Dzięki orzeczeniu SN widzimy, że mamy do czynienia z weryfikacją patologii, której ofiarą był Mariusz Kamiński

/.../ To, co zrobił prezydent nie dotyczy tylko osoby Mariusza Kamińskiego, ale dotyczy naruszenia przez sąd praworządności w postępowaniu. Była patologicznie czytelna, a przecież patologia nie może leżeć u podstaw wymiaru sprawiedliwości — mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Piotr Łukasz Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu.



Panie Mecenasie, zacząłbym od tego, czy Pan jako prawnik miał kiedykolwiek wątpliwości co do prezydenckiej prerogatywy prawa łaski?

Wątpliwości przy interpretacji konstytucji są uzasadnione ze względu na komplementarność, zupełność i niesprzeczność systemu prawnego, zwłaszcza jeżeli chodzi o jego praktyczne zastosowanie. Jeżeli chodzi o prerogatywy prezydenta odnośnie do stosowania prawa łaski, to dotyczą one paru dziedzin, najbardziej czytelna jest procedura karna. Ale to nie jest jedyna przyjęta w prawie i zamknięta praktyka, którą dopuszcza konstytucyjna kontrola prezydenta. Jako jedyny organ władzy państwowej ma on wprost z konstytucji, nieregulowany odrębnymi ustawami, obowiązek kontrolowania w jakim zakresie konstytucja jest przestrzegana i korygowania w takim zakresie, jakim jest łamana. Konstytucja przewiduje to wprost, ale jeżeli ustawa tego nie doprecyzowuje, to stosuje się jej zapis wprost. W tym zakresie należy rozpatrywać, pierwszy raz w naszej historii stosowania konsytuacji, casus zastosowania prawa łaski wobec Mariusza Kamińskiego.

Czy jest on zasadny?

Tak, jest i dopuszczalny, i zasadny.

Dlaczego?

Mianowicie dlatego, że obowiązuje święta zasada rzetelnego i praworządnego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, w myśl której nie można dwa razy sądzić i skazywać za to samo działanie, skoro ta procedura została wyczerpana. A stało się tak wtedy, kiedy postawiono te same zarzuty przed sądem karny, jakie postawiono postawiono przed komisją odpowiedzialności konstytucyjnej Sejmu. Gremium najwyższe, naród w postaci przedstawicieli w Sejmie, uznał iż Mariusz Kamiński nie może odpowiadać przed Trybunałem Stanu, a zarzut w tym zakresie jest niezasadny. Mimo to, łamiąc tę uświęcono zasadę, wskazującą na niemożność sądzenia drugi raz za to samo – ne bis in idem – sąd w osobie określonego sędziego wydał drakoński wyrok skazujący, na pierwszy rzut oka już rażący swoją nieadekwatnością nawet do spodziewanego orzeczenia, sterowanego politycznie przez określoną sytuację, która zmierzała do tego, by Mariusza Kamińskiego wyeliminować z życia politycznego. Mało tego, w moim przekonaniu sąd dał wyraz swojej głębokiej politycznej stronniczości i chęci napiętnowania człowieka za jego praworządne działanie tylko dla tego, że jest po niewłaściwej stronie politycznej. W rozumieniu sędziego, to przeciwnik polityczny do zniszczenia.

Czyli w ogóle nie powinno dojść do procesu byłego szefa CBA?

