Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Komentarze i pytania

Aldona Zaorska - Dowody zbrodni i grunt usuwający się spod nóg ...

„Oni nie wiedzą, co robić. Znaleźli na jego ciele ślady materiałów wybuchowych. Jak się Polska o tym dowie, będzie skandal” To nieprawda, że 10 kwietnia 2010 roku nic nie było zorganizowane – przeciwnie wszystko było zorganizowane – „mgła”, brak borowców, nieznany samolot krążący nad Smoleńskiem tuż przed „katastrofą”, polecenia wydawane bezpośrednio z Moskwy przez tajemniczego generała, „pancerna” brzoza, kłamstwa Ewy Kopacz, oddanie śledztwa Putinowi, zatrzymanie i zniszczenie najważniejszych dowodów, grzeczne respektowanie rosyjskiego zakazu otwierania trumien, ślimaczące się miesiącami „śledztwo”, kampania szyderstw i w końcu pogardliwe milczenie, bo z „wariatami nie ma o czym rozmawiać”. I kiedy wydawało się, że wszystko jest załatwione, ofiary wraz z pamięcią o nich pogrzebane, a internetowe lemingi obciążające winą śp. Lecha Kaczyńskiego zdominowały wszystkie fora w sieci, cała ta misterna konstrukcja zaczęła się walić.

Ślady materiału wybuchowego

„Oni nie wiedzą, co robić. Znaleźli na jego ciele ślady materiałów wybuchowych. Jak się Polska o tym dowie, będzie skandal”- powiedział portalowi NowyEkran anonimowy pracownik Akademii Medycznej we Wrocławiu, gdzie przeprowadzano sekcję zwłok śp. Zbigniewa Wassermanna. Poza tym w tkankach oraz kościach eksperci mieli znaleźć m.?in. tlenek etylu, tlenek propylenu, azotan izopropylenu, pył: aluminium, cyrkonu, magnezu oraz octol i hydrazynę. Dla niewtajemniczonych – octol to materiał wybuchowy, znany i stosowany w Europie Wschodniej, używany w inteligentnie sterowanych pociskach o małych gabarytach za to bardzo skuteczny. Hydrazyna zaś to paliwo rakietowe.
W dodatku w trumnie Zbigniewa Wassermanna znaleziono oprócz jego DNA, także DNA kobiety, co oznacza, że włożono do niej szczątki dwóch osób. Nawet oficjalne wyniki tej sekcji zgadzają się z rosyjskimi w 10 procentach. O szczegółach osoby, które je znają, po prostu boją się mówić. Boi się (albo co bardziej prawdopodobne – czeka na polecenia) także Naczelna Prokuratura Wojskowa. Ekspertyza została do niej przekazana tydzień temu. Do dziś jej treści nie ujawniono ani rodzinie Zbigniewa Wassermanna ani, tym bardziej, opinii publicznej. Dlaczego? Prawdopodobnie właśnie z powodu zawartości owej ekspertyzy. To już poważna sprawa – nie da się jej wytłumaczyć, przemilczeć ani zakrzyczeć ustami służalczych dziennikarzy i „ekspertów”. Jeśli treść, która wyciekła, pokrywa się z tym, co dostała prokuratura, jest to po prostu niepodważalny dowód, że w Smoleńsku doszło do zamachu, jest to potwierdzenie wyśmianej albo przemilczanej opinii ekspertów Antoniego Macierewicza o dwóch wybuchach, które spowodowały katastrofę. Ujawnienie tego światu oznacza niewyobrażalny międzynarodowy skandal, na który nie pomogą pienia TVNu ani wysiłki cyngli z Czerskiej. Wydaje się więc, że ów anonimowy pracownik Akademii Medycznej ma rację – Donald Tusk, Ewa Kopacz, Bronisław Komorowski, Radosław Sikorski i Klich najwyraźniej nie wiedzą, co robić. Może gorączkowo zastanawiają się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Może za „treningiem” policji 11 listopada, kryje się testowanie tłumienia zamieszek wywołanych wyjściem na ulice ludzi z powodu innego, niż kryzys i szalejąca drożyzna. Może serwilizm Sikorskiego wobec Merkel nie był tylko serwilizmem a próbą znalezienia poplecznika na wypadek, gdy Putin się obrazi. A „obrazi się” z pewnością.

Wrocław, nie Kraków


Przyznać im trzeba, że się starali do końca ukryć prawdę. Dowodem jest zlecenie wykonania sekcji zwłok śp. Zbigniewa Wassermanna we Wrocławiu, chociaż najstarszy i najlepszy w Polsce Zakład Medycyny Sądowej mieści się w Krakowie zaledwie 10 km od cmentarza z którego ekshumowano ciało. Rodzina Zbigniewa Wassermanna wręcz dobijała się z prośbą, aby to właśnie tam przeprowadzono sekcję.
Nic z tego. Jego szefowa – profesor Małgorzata Kłys – zapytana dlaczego odmówiła przyjęcia ciała i zostało ono odesłane do oddalonego o 250 km Wrocławia, odpowiedziała: - Nasze władze nie udzieliły – że tak powiem – takiego zezwolenia (…) To było poza mną. Podobno decyzja zapadła we władzach Uniwersytetu Jagiellońskiego i to nie od razu po ekshumacji. Naukowcy milczą na ten temat. - Wszystko jest poza nami – powtarzają. Wygląda więc na to, że decyzję podjął ktoś z zewnątrz. Uczynił to nie tylko w ostatniej chwili, ale też wskazał miejsce przeprowadzenia sekcji – Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Dlaczego we Wrocławiu? -Ponieważ tam jest pani profesor Barbara Świątek, która się tym zajęła z punktu widzenia konsultanta krajowego w medycynie sądowej – odpowiedziała profesor Kłys. Tyle oficjalnego stanowiska. Tymczasem blogerzy przeprowadzili własne śledztwo i doszli do wniosku, że ten wybór najprawdopodobniej był celowy. Pani profesor Świątek zasłynęła już kilkoma ekspertyzami, w których okazywała się nader wyrozumiała w ocenach przyczyn śmierci.

