Ks.prof. Paweł Bortkiewicz - Sumienie i dyscyplina

Kalendarz zdarzeń jest dość czytelny i skondensowany. Bundestag uchwalił nowe prawo 30 czerwca dotyczące przyznania osobom tej samej płci prawa do zawierania instytucji „małżeństwa”. Przepisy weszły w życie  1 października. Trzeba było czekać zaledwie tydzień na szybki rozwój zdarzeń, które są konsekwencją tego „prawa”

(piszę to słowo w cudzysłowie, bo niezależnie od ilości powtórzeń w mediach nie dam sobie wmówić, że roszczenia znaczą to samo, co prawa). Otóż tydzień po wejściu w życie przepisów zrównujących prawa par homoseksualnych i małżeństw heteroseksualnych pierwsza para gejów - Michael i Kai Korok - dokonała adopcji dziecka. Tym dzieckiem opiekowała się od jakiegoś czasu. Nie wiadomo, jak długo i jaki jest wiek tego dziecka.

O decyzji sądu w dzielnicy Berlina Tempelhof-Kreuzberg bardzo szybko poinformowały agencje prasowe. Jako pierwsza uczyniła do agencja dpa.

Ten akt jest oczywiście traktowany jako wymowne zwycięstwo organizacji gejowskich. Ich działania były wieloletnie,  wspierane przez Lewicę, SPD i Zielonych. Jednak przez lata dążenia do całkowitego zrównania par homo- i heteroseksualnych rozbijały się o sprzeciw partii chadeckich CDU i CSU.
Tym zatem, co zadecydowało o zmianie sytuacji nie jest oczywiście jakaś nowa wykładnia przekonująca o zaletach takiego „wychowania” w takiej „rodzinie”. Można chyba powiedzieć, że od kilku at, od czasu raportu prof. Marka Regnerusa z Austin University, wiemy, że trudno o takie zalety. Jest za to mnóstwo wykazanych problemów, wad i złych konsekwencji.

Chodzi mi w tym momencie o to, że nie mogła na tę decyzję polityczną wpłynąć jakaś obiektywna, nazwijmy to naukowa, psychospołeczna racja. Nie zmieniła się też siła formacji politycznych w parlamencie niemieckim. Nadal dominująca rolę odgrywała tam formacja polityczna mająca w nazwie słowo „chadecka”, „chrześcijańska”. Co zatem zadecydowało?

W komentarzach medialnych sprawa jest stawiana jasno: zadecydowała zmiana stanowiska szefowej partii i rządu. W lecie tego roku kanclerz Angela Merkel nieoczekiwanie zmieniła stanowisko wobec adopcji dzieci przez homoseksualistów. Wyrazem tej zmiany stało się przyzwolenie dla posłów z CDU i CSU na „głosowanie zgodnie z własnym sumieniem”, „bez dyscypliny partyjnej”.

Właśnie to stwierdzenie i rozróżnienie przykuwa moją uwagę. NIe tylko przykuwa uwagę, ale niepokoi. W jakich kwestiach parlamentarzysta ma prawo i obowiązek głosować zgodnie z dyscypliną partyjną, a niekoniecznie zgodnie z sumieniem, czyli ślepo? W kwestiach budżetu? A na przykład w kwestiach sądownictwa? A może ślepo ma głosować w sprawach reprywatyzacji? Natomiast w kwestiach najbardziej newralgicznych, w sprawach fundamentalnych, może sobie pozwolić na wolnomyślność? Czyli, tam, gdzie chodzi o budżet głosujemy jak jeden mąż, tam gdzie idzie o rodzinę, czy życie - głosujmy, jak kto chce?

Oczywiście, nie martwi mnie zbytnio to, co robią w Niemczech. Ale martwi mnie to, że ten styl myślenia nie jest obcy wśród polskich polityków. Może warto scalić  te dwa style - wedle sumienia i dyscypliny w jedną zasadę: zgodnie z sumieniem i dobrem wspólnym.