Katyń 1940-2010

Anna Teresa Pietraszek- Drugi Katyń

Jak zebrać myśli tłoczące się w głowie i ubrać je w słowa, nazwać to, co spotkało mój Naród, ale i mnie samą? Wydaje się to niemożliwe. Tak wielu "moich" zginęło w bliskości Lasu Katyńskiego - ministrowie, historycy, działacze katyńscy... W pamięci pozostały strzępy wspomnień o ważnych spotkaniach, naradach strategicznych... Minister Aleksander Szczygło czy minister Zbigniew Wassermann... Strzępy wspomnień katyńskich... i Stefan Melak, Bożena Łojek, Andrzej Przewoźnik... Ileż było dramatycznych chwil, waśni, rozpaczy, starań na rzecz sprawy katyńskiej, pragnienia dopełnienia śledztwa czy choćby symbolicznej sprawiedliwości.

Prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria Kaczyńska. W materiałach wszystkich polskich telewizji - piękni, pełni uroku, bliscy sobie, kamery rejestrowały tę ich więź serdeczną, tę bliskość dobrych małżonków! Do tego komentarze, że oto mieliśmy wybitnego męża stanu, patriotę, uczciwego polityka, orędownika polskich spraw... I cisną się pytania: Gdzie leżały do tej pory te piękne materiały telewizyjne, filmowe?! Gdzie przez prawie 5 lat prezydentury ukrywano je przed nami, przed polskimi widzami, obywatelami?! Dlaczego malowano inny wizerunek prezydenta w propagandzie kierowanej zjadliwie przeciwko niemu?! Dlaczego teraz nagle odnalazły się te wyjątkowe kadry, te mądre słowa? O, jak należy Bogu dziękować, że się zachowały, że się odnalazły i że dziennikarze nie wahają się malować tych postaci tak, jak tego były godne przez wszystkie te lata wielkiej polityki...
Tak, para prezydencka zawojowałaby serca Polaków, ludzi o wrażliwych polskich, ojczyźnianych sercach. Pozostaną pomniki....
Czy umiemy wyciągnąć wnioski? Obserwować wydarzenia tak, by z nich wyciągnąć głęboką naukę? To powinność katolika.

Minister Władysław Stasiak. Człowiek wielkiej kultury, uczciwości, otwarty na tzw. zwykłych ludzi, na ich problemy. Miałam zaszczyt kontaktować się z ministrem Władysławem Stasiakiem, najczęściej w sprawach bezpieczeństwa, realizacji filmów patriotycznych czy Katynia. Ale tu mogę po raz pierwszy przywołać bardzo osobiste wspomnienie. Kiedy ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski leżał w szpitalu po operacji, już odchodził, wówczas wszedł na ekrany film "Katyń" Andrzeja Wajdy. Ksiądz prosił o jakąkolwiek możliwość rozmowy z prezydentem, chciał mu przekazać jakąś bardzo ważną sprawę. Nie wiedzieliśmy, jak możemy spełnić to jego pragnienie. Jako dziennikarka dysponowałam oficjalnym telefonem ministra Stasiaka, ale czy on zechce choć wysłuchać? Zaryzykowałam, było późno, może po godzinie 21.00, zadzwoniłam i powiedziałam: "Panie ministrze, właśnie wyszłam ze szpitala od księdza prałata, od kapelana pomordowanych na Wschodzie, odchodzi... każda chwila już darowana.... Ksiądz ma jedno marzenie, by mógł powierzyć ważną sprawę panu prezydentowi... Czy jest taka możliwość?". Minister Stasiak odpowiedział: "Pojechałbym do szpitala zaraz, ale jestem w Szczecinie, mogę być najwcześniej rano, czy zdążę?". I był. Na OIOM w szpitalu wniesiono wielki kosz kwiatów, mocno opakowany w celofan, by bakterie się nie wydostały. Minister stał przy łóżku księdza, słuchał, trzymał za rękę. Spełnił życzenie kapelana. Życzenie starego już i schorowanego księdza było dla niego tak samo ważne, jak inne sprawy wagi państwowej.
Prezydent Ryszard Kaczorowski. W połowie lat 90. nagrywałam z prezydentem Kaczorowskim długi wywiad w jego domu w Londynie, a raczej w skromnym domku. Mieścił się tam malutki pokoik przygotowany na wzór łowicki (!), specjalnie na wypadek odwiedzin ks. prałata Peszkowskiego, gdyby niespodziewanie przyleciał z USA. Moja ekipa filmowa była mocno onieśmielona. Nagraliśmy w wielkim skupieniu cały życiorys pana prezydenta. Po zdjęciach ktoś wygadał się, że tego dnia mam urodziny. Pan prezydent osobiście nakrył stół, przygotował herbatę oraz wygłosił mowę, urodzinowe przemówienie dla dziennikarki z Polski. To takie proste, zwyczajne, wydawałoby się, wspomnienie. Był dobrym, ciepłym starszym panem, serdecznym wobec każdego z nas. I wciąż głównym tematem jego rozmów, jak i całego życia, była Polska, los Ojczyzny, niepokój o proces jej odradzania się po totalitaryzmie komunistycznym.

