Pomagamy na miejscu

Robimy wszystko, by mieszkańcy Aleppo nie byli przymuszeni do wyjazdu – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” o. Ibrahim Alsabagh, proboszcz parafii rzymskokatolickiej pw. św. Franciszka w Aleppo.

– Bombardowania już ustały, ale wciąż nie jesteśmy bezpieczni. Rodziny z dziećmi mają mnóstwo, mnóstwo trosk – mówi o. Ibrahim Alsabagh. Do tego dochodzą trudności dnia codziennego: brak wody bieżącej, stanie po kilka godzin w kolejce po wodę, dźwiganie jej. Brak pracy, brak dochodów. Drożyzna. – W tej chwili w Aleppo wszystko jest, ale jest bardzo drogie. Większość mieszkańców utraciła możliwość samodzielnego życia, ludzie są całkowicie zdani na programy pomocowe, rynek prawie nie funkcjonuje. Dlatego właśnie staramy się kupować na miejscu to, co chcemy rozdać potrzebującym, żeby ożywić rynek, przywrócić ludziom samodzielność – mówi proboszcz z Aleppo.

Kapłan podkreśla, że trzeba przyjąć ludzi uciekających z terenów objętych wojną, pomóc im przetrwać najtrudniejszy czas. Dodaje też, że pomiędzy rzeczywistymi uchodźcami bywają także ludzie o innych intencjach, ludzie przybywający do gościnnych krajów, żeby siać śmierć, zniszczenie.

– Każdy więc kraj ma prawo sprawdzać, kto do niego przybywa, czy naprawdę jest uchodźcą. Zarówno prawo do pomocy w niebezpieczeństwie, jak i prawo do obrony nie jest kwestią subiektywnych zapatrywań. Oba te prawa mają charakter obiektywny – podkreśla o. Ibrahim Alsabagh.

– Natomiast my, w Aleppo, poprzez programy pomocy staramy się przywrócić ludziom wolność wyboru – żeby nie musieli robić tego, czego nie chcą, żeby mogli pozostać – mówi proboszcz z Aleppo.

za: www.naszdziennik.pl