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z dyplomatów. 7 kwietnia 2010 r. na stronach internetowych Rządowego Zespołu Reagowania na Incydenty Komputerowe (CERT.GOV.PL) pojawia się komunikat o możliwych atakach ukierunkowanych na pracowników instytucji administracji publicznej w Polsce. 9 kwietnia „gigantyczna” (jak informowała wówczas telewizja TVN) awaria teleinformatyczna paraliżuje pracę największego polskiego banku PKO BP.

Katastrofa

- Lista pasażerów
Z Warszawy o godz. 7.27 wylatuje Tu-154M nr 101 z 96 osobami na pokładzie, wśród nich jest m.in. prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, szefowie IPN i NBP oraz parlamentarzyści. Minister obrony Bogdan Klich zezwolił na uczestnictwo w locie najwyższym dowódcom polskiej armii. Zapewnił jednocześnie na piśmie, że sam „też się tam wybiera”. Niedługo przed lotem zrezygnował jednak z uczestnictwa w delegacji. MON nie zapewnił generałom WP ochrony Żandarmerii Wojskowej – do Katynia nie poleciał ani jeden żołnierz ŻW, choć taka ochrona przysługiwała generałom ustawowo. Dzień przed wylotem do Smoleńska Rosjanie cofnęli zgodę na to, by funkcjonariusze BOR, którzy mieli zabezpieczać wizytę prezydenckiej delegacji na miejscu, mieli ze sobą broń.

- W cieniu FSB
W pierwszych dniach kwietnia 2010 r. prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zmienił naczelnika FSB w Smoleńsku. Został nim płk Oleg Konoplew, wcześniej zastępca szefa FSB w Twerze, skąd pochodzi także znany z wieży w Smoleńsku płk Nikołaj Krasnokucki. Rok po katastrofie smoleńskiej Konoplew został awansowany na generała-majora. Wkrótce po tym, jak Tu-154 z prezydentem Polski uległ katastrofie w Smoleńsku, na miejscu pojawili się liczni funkcjonariusze FSB. To właśnie oni w porozumieniu ze „szpakowatym polskim dyplomatą” odebrali kamerę operatorowi TVP Sławomirowi Wiśniewskiemu. Na zdjęciach z 10 kwietnia widać też oddziały specnazu wojsk wewnętrznych, znane z udziału w krwawych operacjach specjalnych na Kaukazie Północnym. W raporcie MAK zatajono fakt obecności specnazu na miejscu tragedii.

- Łączenie z generałem
Ze smoleńskimi kontrolerami cały czas łączył się z Moskwy gen. Władimir Benediktow, szef sztabu i zastępca dowódcy wojskowego lotnictwa transportowego (BTA). „Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu, wszystko włączone” – meldował płk Nikołaj Krasnokucki tuż przed katastrofą. Pracownicy wieży wyraźnie unikali wypowiadania nazwiska generała. Osobą, dzięki której przypadkowo je poznaliśmy, jest telefonistka, musiała ona przekazać jego nazwisko kierownikowi lotów, bo Krasnokucki akurat wyszedł. Jako pilot-snajper oraz jako dowódca Benediktow brał udział aż w trzech wojnach, m.in. w Afganistanie. W Czeczenii dowodził krwawymi akcjami „antyterrorystycznymi” i powietrznymi operacjami specjalnymi. Po katastrofie smoleńskiej, 7 stycznia 2013 r., Benediktow został awansowany na dowódcę BTA.

- 60 tys. części
Piloci Tu-154 otrzymali przed lotem od Rosjan karty podejścia lotniska zawierające błędne dane. Załoga samolotu była też źle informowana o położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot był ponad ścieżką i zbaczał z kursu. Płk Krasnokucki, dowodzący na wieży, nakazał kontrolerowi, który sugerował odesłanie samolotu na lotnisko zapasowe, by polecił polskiej załodze zejście do 100 m. „Doprowadzamy do 100 m, 100 m i koniec rozmowy” – powiedział. Gdy samolot znajduje się na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią, zanika zasilanie głównego komputera pokładowego i rejestratorów lotu. Polski Tu-154M jest wówczas ok. 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem. Samolot, spadając z wysokości parunastu metrów, ulega całkowitemu rozpadowi. Maszyna zostaje rozbita na ok. 60 tys. części.

