Wosztyl obala wydumane teorie Laska

Smoleńsk – wina Rosji

Efekty prac działającej przy MON-ie podkomisji smoleńskiej obnażają kłamstwa i zaniechania komisji Jerzego Millera. Choć od katastrofy minęło prawie osiem lat, wciąż pojawiają się nowe ustalenia. Na światło dzienne wychodzą również manipulacje i fałszerstwa Rosjan, którzy od początku winą za tragedię smoleńską chcieli obciążyć Polaków.

Prof. Kazimierz Nowaczyk, szef podkomisji, ujawnił, że z analizy materiałów i zebranych dowodów niezbicie wynika, iż rządowy Tu-154M był naprowadzany przez Rosjan o kilometr bliżej na pas, niż w rzeczywistości było lotnisko. Zapis rosyjskiej czarnej skrzynki kończy się tuż przed zderzeniem z brzozą, o czym nie ma mowy w raporcie MAK-u opracowanym pod kierunkiem gen. Tatiany Anodiny. Na dodatek, z polskiego rejestratora, który komputerowo zapisuje dane, zamiast jednego są cztery różne odczyty ostatnich sekund lotu. Nie można również zapomnieć o próbach obciążenia przez Rosjan gen. Andrzeja Błasika odpowiedzialnością za katastrofę. Już dzisiaj wiemy o rosyjskich manipulacjach i powielaniu ich w raporcie komisji Millera – miejmy nadzieję, że całość tych kłamstw zostanie obnażona w dokumencie kończącym prace podkomisji działającej w ramach MON-u.

za:http://niezalezna.pl

                                                                          ***

          Przez kogo i po co został wynajęty Maciej Lasek? Poseł Lichocka mówi o tym bez ogródek

Maciej Lasek nie został wynajęty, żeby wyjaśniać katastrofę smoleńską, ale opowiadać o niej wersję PO i Kremla - stwierdziła posłanka PiS Joanna Lichocka, komentując wywiad dla "Dziennika Gazety Prawnej" byłego członka państwowej komisji, która w latach 2010-11 badała katastrofę smoleńską.

Lasek w wywiadzie zapewnił, że w komisji "nie działał na zlecenie polityczne" ani "pod niczyją presją polityczną". Wychwalał współpracę z Rosjanami.

"Podczas pracy na raportem rozmawialiśmy o współpracy z Rosjanami i o tym, że na początku ona się dość dobrze układała. Jednak dość szybko stosunki się ochłodziły" - powiedział. "I zeszli na poziom profesjonalizmu. Bez emocji, bez serdeczności".

Po raz kolejny Lasek zaatakował również śp. generała Andrzeja Błasika. Lasek pytany, czy jest pewien obecności w kabinie pilotów dowódcy Sił Powietrznych, odparł: "nie mam wątpliwości, że był".

Zdaniem poseł Lichockiej, która była dzisiaj gościem TVP 1, Maciej Lasek był w czasie działań komisji "wynajętym propagandzistą".

"Pan Maciej Lasek nie został wynajęty, żeby wyjaśniać katastrofę smoleńską, ale opowiadać o niej wersję PO i Kremla" - oceniła.

Komentując jego wypowiedź o obecności w kokpicie gen. Błasika, posłanka stwierdziła, że "pan Lasek musi w to brnąć, bo właśnie do tego został wynajęty".

Według Lichockiej Lasek "jest tylko pionkiem". Jej zdaniem "przykrył" on przewodniczącego Komisji Badania Wypadków Lotniczych Jerzego Millera, który "ponosi największą odpowiedzialność za zaniechania w sprawie katastrofy smoleńskiej".

"Nie mam najmniejszej wątpliwości, że rząd Donalda Tuska w tej sprawie działał pod dyktat Kremla" - oceniła. Według posłanki "historia osądzi" i Macieja Laska, i Jerzego Millera, i Donalda Tuska.

/ Marcin Pegaz/Gazeta Polska

Źródło: PAP, niezalezna.pl
za:http://niezalezna.pl
                                                                          ***

/.../ Wosztyl obala wydumane teorie Laska: "Wielokrotnie latałem z panem gen. Błasikiem i wiem jak zachowywał się w samolocie"

Jeżeli ktoś lata na samolocie tupolew i ma nalatane około 3 tys godzin, to doskonale zna ten sprzęt. Taki człowiek wie jak ustawić autopilota, aby działał prawidłowo, w szczególności, że śp. dowódca załogi mjr Arkadiusz Protasiuk uwielbiał ten samolot i jego autopilota. Komisja Millera zrobiła niestety wszystko, żeby w sposób tendencyjny przedstawić to, co się wydarzyło w Smoleńsku. Dziś pan dr Lasek przechodzi samego siebie w insynuacjach — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl por. rez. Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował przed Tu-154M w Smoleńsku.

/.../

wPolityce.pl: Maciej Lasek twierdzi w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”, że z przeprowadzonych przez niego rozmów z oficerami wynika, że każdy z nich wszedłby na miejscu gen. Błasika do kokpitu, by stwierdzić co się dzieje. Procedury nie mówią jednak, że to dowódca samolotu ma głos decydujący na jego pokładzie, a nie pasażer, nawet tak ważny jak dowódca Sił Powietrznych?