Do procesu mogło dojść, ale prawo procedury karnej przewiduje, że wyrok ten jest dotknięty zasadą nieważności ze względu na to, że Mariusz Kamiński został już za to samo uwolniony przez Sejm od odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Orzeczenie sądu w tym zakresie narusza podstawowe zasady praworządności. To powinno być skorygować przez sąd drugiej instancji. Prezydent widząc tę sytuację, tak to rozumiem, że naruszono zakres praworządności w pierwszej instancji, wkracza w zakres kompetencji władzy sądowniczej, która nihilistycznie wykroczyła przeciwko zasadom narodów cywilizowanych od czasów rzymskich, właśnie tej zasady ne bis in idem. No chyba, że jest się w państwie totalitarnym… Co innego, gdy wznawia się postępowanie na podstawie nowych okoliczności, dowodów i ustaleń stanu faktycznego, ale nie prawnego. Należy też podkreślić, że to, co zrobił prezydent nie dotyczy tylko osoby Mariusza Kamińskiego, ale dotyczy naruszenia przez sąd praworządności w postępowaniu. Była patologicznie czytelna, a przecież patologia nie może leżeć u podstaw wymiaru sprawiedliwości.

Pojawia się pytanie czy Sąd Najwyższy ma w ogóle kompetencje, by wypowiadać się konstytucyjnej prerogatywie prezydenta? Czy organem właściwym od oceny nie jest przecież Trybunał Konstytucyjny?

SN, jak rozumiem, nie zajął się interpretacją konstytucji, ponieważ nie może stosować jej wykładni, natomiast jest zasada, że jeżeli sąd I czy zwłaszcza II instancji, zwraca się o wykładnię przepisu, który ma zastosować w zakresie procedury. Sąd rozumie prerogatywę prezydenta o ułaskawieniu wąsko, jako tylko tę, która mieści się w ramach procedury karnej, gdy doszło do skazania, a następnie dochodzi do ułaskawienia, gdy prezydent uwalnia kogoś od skutków skazania. Rzeczywiście, sąd mógł mieć wątpliwości i zwrócił się do SN z pytaniem, czy można w ogóle ułaskawić kogoś, kto nie został skazany. W ramach tylko procedury karnej, a nie prerogatyw konstytucyjnych prezydenta, ten wniosek może rodzić podstawę do tego, by się nad tym zastanowić. To tak, jakby prezydent przesądził przecież, że jest on winny, będzie skazany, w związku z tym łamie domniemanie niewinności. Chcę w ten sposób pokazać całą absurdalność tej sytuacji, która pokazuje, jak sąd widział konstytucyjne prawo łaski prezydenta. Ale przecież nie jest ono wyczerpane tylko przewidzianą procedurą prawa karnego. I z całą pewnością ta sprawa dla sędziego jest wyjątkowo skomplikowana. Z jednej strony mamy autonomię postępowania sądowego, ale nad tym, i nad postępowaniem każdego organu władzy, jest uprawnienie konstytucyjne prezydenta do  korygowania. Ale na pewno nie może Sąd Najwyższy interpretować konstytucji, ale wyłącznie procedurę.

Co wynika w takim razie z tego stanowiska SN?

Z pewnością nie to, czy prezydent ma prawo zastosować prawo łaski, czy też nie, bo ma on to prawo. To, co sobie SN określi, nie ma dla uprawnień konstytucyjnych prezydenta żadnego znaczenia, bo to prawo łaski przekracza zakres ułaskawienia i dotyczy sposobu funkcjonowania praworządności poszczególnych organów władzy. To szerokie uprawnienie, wynikając wprost z konstytucji.

A jaki jest skutek prawny tego orzeczenia?

Jak można ocenić stanowisko SN? Niezależnie od tego, że prezydent ma prawo stosować w każdej sytuacji prawo łaski, ale sąd ma też prawo w toku instancyjnym dokończyć swoje postępowanie. Wyrok powinien być w zasadzie skorygowany w II instancji postępowania sądowego. A gdyby nie został skorygowany w kierunku, jakim prezydent akcentował złamanie praworządności, a gdyby z jakiegoś powodu sad II instancji uznał, że mamy do czynienia z popełnieniem przestępstwa, to w takim zakresie prawo łaski na pewno już działa. Prezydent nie musi drugi raz ułaskawiać. Jest to prawo łaski niejako zawieszone do czasu, gdy zostanie wyczerpana droga instancyjnego postępowania sądowego.