- Niszczenie dowodów
Rosjanie już następnego dnia po katastrofie demolują wrak, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach. Podczas tych czynności wciąż znajdowały się tam szczątki ofiar. Na miejscu katastrofy w ciągu kilku dni po tragedii dokonano wielu manipulacji. Najbardziej uderzające jest przesunięcie lewego statecznika samolotu o 50 m w kierunku centrum miejsca katastrofy. Poza statecznikiem miejsce położenia zmieniło przynajmniej siedem innych fragmentów samolotu. Rosyjscy wojskowi i milicjanci kilka godzin po tragedii wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego. Rosjanie od razu wykluczają zamach, ale ograniczają Polakom dostęp do wraku. Pojawiają się też fałszywe informacje dotyczące czasu tragedii oraz rzekomo czterokrotnych prób lądowania polskiej załogi.

- Zaginione skrzynki
Na miejscu katastrofy nie odnaleziono rejestratora K3-63, zapisującego ważne parametry, takie jak gwałtowne przeciążenia, w tym tzw. twarde lądowania. Był on opancerzony i miał kilkadziesiąt centymetrów długości – powinien przetrwać. W niewyjaśnionych okolicznościach w Smoleńsku zaginął też TCAS II – pokładowy system zapobiegający zderzeniom samolotów i przechowujący dane o operacjach maszyny. Oryginalne rejestratory FDR (zapisujący parametry lotu) i CVR (nagrywający rozmowy w kokpicie) od samego początku są w rękach Rosjan. Polacy otrzymali z Moskwy jedynie budzące wątpliwości kopie zapisów obu rejestratorów. Istnieje np. co najmniej pięć kopii zapisów rozmów z kokpitu, każda o innym czasie trwania. Rozbieżności dotyczą także odstępów między tymi samymi wypowiedziami na różnych kopiach.

Po katastrofie

kwiecień 2010 r.
Wiceszefowie Agencji Wywiadu Piotr Juszczak i Marek Stępień podpisują się pod decyzją o przekazaniu FSB danych osobowych rosyjskiego informatora, który zgłosił się do polskiej ambasady, twierdząc, że ma informacje o zamachu w Smoleńsku. Nie wiadomo, co później stało się z tym świadkiem. W tym samym czasie rozpoczyna się nieformalna i nielegalna współpraca Służby Kontrwywiadu Wojskowego z FSB. Jej ukoronowaniem jest zgoda premiera Donalda Tuska na taką kooperację w 2011 r. W tym samym czasie kierowana przez gen. Janusza Noska SKW prowadzi działania operacyjne wobec Marka Pasionka, który jest jednym z prokuratorów badających sprawę katastrofy smoleńskiej. Powodem śledztwa przeciwko Pasionkowi są jego kontakty z przedstawicielami służb amerykańskich, których prosił o... pomoc w wyjaśnieniu tragedii.

6 maja 2010 r.
Komorowski nadaje 20 Rosjanom odznaczenia państwowe za „wybitne zasługi i zaangażowanie w działania podjęte przez stronę rosyjską po katastrofie polskiego samolotu specjalnego pod Smoleńskiem”. Wśród odznaczonych byli m.in. rosyjscy lekarze medycyny sądowej, milicjanci i strażacy. Były też przeprosiny. 8 czerwca 2010 r. rzecznik rządu Tuska Paweł Graś przepraszał Rosjan za wypowiedź dotycząca kradzieży kart kredytowych Andrzeja Przewoźnika na miejscu tragedii. Graś obarczył bowiem odpowiedzialnością za ten postępek funkcjonariuszy OMON (rosyjskie siły specjalne), gdy tymczasem kradzieży dopuścili się rosyjscy żołnierze. „Funkcjonariuszom OMON smoleńskiego obwodu chcę powiedzieć: przepraszam. To był zwykły błąd. Życzę wam wszystkiego dobrego i szczęścia” – mówił skruszony Graś po... rosyjsku.

19 maja 2010 r.
MAK ogłasza wstępny raport w sprawie katastrofy. Wyklucza zamach i awarię, a odpowiedzialnością za tragedię obarcza załogę Tu-154. To efekt całkowitej służalczości Donalda Tuska wobec Rosjan i wybrania konwencji chicagowskiej jako podstawy badania katastrofy. Tego samego dnia wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew i prorektor UW prof. Tadeusz Tomaszewski podpisują porozumienie o programie stypendialnym. O stypendia będą mogli się ubiegać studenci zajmujący się relacjami polsko-rosyjskimi w dziedzinie gospodarki i historii. „To, co dobre dla Gazpromu, jest dobre dla całego świata” – mówi Miedwiediew podczas wykładu dla polskich studentów. Kilka dni wcześniej, 12 maja, „Gazeta Polska” publikuje artykuł „To mogła być eksplozja”. Jak się okaże, nasze ustalenia były bliskie prawdy.

