Katyń 1940-2010

Czy ta śmierć to ofiara?

Czy ta śmierć to ofiara?

Zbyt wielu. O każdego z nich za dużo. To nie powinno się stać. A jednak jest inaczej. Tych ludzi nie ma już wśród nas. Dlaczego? Czy coś takiego jak to może mieć jeszcze jakiś sens, czyli być do czegoś potrzebne? Nie ma sensu, mówi wielu, a na usta cisną się słowa: tragedia, nieszczęście, dramat. Jest żałoba. Ale czy naprawdę właśnie napisała się jedna z najczarniejszych kart naszych dziejów? A może mamy prawo pocieszać się myślą, że śmierć tych ludzi jest w niezrozumiały dla nas wszystkich sposób jakoś potrzebna? A jeśli mamy do tego choć najmniejsze prawo, to pytamy o drogowskazy do jakiejkolwiek nadziei, o jakieś znaki, które wskazują na ukryte znaczenia.

To jest tragiczna śmierć. Przyszła do tych ludzi w dziwnym miejscu i czasie. W kręgu innej śmierci, śmierci elity Polski międzywojnia. Najpierw ból rozstrzelanych 22 tysięcy Polaków, oficerów zabitych w Katyniu. Teraz blisko 100 osób z elity Polski epoki przełomu ginie w drodze do tego Katynia na rocznicowe obchody tamtej śmierci. Tragedia nakłada się świeżą krwią na tamtą ponurą tragedię. Jeśli tamte śmierci nie miały sensu, to pewnie i te nie mają. Ale jeśli ta nowa ponura śmierć ma jakiś sens, to śmierć sprzed siedemdziesięciu lat też była nam jakoś potrzebna.
To jest śmierć w dniu obchodów piątej rocznicy innej niepokojącej nas śmierci, w dniu, który nieoczekiwanie został w tym roku przesunięty o kilka dni, bo nie mogło być inaczej, skoro polska, Janopawłowa śmierć spotkała się w Wielki Piątek z Boską śmiercią. Wtedy umarł Papież Polak, teraz Polacy z samego wierzchołka ojczyźnianego drzewa. Śmierć Jana Pawła II dokonała rzeczy, których nie był on w stanie dokonać za życia. Może i te umierania sprawią, że zmieni się coś, czego ci ludzie nie potrafili dokonać życiem? Może ta krew przemówi mocniej niż wszystko inne?
Ta śmierć nadeszła w przeddzień Niedzieli Miłosierdzia. Jak tamta, papieska. Czy mamy więc pytać o zamiary Miłosierdzia Bożego wobec Ojczyzny? Może rzeczywiście pora stawiać dziś pewne trudne pytania. Czy profetyczne zapowiedzi śpiewające o wspaniałej przyszłości Polski - a jest ich tak wiele, że mamy prawo wierzyć, iż jest nam w nich dane jakieś ziarno prawdy - żeby stały się rzeczywistością, potrzebują dziś aż takiej ofiary? Czy wbrew zapowiedziom niektórych w Polsce jest jednak aż tak źle, że nie da się iść ku jasnej przyszłości zwyczajną drogą? Tak źle, że aby spełniły się wielkie, nieodwołalne proroctwa, potrzebna jest już krew, potrzebna jest ofiara? Czy do naszych losów odnoszą się słowa, w których Siostra Łucja cytuje ostrzeżenie Nieba, że zło ustąpi dopiero wtedy, gdy "krew męczenników będzie na tyle obfita, że zdoła przebłagać sprawiedliwość Bożą"? I czy także u nas wypełniają się ostatnie zdania tajemnicy fatimskiej, w której mowa o krwi zabitych zbieranej przez anioły, by zanieść ją do tronu Bożego, a ta krew to nasze ocalenie, ta krew to przyjęta przez Boga ofiara, ofiara potrzebna, ofiara, która otwiera przed Ojczyzną przyszłość, która zbawia?
Jeśli tak jest, to pierwszy i drugi Katyń jest najtrudniejszą i najbardziej niezrozumiałą łaską. Łaską, za którą nie potrafimy dziękować, bo czas nie zakreślił jeszcze pełnego kręgu i na tę krew patrzymy tylko ze smutkiem, bólem i łzami. A może jednak ta śmierć była już konieczna?
Wincenty Łaszewski

za: NDz 12.4.10 (kn)