Artur Wosztyl: Oczywiście. Pan dr Lasek mówi bzdury, brak mi słów. Jak można powiedzieć, że na miejscu generała ktoś wszedłby do kokpitu? Wielokrotnie latałem z panem generałem Błasikiem i wiem jak zachowywał się w samolocie. Kiedyś miałem taka sytuację, że poleciałem do Ramstein w środku nocy, żeby odebrać generała Błasika, który wracał z USA i przywieźć go do Polski. Okazało się, że mamy minimum do startu, wtedy powiedziałem panu generałowie, że w tej chwili potrzebuje człowieka, który przyda mi się w razie, gdyby doszło do awaryjnej sytuacji. Pan generał skończył wówczas dopiero szkolenia na Jaka-40 i nie był jeszcze doświadczonym lotnikiem na tym typie statku powietrznego. Poprosiłem go więc, aby wrócił do salonki, a ze mną poleci doświadczony drugi pilot. Nie było najmniejszego zająknięcia, pan generał poszedł do salonki, zapiął się w pasy i nie przychodził do nas i nie patrzył w kokpicie jakie są warunki do startu. Ten kto dziś powtarza, że pan generał i tak wszedłby do kokpitu tupolewa, mówi wierutne bzdury. Niestety pojawiają się osoby, jak pan Lasek, które podtrzymują narrację już dawno obaloną.

Zbliża się termin opublikowania raportu przez podkomisję smoleńską. Lasek boi się jej, skoro chce wmówić społeczeństwu, że oto wszyscy się mylą, a tylko on ma rację?

Jeżeli ktoś przypisuje słowa, które zgodnie z ekspertyzą Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Shena w Krakowie wypowiedział drugi pilot, to zwyczajnie kłamie. Mowa o słynnych 100 metrach, gdzie Komisja Millera twierdziła, że tylko generał znał prawidłową wysokość w samolocie. Ani CLKP, ani wcześniejsza ekspertyza, tego nie potwierdziła. Tymczasem wielką tajemnicą było otoczone to, kto rozpoznał głos pana generała. Trzeba tutaj przypomnieć, że już w długi weekend majowy, czyli niecały miesiąc po katastrofie, było wiadomo, że generał był w kokpicie i jego głos został rozpoznany przez jednego członków komisji Millera. To jest bardzo dziwne jak ktoś może rozpoznać głos człowieka po jednym krótkim słowie? Czyli czułe ucho płk. Kędzierskiego robiło za wszelkie ekspertyzy? Wystarczy zresztą posłuchać nagrań, które ujawniła TV Republika, w jaki sposób dążono do potwierdzenia obecności pana generała w kokpicie. I nie mówimy o tym, że w sektorze wyznaczonym znajdowało się ciało jednego członka załogi gdzieś w pobliżu ciała pana generała. Mówimy o tym, że skrzętnie pomija się fakt, iż obok ich ciał znajdowało się chyba jeszcze 10 innych ciał. Czyli co wszyscy oni byli w kokpicie? Stali w kolejce do niego wszyscy?

A propos nagrań z posiedzeń Komisji Millera. Pojawia się tam kwestia korekty w raporcie istotnych słów. „Miejsca wybuchów” postanowiono zastąpić słowami ”ogniska pożarów”. Przestraszono się słowa wybuch?

Na pewno się go wystraszyli i to jest kolejny przykład na tendencyjność przedstawiania informacji i „rzetelność” raportów MAK-Milera. Bo  detonacje naprawdę były słyszalne i to nie jest jakiś wymysł. To nie jest coś, na co nie ma dowodów w sensie takim, że są zeznania świadków. Oczywiście Komisja Millera i inni twierdzą, że oni wiedzą lepiej. Wielokrotnie pomijali jednak pewne dowody oraz pewne zeznania i przedstawiali to w taki sposób, w jaki było im wygodnie.

Lasek twierdzi, że w pewnym momencie samolot leciał nisko i wyciął ścieżkę w drzewach. O czym to świadczy?

Ale on przecież musiał spotkać się z drzewami i krzewami, bo spadł na ziemię. Pytanie tylko dlaczego spadł i dlaczego nie zadział przycisk „uchod”? Tego nie wiemy, bo ani Komisja Millera ani MAK tego nie wyjaśniły. Powoływanie się na starą instrukcję z lat 90. nie jest wiarygodnym dowodem. Samolot wielokrotnie przechodził duży remont za wschodnią granica i załogi, które odbierały te samoloty robiły tam przy okazji szkolenia na symulatorach, bo taka była praktyka. Mieli także dodatkowe zajęcia z nowych urządzeń, które były wstawiane do kokpitu jako wyposażenie usprawniające funkcjonowanie wszystkich systemów. I to nie jest tak, że oni o tym wiedzieli. Jeżeli ktoś lata na samolocie tupolew i ma nalatane około 3 tys godzin, to doskonale zna ten sprzęt. Taki człowiek wie jak ustawić autopilota, aby działał prawidłowo, w szczególności, że śp. dowódca załogi mjr Arkadiusz Protasiuk uwielbiał ten samolot i jego autopilota. Komisja Millera zrobiła niestety wszystko, żeby w sposób tendencyjny przedstawić to, co się wydarzyło w Smoleńsku. Dziś pan dr Lasek przechodzi samego siebie w insynuacjach.

Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
autor: Zespół wPolityce.pl

za:https://wpolityce.pl