8 lipca 2010 r.
Powstaje smoleński zespół parlamentarny pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Jako eksperci zespołu funkcjonować będą m.in. prof. Wiesław Binienda, dr Kazimierz Nowaczyk, dr Grzegorz Szuladziński i dr Wacław Berczyński. Ponadto swoich opinii udzielali zespołowi m.in. Harvey Kushner, dr Michael Baden, kmdr Wiesław Chrzanowski, Glenn A. Jørgensen. W posiedzeniach zespołu brał udział także por. Artur Wosztyl, pilot samolotu Jak-40, oraz rodziny smoleńskie. W ciągu najbliższych lat, przy współudziale niezależnych uczonych, zespół wypracował najbardziej spójną jak dotąd wersję zdarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Samolot, błędnie naprowadzany przez rosyjskich kontrolerów, uległ zniszczeniu w wyniku eksplozji, a urządzenia pokładowe przestały działać jeszcze nad ziemią – wynika z prac zespołu.

lipiec 2010 r.
Bronisław Komorowski sam przyznał sobie nagrodę w wysokości 22 tys. zł. – za „ciężką pracę po katastrofie smoleńskiej”. To nie koniec zaszczytów. 11 listopada 2010 r. na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Bondaryk, szef ABW. 11 listopada 2010 r. na stopień generała brygady awans dostaje płk Janusz Nosek, szef SKW. 11 listopada 2010 r. generałem brygady zostaje płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy. 16 listopada 2010 r. Radosław Sikorski odznaczył szefa BOR, gen. Mariana Janickiego, Odznaką Honorową Bene Merito – wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za „działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”. W 2011 r. Marek Wośko, prezes firmy, która remontowała Tu-154, został odznaczony złotym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”.

sierpień 2010 r.
Rozpoczynają się prowokacje na Krakowskim Przedmieściu. Podjudzana przez prorosyjskie i antyklerykalne media młodzież, a także – co wiemy dziś – inspiratorzy ze służb oraz dawni agenci komunistyczni oraz przestępcy wszczynają przepychanki, atakują ludzi modlących się pod krzyżem, profanują symbole religijne i szydzą z ofiar Smoleńska. Prowokacje mają dalszy ciąg: w kwietniu 2011 r. stołeczna straż miejska najpierw zabiera znicze stawiane ku pamięci 96 ofiar katastrofy smoleńskiej, a potem tulipany kładzione na chodniku na Krakowskim Przedmieściu (akcję zapoczątkowała „Gazeta Polska”) przez warszawiaków chcących oddać cześć śp. Marii Kaczyńskiej. Komendantem Warszawskiej Straży Miejskiej jest Zbigniew Leszczyński, kierowca i ochroniarz prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, jeszcze z czasów, gdy była ona prezesem NBP.

26 sierpnia 2011 r.
Samobójstwo popełnia 53-letni naczelnik FSB w obwodzie twerskim gen. Konstantin Moriew, który przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie. W sierpniu 2010 r. Rosjanie, tłumacząc się względami formalnymi, jeszcze raz przesłuchują pracowników wieży. „Nowe” zeznania okazują się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej. 19 listopada polscy prokuratorzy wojskowi informują, że w śledztwie nie wykorzystają zeznań kontrolerów wieży z lotniska Siewiernyj złożonych tuż po katastrofie, lecz... późniejsze. Z „poprawionych” zeznań złożonych w sierpniu 2010 r. wynika, że lot Tu-154 był cywilny, a nie wojskowy – co w dużej mierze zdejmuje odpowiedzialność z Rosjan. „Decyzja wojskowej prokuratury jest szokująca” – komentuje oburzony prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.