Teresa Walewska-Przyjałkowska. Ostatnie 8 lat życia poświęciła posługiwaniu przy ks. prałacie Zdzisławie Peszkowskim. Nie opuszczała go na krok zarówno w chorobie, jak i w codziennych kłopotach. To ona podjęła starania w sprawie kandydatury księdza do Nagrody Nobla. To ona wyszukała siedzibę dla Fundacji "Golgota Wschodu" po śmierci ks. prałata Peszkowskiego. To ona pielgrzymowała z obrazem Matki Bożej Katyńskiej od szkoły do szkoły, po Polsce... Wreszcie poleciała do Katynia, z prezydentem, by ten właśnie obraz stanął przy ołtarzu, tak jak stałby rotmistrz ułan, kapelan pomordowanych na Wschodzie, ten cudem ocalony więzień Kozielska... Fundacja zostaje z wielkimi problemami organizacyjnymi, finansowymi, zabiegać będziemy o każde wsparcie, patronat. Może to właśnie ta fundacja, założona przez ks. prałata Peszkowskiego, świadka Katynia, powinna stać się jakimś rodzajem symbolicznego zmagania o prawdę katyńską, tę z II wojny światowej i tę z 10 kwietnia bieżącego roku?
Janusz Kurtyka. Doktor nauk humanistycznych, historyk, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Cztery lata temu zadzwonił do mnie. Pomyślałam, jakiż to wielki splendor! Młody historyk, pasjonat walki na rzecz prawdy o najnowszej historii Polski, dzwonił, zapraszając mnie do współpracy. Potrzebny był w IPN filmowiec do nagrywania relacji świadków historii polskiej - kombatantów, byłych więźniów obozów koncentracyjnych czy łagrów sybirackich, kazamatów stalinowskich. Nagrywanie relacji rozpoczęłam od 9-godzinnej sesji z ciężko chorym ks. abp. Kazimierzem Majdańskim. Potem było 13 godzin nagrań z ks. prałatem Peszkowskim. Potem setki innych nagrań z tymi, którzy wycierpieli tak wiele za to, że byli Polakami.
Prezes Kurtyka cenił i szanował tych ludzi, umiał docenić ich cierpienia, często rozpaczliwe położenie tak w PRL, jak i w późniejszym okresie, gdy przyszło im utrzymywać się z najniższych emerytur czy rent. Notacje - to miało być, jak mi powiedział: "zamiast pomników i medali, których nie jesteśmy w stanie dać im wszystkim, a każdy z nich zasługuje na o wiele więcej niż tylko pomniki". Marzył o rozbudowaniu archiwum notacyjnego, o poprawieniu poziomu środków technicznych do rejestracji, czyli filmowania świadków historii, i do archiwizowania. Marzył, o tym rozmawialiśmy parokrotnie, ale coraz gorzej było z finansami, z możliwościami wewnątrz IPN...
Ostatnie dzieło, na którym tak bardzo zależało dr. Kurtyce, to "Księga katyńska", specjalne wydanie Biuletynu IPN. Spieszył się, bo tak bardzo chciał, by te wydania ukazały się na kilka dni przed prezydencką pielgrzymką do Katynia.

Ksiądz Józef Joniec. Propagator sadzenia dębów przy każdej polskiej szkole, by upamiętniały pomordowanych oficerów. Miały pomagać uczniom w pogłębianiu wiedzy o Katyniu, by pielęgnując dęby, pielęgnowali pamięć narodową. Ksiądz Joniec złożył mi kiedyś wizytę w moim małym pokoju w TVP. Przyniósł wodę święconą, pomodliliśmy się, by TVP zechciała rozpropagować ideę sadzenia dębów przed polskimi szkołami. Staraliśmy się o to, bardzo. Jednak, do dziś, bez skutku. Powiedział na koniec wizyty: "Nie spieszmy się. Kiedyś ktoś taki się znajdzie, kto zrozumie, jak ważna jest prawda o Katyniu, byśmy wszyscy poczuli się w pełni ukształtowanymi Polakami, godnymi także własnej, narodowej publicznej telewizji".
I takie przesłanie po ks. Jońcu, pijarze, pozostanie jak echo w korytarzach przy ul. Woronicza 17. Czy już tylko jako echo?
Tragedię tamtych dni jak klamra spina wspomnienie ks. prałata Peszkowskiego, który często mi powtarzał: "Pamiętaj, mój adiutancie wierny, że Katyń, że Las Katyński jeszcze nie powiedział światu całej prawdy! Ale kiedyś to Katyń obudzi ten świat! Prawda katyńska otworzy oczy świata na tę przewrotność, na całe zło bolszewii!". Nadszedł ten czas, czas pełnej prawdy o Lesie Katyńskim.

Anna Teresa Pietraszek

za: NDz 13.4.10 (kn)