Czy można powiedzieć, że orzeczenie Sądu Najwyższego ma charakter polityczny? Nawet tak ostrożny w słowach Jarosław Gowin stwierdził, że to wyraz niechęci wobec reformy wymiaru sprawiedliwości, a sędziowie pokazali rządowi i prezydentowi „gest Kozakiewicza”.

Bez zgłębienia uzasadnienia, wstrzymam się z tego typu komentarzami. Natomiast będąc sędzią sądu apelacyjnego, gdyby wpłynęła apelacja i miałbym przekonanie, że ten wyrok jest nieważny, to należałoby uchylić wyrok do ponownego rozpoznania i uchyliłbym go z zaleceniem umorzenia tej sprawy ponownie w I instancji. Jeżeli nie byłoby nowych okoliczności, bo sąd nawet charakteropatycznie polityczny ma autonomię dowodową.

Przy okazji tego casusu i tej głębokiej niesprawiedliwości, która spotkała polski wymiar funkcjonowania praworządności w Polsce, mamy do czynienia z edukacją społeczną. Sami sędziowie i społeczeństwo winno postrzegać to jako głęboką analizę obowiązującego w Polsce systemu konstytucyjnego. Dzięki temu widzimy, że mamy do czynienia jednocześnie z weryfikacją patologii, której ofiarą był Mariusz Kamiński.

Rozmawiał Adam Kacprzak

http://wpolityce.pl


                                                                                               ***

Mec. Tomczyński: Sąd Najwyższy chyba nie do końca wie, jaka jest różnica między ułaskawieniem a prawem łaski


 SN może kodeks postępowania karnego przeczytał i wie, czym jest ułaskawienie, ale jaka jest różnica między ułaskawieniem a prawem łaski to już niespecjalnie. W kodeksie postępowania karnego używa się pojęcia ułaskawienia, ale jest to co innego niż prawo łaski. Prawo łaski jest pojęciem szerszym i łączy ułaskawienie z kpk i indywidualne decyzje o charakterze abolicyjnym - tłumaczył w "Republice po południu" wieloletni sędzia, mec. Adam Tomczyński.

Czy Sąd Najwyższy może ingerować w uprawnienia zapisane w konstytucji? SN może kodeks postępowania karnego przeczytał i wie, czym jest ułaskawienie, ale jaka jest różnica między ułaskawieniem a prawem łaski to już niespecjalnie. W kodeksie postępowania karnego używa się pojęcia ułaskawienia, ale jest to co innego niż prawo łaski. Prawo łaski jest pojęciem szerszym i łączy ułaskawienie z kpk i indywidualne decyzje o charakterze abolicyjnym - tłumaczył mec. Adam Tomczyński.

- Tutaj można przywołać znaną z literatury analogię. Kmicic trochę narozrabiał, ale potem zrobił trochę dobrych rzeczy i wtedy król dokonał aktu łaski i powiedział, że nie należy ścigać Kmicica, bo zrobił wiele rzeczy dobrych. To jest monarsze prawo łaski. Monarchy nie mamy, ale mamy demokratycznie wybranego prezydenta. Prezydent obecnie nie ma i tak zbyt wielu uprawnień, więc nie odbierajmy mu chociaż prawa łaski - powiedział Tomczyński.

- Dla mnie uprawnienia prezydenta RP wynikające z konstytucji są jasne i nie jest prawdą, że SN unieważnił decyzję amnestyjną wobec Mariusza Kamińskiego. Sąd Najwyższy nie ma prawa ingerować w decyzje prezydenta. Z uwagi na kwestie proceduralne wprowadził zamieszanie, bo postępowanie musi trwać dalej, ale decyzja o prawie łaski dla Kamińskiego jest wciąż ważna - przypomniał gość TV Republika.

za: telewizjarepublika.pl



***

Piotr Semka dla Fronda.pl: Sąd Najwyższy jest aktywnym graczem


Sąd Najwyższy stwierdził, że prezydent Andrzej Duda nie mógł uniewinnić Mariusza Kamińskiego, jako że ten nie był skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Czy uchwała Sądu Najwyższego była słuszna? Do czego może doprowadzić obecna sytuacja? O komentarz poprosiliśmy dziennikarza i publicystę Piotra Semkę.