12 stycznia 2011 r.
Odbywa się prezentacja końcowego raportu MAK. Rosjanie ogłaszają jego treść bez udziału strony polskiej. Wnioski: samolot rozbił się z winy pilotów, którzy podjęli decyzję o lądowaniu pod wpływem nacisków gen. Błasika. W jego krwi, podkreślają eksperci MAK, znaleziono alkohol. Nawet komentatorzy wspierający dotychczas rząd twierdzą, że konferencja to policzek dla Polski. W trakcie prezentacji odtworzono fragmenty rozmów z kokpitu, łącznie z okrzykami umierającej załogi. W czasie ogłaszania raportu MAK premier Donald Tusk jeździł na nartach we włoskich Dolomitach. 2 lutego 2011 r. Warszawę odwiedza Nikołaj Patruszew, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji. Spotyka się z szefem BBN gen. Stanisławem Koziejem. Obie instytucje podpisują plan współpracy na dwa lata. Patruszew to były agent KGB, potem FSB.

28 października 2012 r.
Samobójstwo popełnia Remigiusz Muś, technik pokładowy samolotu Jaka-40. Z zeznań Musia wynikało, że kontrolerzy ze Smoleńska złamali wszelkie procedury, zezwalając tupolewowi zejść na wysokość 50 m, i że kopie nagrań z kokpitu tupolewa zostały sfałszowane. Muś nie zostawił żadnego listu pożegnalnego. Pod koniec stycznia 2014 r. „nieznani sprawcy” przecięli przewody hamulcowe w samochodzie pilota Jaka-40 por. Artura Wosztyla. Jazda bez działających hamulców na oblodzonej drodze omal nie zakończyła się tragicznie. Pilot natychmiast zgłosił sprawę na policję, bo półtora miesiąca wcześniej doszło do identycznego zdarzenia. Policjanci potwierdzili, że przewody zostały przecięte celowo. Por. Wosztyl jest jedynym żywym świadkiem, który potwierdza zeznania śp. Remigiusza Musia dotyczące działań kontrolerów.

30 października 2012 r.
Cezary Gmyz publikuje w „Rzeczpospolitej” artykuł „Trotyl na wraku tupolewa”. – Urządzenia użyte w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu – przyznał szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Jerzy Artymiak, choć kilka tygodni wcześniej prokuratura zarzekała się, że obecności trotylu (TNT) „nie stwierdzono”. Z doniesieniami o śladach substancji wybuchowych na wraku współgrają ustalenia naukowców. Wewnątrz Tu-154 doszło do wybuchu – wskazują badania dr. Wacława Berczyńskiego dowodzące rozmiaru sił, jakie musiały oddziaływać od wewnątrz na poszycie samolotu. Przyczyną katastrofy musiała być wielopunktowa eksplozja – wynika z kolei z opisu sposobu zniszczenia małego fragmentu Tu-154, przebadanego przez prof. Jana Obrębskiego z Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej.

kwiecień 2016 r.
„Gazeta Polska” ujawnia, że już 24 września 2010 r. Donald Tusk został powiadomiony, iż Rosjanie w trumnie prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego złożyli zwłoki innej osoby. O zamianie ciał dowiedziała się też wtedy komisja Millera i prokuratura wojskowa. Mimo to informacji tej nie przekazano bliskim prezydenta, a ekshumację zablokowano. Co więcej, Tusk w marcu 2012 r. sugerował, że rodziny smoleńskie domagające się ekshumacji mają problemy emocjonalne: „Nie powinienem komentować determinacji niektórych rodzin na rzecz ekshumacji zwłok, nawet jeśli nie rozumiem tej determinacji, bo nie rozumiem. Ale widocznie jest jakaś potrzeba, która tkwi w zranionych uczuciach rodzin ofiar”. Do ekshumacji Kaczorowskiego doszło ostatecznie w 2012 r. Potwierdziło się, że w jego trumnie jest ciało innej osoby.

14 września 2016 r.
„GP” dotarła do dokumentu dowodzącego, że eksperci, którzy w 2010 r. pojechali do Rosji, w ogóle nie badali wraku Tu-154M! Co więcej, mimo pobytu w Rosji nie skontaktowali się ani z rosyjskim producentem samolotu, ani z zakładem, w którym go remontowano. Dokument pochodzi z sierpnia 2010 r. i podpisany został przez Stanisława Żurkowskiego, ówczesnego przewodniczącego Podkomisji Technicznej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP). O piśmie musiał wiedzieć Donald Tusk. Przez pięć lat było ono ukrywane przez poprzednie władze. To ostateczny cios w ekspertów Jerzego Millera i Macieja Laska. W tym samym czasie wychodzi na jaw, iż już w kwietniu 2010 r. Miller zwrócił się do polskich ekspertów lotniczych z sugestią, że polski raport powinien być... podobny do rosyjskiego.

za:niezalezna.pl
                                                                                  ***

                                                                    Komisja Smoleńska

Casus drugich drzwi tupolewa przemawia za eksplozją w Smoleńsku -

Według ustaleń ekspertów z podkomisji smoleńskiej, na pokładzie Tu-154M doszło do eksplozji. Mają o tym świadczyć drzwi samolotu, które odnaleziono na miejscu katastrofy wbite w ziemię.

Casus drugich drzwi lewej burty Tu-154M członkowie podkomisji badali wraz z przedstawicielami National Institute for Aviation Research. To ciekawy przykład, gdyż element ten został dosłownie wbity w ziemię dłuższą krawędzią na głębokość jednego metra. Drzwi zostały odwrócone swoją wewnętrzną częścią do kierunku lotu.

Aby wyjaśnić ten przypadek, został przygotowany cyfrowy model drzwi oparty na dokładnym skanie tej części samolotu dokonanym z bliźniaczej maszyny będącej w posiadaniu Polski. Jest oczywiste, że wbicie tak dużego elementu w ziemię wymaga wielkiej energii. Gdy drzwi napotykają duży opór gleby, to skutkuje ich uszkodzeniem. Im twardsza gleba, tym większy opór, a co za tym idzie większe zniszczenia. Przeprowadzono wiele badań i eksperymentów z różnymi parametrami lotu, jak i gleby w Smoleńsku. W wyniku badań ustalono, że prędkość pionowa drzwi musiała być 10-krotnie większa niż prędkość pionowa samolotu przed uderzeniem w ziemię. Co za tym idzie, drzwi musiały mieć dodatkowe źródło energii zwiększające ich pęd, którym mogła być eksplozja.

Poza badaniem drzwi zrobiono również inwentaryzację części samolotu odkrytych w Smoleńsku i naniesiono je na mapę. Umożliwiło to wykonanie cyfrowej rekonstrukcji tupolewa ze zidentyfikowanych elementów. Usytuowanie ich na miejscu katastrofy pozwoliło na zrekonstruowanie ostatniej fazy lotu Tu-154M.

za:niezalezna.pl
                                                                                        ***

                     Ciała ofiar katastrofy smoleńskiej miały oparzenia. Nie da się tego wyjaśnić pożarami

Zespół do spraw wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej zbadał rozmieszczenie i stan ofiar na miejscu tragedii. Ciała czterech z nich nosiły ślady działania wysokiej temperatury, czego nie można wyjaśnić pożarami naziemnymi. Znajdowały się one kilkanaście metrów od stref, w których doszło do pożarów.

Niedługo po katastrofie smoleńskiej okazało się, że sekcje zwłok przeprowadzone przez rosyjskich śledczych urągały jakimkolwiek standardom. Dziś już wiemy, że w co najmniej kilku wypadkach doszło do zamiany ciał ofiar. Kolejne nieprawidłowości wychodzą na jaw wraz z dalszymi przeprowadzanymi ekshumacjami, których dokonuje prokuratura.

Skandalu można by uniknąć, gdyby strona polska chciała wykonać własne badania. Polskie władze jednak tylko zachwycały się pracą rosyjskich patomorfologów i dodatkowo zabroniły rodzinom otwierania trumien z ciałami ich bliskich. Tymczasem stan szczątków ofiar mógł dużo powiedzieć o katastrofie.

Na wrakowisku znaleziono ciała czterech ofiar noszące ślady działania wysokiej temperatury, których nie można wyjaśnić pożarami naziemnymi. Dwa ciała znalezione pod fragmentem centropłatu nosiły ślady oparzeń pierwszego i drugiego stopnia. Kolejne znalezione w innym sektorze miało rany ze zwęgleniem, a kolejna – oparzenia 2. i 3. stopnia na ok. 30 proc. powierzchni ciała. Trzy z opisanych ofiar podróżowały w części pasażerskiej samolotu, a jedna była członkiem załogi. Trwają analizy mające ustalić dokładną liczbę ciał ze śladami wysokiej temperatury, które znaleziono poza strefami pożarów na ziemi.

za:niezalezna.pl
                                                                                                ***

                                        Wykryto obecność ładunku inicjującego wybuch termobaryczny


„W wyniku przeprowadzonych eksperymentów możemy powiedzieć, że najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową” – podała podkomisja smoleńska w czasie konferencji prasowej.

W przedstawionym w poniedziałek filmie podkomisja stwierdza, że „bardzo wiele wydarzeń wskazuje na to, iż 10 kwietnia 2010 r. doszło do wybuchu na pokładzie rządowego tupolewa”.