 Jak Pan ocenia uchwałę, jaką podjął Sąd Najwyższy w sprawie Mariusza Kamińskiego?

Sądzę, że do tej sytuacji musiało dojść. Widać wyraźnie, że Sąd Najwyższy już wcześniej stał się bardzo aktywną stroną w konflikcie wokół Trybunału Konstytucyjnego i siłą rzeczy wytworzył wrażenie w obozie Prawa i Sprawiedliwości, że jest aktywnym graczem, który nie trzyma się pewnych linii podziału. Jeśli więc w tak kluczowej sprawie Sąd Najwyższy wydaje werdykt, który jest krytykowany przez wielu znawców prawa konstytucyjnego, powstaje pytanie, kto ma rozstrzygać sytuację w której Sąd Najwyższy rozstrzyga w sprawie, do rozstrzygania której nie jest powołany, czyli w sprawie prawa konstytucyjnego.

 Co z tego wynika dla bieżącej sytuacji politycznej?

Można powiedzieć, że jest to sukces taktyki spalonej ziemi, którą prowadziła opozycja. Taktyka ta polegała na tym, aby nie iść na żadne kompromisy, aby nie godzić się na żadne rozwiązania, które mogłyby zażegnać kryzys konstytucyjny. A ponieważ nie podejmowano żadnych kroków, tylko mówiono, że PiS musi przywrócić stan, jaki był wcześniej, PiS doczekało się wygaśnięcia mandatu Andrzeja Rzeplińskiego. Tym samym teraz opozycja mówi, że Trybunał Konstytucyjny to trybunał ludzi mianowanych przez PiS. Jednocześnie partia rządząca patrzy na wyrok Sądu Najwyższego jako na wyrok ludzi zaangażowanych w politykę. Taka sytuacja, w której organy takie jak SN, czy TK są uważane przez jedną, bądź drugą stronę za niewiarygodne, jest bardzo niszcząca dla ładu prawnego w państwie. Szczerze mówiąc, nie wiem, jakie może być wyjście z tej sytuacji.

Obecna sytuacja może więc zrodzić wiele komplikacji?

Oczywiście. Może powstać precedens, w którym wyrok Sądu Najwyższego nie będzie wykonywany. Ten precedens z pewnością miały spore konsekwencje. Jednocześnie przeciwna strona sceny politycznej nie będzie uznawała wyroków Trybunału Konstytucyjnego. To byłaby sytuacja bardzo niebezpieczna i we wszystkich krajach od takich sytuacji się ucieka, jednak dochodząc do pewnego kompromisu, czasem przy użyciu mediatorów, czy pośredników dialogu. W Polsce bardzo wiele autorytetów zaangażowało się w spór, szczególnie po stronie opozycyjnej i nie bardzo wiadomo, kto mógłby nas z tej skomplikowanej sytuacji wyprowadzić.

Czy ta sytuacja może też dać nowe argumenty opozycji do krytykowania polskich władz na forum międzynarodowym, szczególnie w Unii Europejskiej?

Oczywiście. Jest to wręcz sytuacja wymarzona. Kwestia Sądu Najwyższego to doskonały powód, dla opozycji, by wnioskować na forum europejskim o wprowadzenie sankcji wobec Polski. Nie chcę prowadzić dywagacji dotyczących tego, czym była powodowana taka a nie inna decyzja sędziów SN, ale faktem jest, że Sąd Najwyższy opowiedział się dość jednoznacznie w sprawie konfliktu o Trybunał Konstytucyjny, toteż występuje tu pewne wrażenie sympatii wobec opozycji.

Dziękujemy za rozmowę.   

za:www.fronda.pl