    Awarie zarejestrowane w ostatnich sekundach lotu, całkowita utrata zasilania przed pierwszym kontaktem z ziemią, rozlokowanie szczątków wraku, specyficzny charakter obrażeń ciał, badania areodynamiczne, siła, z jaką drzwi zostały wbite w podłoże. Te i wiele innych czynników kazały podkomisji potraktować możliwość wystąpienia eksplozji całkiem realnie

– poinformowano.

W celu weryfikacji tej hipotezy podkomisja przeprowadziła szereg testów z wykorzystaniem różnych rodzajów materiałów wybuchowych.

Jak podano, w trakcie eksperymentów specjaliści testowali skutki eksplozji ładunku termobarycznego umieszczonego wewnątrz pasażerskiej części samolotu. Zbudowany został fragment kadłuba w skali 1:1 zgodny z planami konstrukcyjnymi. Wewnątrz umieszczono rząd oryginalnych foteli oraz modele twardych i miękkich tkanek ludzkich. Eksperyment poprzedzony został szeregiem badań i prób, a jego przebieg rejestrowały szybkie kamery nagrywające z prędkością 10- i 15-tys. klatek na sekundę.

    W jego wyniku znaleziono szereg analogii do katastrofy Tu-154M. W obu przypadkach wybuchu był głuchy dźwięk, a błysk i ogień były krótkotrwałe. Nie stwierdzono przy tym dymu, a osmalenie kadłuba było niewielkie. Fala wybuchu wepchnęła grodzie zarówno do przodu, jak i do tyłu naraz. Dużym częściom samolotu masowo towarzyszyły małe odłamki. Podłużnice i wręgi zostały podobnie rozerwane. Blacha została jednakowo pofalowana, a nity wyrwane i wystrzelone na zewnątrz  

– przekazano.

    Modele ciał ludzkich nie zostały spalone, choć mogły występować oparzenia, a sposób zniszczenia modeli części kostnych był analogiczny do ciał ofiar katastrofy. Również fotele nosiły bardzo podobne uszkodzenia

– zaznaczono.

Po eksperymencie pobrano 20 próbek do badań laboratoryjnych na obecność materiałów wybuchowych. Podkomisja podała, że na dziewiętnastu próbkach nie wykryto żadnych śladów materiałów wybuchowych. Natomiast na dwudziestej, najbliższej centrum wybuchu wykryto obecność ładunku inicjującego wybuch termobaryczny.

    W wyniku przeprowadzonych eksperymentów możemy powiedzieć, że najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową. Fala ta niszczyła napotkane przeszkody, rozrywała kadłub samolotu, wyrzucała na zewnątrz fotele i ciała ofiar oraz zrywała z nich ubrania

– uważa podkomisja.

za:niezalezna.pl
                                                                                ***

                                                            Bomba trudna do wykrycia

Wiele przesłanek wskazuje na to, że na pokładzie rządowego tupolewa doszło do eksplozji. Seria awarii w ostatniej fazie lotu, utrata zasilania przed kontaktem z ziemią, rozkład szczątków samolotu, obrażenia ciał, badania aerodynamiczne, drzwi wbite w ziemię z ogromną siłą – to tylko niektóre z argumentów. Czy są jednak ślady materiałów wybuchowych i czy można je odnaleźć?

W 2012 r. „Rzeczpospolita” opublikowała artykuł pt. „Trotyl na wraku tupolewa”. Cezary Gmyz opisywał w nim wizytę biegłych pirotechników w  Smoleńsku, którzy za pomocą detektorów wykryli liczne ślady substancji wybuchowych na wraku Tu-154M. Po ogromnej wrzawie medialnej i pacyfikacji redakcji „Rzeczpospolitej” oraz „Uważam Rze” przez rząd prokuratura postanowiła dowieść, że materia- łów wybuchowych na wraku nie było. Jednak o tym, że dziennikarze mieli rację, może świadczyć eksperyment podkomisji smoleńskiej. Eksperci zbadali, jak zachowuje się ładunek termobaryczny. W tym celu przygotowali fragment kadłuba w skali 1 do 1 zgodnie z  planami konstrukcyjnymi, a w środku umieszczono rząd foteli, także modele twardych i  miękkich tkanek ludzkich. Wybuch zarejestrowano specjalną kamerą. Towarzyszył mu głuchy dźwięk, a  błysk i ogień były krótkotrwałe. Nie stwierdzono przy tym dymu, a osmolenie kadłuba było niewielkie. Jednocześnie wiele fragmentów samolotu nosi ślady uszkodzenia podobne jak szczątki wraku Tu-154M. Modele ciał ludzkich nie zostały spalone, chociaż mogły występować oparzenia. Jednocześnie po eksperymencie pobrano 20 próbek do badań na obecność materiałów wybuchowych. Na 19 z nich nie wykryto śladów materiałów wybuchowych. Jedynie na jednej, znajdującej się najbliżej epicentrum wybuchu, odkryto ślad materiału inicjującego wybuch.

za:niezalezna.pl


                                                                             ***


Kopacz powinna zapaść się pod ziemię ze wstydu. Jest potwierdzenie informacji o ciałach w trumnie generała - niezalezna.pl    

Potwierdzam informacje członków rodziny gen. Bronisława Kwiatkowskiego, że w jego trumnie znalazły się szczątki innych osób - powiedziała dziś rzeczniczka Prokuratury Krajowej prok. Ewa Bialik. W poniedziałkowym wydaniu dziennik „Fakt” napisał, że w trumnie gen. Bronisława Kwiatkowskiego, który zginął w katastrofie w Smoleńsku, znaleziono szczątki jeszcze siedmiu innych osób.

Rzeczniczka Prokuratury Krajowej pytana o to, ilu osób szczątki znaleziono podczas ekshumacji gen. Kwiatkowskiego, powiedziała, że nie ma wiedzy na ten temat.

    Natomiast potwierdzam informacje rodziny gen. Kwiatkowskiego, że w trumnie gen. Kwiatkowskiego znalazły się szczątki innych osób

- powiedziała Bialik.

/.../

Głos w bulwersującej sprawie zabrała dziś Małgorzata Wassermann, córka posła Zbigniewa Wassermana, który zginął w Smoleńsku.

    Cały czas czekam, po pierwsze, na wyjaśnienie przyczyn, ale takie, które będzie oparte na dowodach, a nie na tym, co zrobiła prokuratura i komisja za rządów Platformy Obywatelskiej. A po drugie, czekam cały czas na zeznania, ewentualnie wyjaśnienia, złożone przez te osoby, które rządziły w tamtym okresie: Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego, Ewy Kopacz, no i, wszystko na to wskazuje, Andrzeja Seremeta

- powiedziała posłanka.

    Bez cienia zemsty, uczciwie powinniśmy tych ludzi rozliczyć za decyzje ówcześnie podejmowane

- podkreśliła. Jak oceniła, niosą one za sobą „dramatyczne konsekwencje”.

    .@wassermann_ma: rola Ewy Kopacz zmieniała się w zależności od tego, jakie nieprawidłowości były ujawniane#wieszwiecej #Smoleńsk pic.twitter.com/HuK5MMae37 — TVP Info (@tvp_info) 29 maja 2017


Jej zdaniem należy zbadać, czy nie doszło do niedopełnienia obowiązków oraz utrudniania śledztwa przez osoby, które wymieniła.

    Jeżeli prowadzi się postępowanie, a ktoś wprowadza w błąd - czy to stronę, tak jak nas, i nie możemy składać odpowiednich wniosków, czy na przykład prokuraturę, która nie była na miejscu, a pani Ewa Kopacz była na miejscu i wiedziała jak to wyglądało - to tym samym utrudnia postępowanie

- mówiła Wassermann.

Dodała, że należy sprawdzić szczegóły wyjazdu Ewy Kopacz do Moskwy w kwietniu 2010 roku, tuż po katastrofie.

    Wyjechała do Moskwy, prowadziła rozmowy z najważniejszymi osobami ze strony Federacji Rosyjskiej. Kto, kiedy i na jakiej podstawie ją umocował do tego? Jakie decyzje podjęła i czy podejmowała je samodzielnie, czy w konsultacji, i ewentualnie z kim?

- pytała.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie rządowego samolotu Tu-154M w Smoleńsku zginęło 96 osób - w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria.

Temat jest dziś od rana szeroko komentowany przez społeczność Twittera. Wielokrotnie przypominano słynną mowę sejmową o przekopywaniu ziemi w Smoleńsku wygłoszoną przez Ewę Kopacz.

    Straszne kłamstwa Ewy Kopacz dziś po kolejnych makabrycznych odkryciach - szczątki 8 osób w jednej trumnie.
    Jak można było? pic.twitter.com/BIwIj8mnS0 — Anna Pańczyk (@A_panczyk) 29 maja 2017

    Ewa Kopacz: "Przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 metra a każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie". — Michał Adamczyk (@MiAdamczyk) 29 maja 2017

    Wiele osób kompromitowało się w polskiej polityce.
    Ale w przypadku Ewy Kopacz uważam, że nie ma już prawa głosu.
    Jej słowo nie znaczy nic. — Weronika Kostrzewa (@KostrzewaWZ) 29 maja 2017

    Bolszewicka dzicz wciska "narrację", że nie dało się zidentyfikować szczątków po takiej katastrofie. @PK_GOV_PL zidentyfikowała po 7 latach! — kontrowersje.net (@kontrowersje) 29 maja 2017

/.../
    Nawet w komputerowej grze "Cywilizacja" jedną z pierwszych zdobyczy człowieka jest przemyślany pochówek. Ludzie PO są jak widać poza kulturą — Tomasz (@de_Talleyrand_) 29 maja 2017

/.../

    Nagrody za "osiem ciał w trumnie generała":
    -Ewa Kopacz zostaje premierem
    -Bronisław Komorowski zostaje prezydentem
    -Donald Tusk "królem" UE — Złotowłosa(@zprzymruzeniem) 29 maja 2017
/.../
    Przeprosić to można z kradzież czapki jabłek u proboszcza. My tutaj mówimy o współudziale w przestępstwie znieważenia zwłok https://t.co/K1zxLVNxud — Cezary „Trotyl” Gmyz (@cezarygmyz) 29 maja 2017



Przypomnijmy, na początku kwietnia ub.r. śledztwo smoleńskie od zlikwidowanej prokuratury wojskowej przejęła Prokuratura Krajowa. Już w czerwcu prokuratorzy poinformowali, że konieczne jest przeprowadzenie ekshumacji 83 ofiar katastrofy (wcześniej, w latach 2011-12, przeprowadzono dziewięć ekshumacji, decyzja o nich wynikała m.in. z wykrytych nieprawidłowości w rosyjskiej dokumentacji medycznej; cztery osoby zostały skremowane).

Decyzję tę uzasadniano zarówno błędami w rosyjskiej dokumentacji medycznej i brakiem dokumentacji fotograficznej, jak i tym, że Rosja nie zgodziła się na przesłuchanie rosyjskich biegłych, którzy na miejscu przeprowadzali sekcję zwłok.

Ekshumacje rozpoczęły się w połowie listopada 2016 r. Do końca grudnia ub. roku ekshumowano w sumie 11 osób, choć planowano początkowo 10. Wynikało to z wykrycia jednej zamiany ciał - podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Mariusza Handzlika i prezesa PKOl Piotra Nurowskiego. Po dwóch miesiącach przerwy w marcu 2017 r. ruszył kolejny etap ekshumacji. W marcu ekshumowano sześć, a w kwietniu cztery ciała. W maju - jak dotąd - cztery.

Prokuratura nie ujawnia żadnych szczegółów, a rodziny coraz częściej zwracają się z prośbą o nieujawnianie danych ekshumowanych osób. Na początku kwietnia poinformowano, że w trakcie przeprowadzanych od listopada ekshumacji stwierdzono dwa przypadki zamiany ciał, a w pięciu trumnach znaleziono szczątki innych osób.

Podczas każdej ekshumacji sprawdzana jest nie tylko tożsamość ofiary katastrofy. Biegli przeprowadzają sekcje zwłok, tomografie, pobierają próbki do badań DNA, histopatologicznych, toksykologicznych i fizykochemicznych.

Prokuratorzy chcą do końca roku przeprowadzić jeszcze 32 ekshumacje; kolejne 26 zaplanowano na 2018 r.

Decyzje o ekshumacjach spotkały się ze sprzeciwem części rodzin ofiar. Do Prokuratury Krajowej wpłynęły zażalenia, skargi i wnioski o uchylenie postanowień ws. ekshumacji. Prokuratura od początku stoi jednak na stanowisku, że przepisy Kodeksu postępowania karnego nie przewidują możliwości złożenia zażalenia na decyzję o ekshumacjach. Ponadto w październiku 2016 r. ponad 200 osób, członków rodzin 17 ofiar, zaapelowało w liście otwartym o powstrzymanie ekshumacji ich bliskich.

za: http://niezalezna.pl

                                                                                       ***
Również:
http://wpolityce.pl