Noworodki w kieszeni fartucha i zastrzyki w celach naukowych

Cała Polska była zbulwersowana zdjęciami rozradowanych pielęgniarek z wcześniakami w kieszeniach ich służbowych fartuchów, trzymanymi w dłoniach jak szczenięta. Jedno z tych dzieciątek zmarło. Sekcja zwłok maluszka „nie wykazała” związku pomiędzy śmiercią a zabawą nim pielęgniarek. Opinię dotyczącą braku zagrożenia życia wcześniaków na skutek wkładania ich do kieszeni podpisała właśnie prof. Świątek. Być może tak było. Ale już druga sprawa do dziś wzbudza poważne wątpliwości. To jej eksperci 34 lata po znalezieniu zmasakrowanego ciała, stwierdzili, że Stanisław Pyjas zabił się sam a SB nie miało z jego śmiercią nic wspólnego (nie zgodził się z tą opinią ani IPN ani rodzina zamordowanego studenta). Jeszcze głębszy cień na panią Świątek rzuciła dr. hab. nauk medycznych Zofia Szychowska, również z Wrocławia, która w czasie gdy na czele uczelnianej komisji dyscyplinarnej stała prof. Świątek, naraziła się i jej i całemu medycznemu środowisku Wrocławia, opisując przypadki korupcji w Akademii Medycznej i stając w obronie dzieci, poddawanych bolesnej i niebezpiecznej dla ich zdrowia i życia punkcji lędźwiowej wyłącznie… dla zaspokojenia czystej ciekawości, w fatalnie zaprojektowanych eksperymentach klinicznych. Ujawnienie tych praktyk wywołało skandal, moobbing wobec dr Szychowskiej oraz… żądanie ze strony prof. Świątek zakazu krytykowania jej przez innego lekarza jako niezgodnego z kodeksem etyki lekarskiej. Dopiero siedem lat później Trybunał Konstytucyjny uznał, że dr Szychowska mogła krytykować prof. Świątek. Biorąc pod uwagę wcześniejsze opinie i stanowisko odnośnie krytyki medyków, profesor Świątek wydawała się być idealną kandydatką do powierzenia jej odpowiedzialnego zadania nadzorowania sekcji zwłok Zbigniewa Wassermanna. A jednak coś poszło nie tak.

Kolejny „wypadek”

Opinia publiczna oczywiście nie została o tym poinformowana,  ale wspomniana sekcja zwłok została przeprowadzona już wkrótce po dostarczeniu ciała do Wrocławia. Jednak jej wyniki nie zostały przekazane prokuraturze. Powód? Protokół powinien być podpisany przez prof. Świątek a ta nie przychodziła do pracy. Okazało się, że miała „wypadek samochodowy”, po którym poszła na zwolnienie. A bez jej podpisu protokół pozostawał nieważny i Prokuratura nic nie mogła z nim zrobić. Taka sytuacja trwała przez kilka miesięcy. W międzyczasie odbyły się wybory parlamentarne, których wynik w przypadku ujawnienia treści wrocławskiego protokołu, byłby zapewne zupełnie inny a odpowiedzialni za zatajanie prawdy o zamachu w Smoleńsku, dziś nie sprawowali by władzy. Tym samym wypadek pani profesor był komuś bardzo na rękę. Tak samo, jak kilka innych „wypadków”, do których doszło po smoleńskiej katastrofie.

Trzy trumny otwarto?

Rosjanie, jak wiadomo, przysłali ciała ofiar w zalutowanych trumnach i stanowczo zabronili ich otwierania. Polskie władze, łamiąc polskie prawo, wbrew prośbom rodzin i stanowisku opinii publicznej rozkaz z Moskwy wykonały. Jednak trzy trumny otwarto, chociaż tylko dwie „oficjalnie”. Mowa oczywiście o trumnie śp. Lecha Kaczyńskiego, którą otworzono gdy ciało prezydenta przekładano tuż przed pogrzebem z ruskiej trumny do identycznej, w jakiej spoczęła jego żona. Wbrew pozorom druga nie była trumna śp. Zbigniewa Wassermanna a być może trumna śp. Jerzego Szmajdzińskiego. Na relacjach z jego pogrzebu widać było, że pochowano nie ciało a prochy w urnie. Trumna musiała więc zostać poddana kremacji. Problem w tym, że ciała ofiar Smoleńska były włożone w trumny drewniane ale ocynkowane wewnątrz. Zapytany o możliwość kremacji zwłok w takiej trumnie, właściciel zakładu pogrzebowego zaprzeczył. Według niego mogłoby to zakończyć się eksplozją pieca. Dla niego jasne było, że trumnę śp. Jerzego Szmajdzińskiego otwarto. Jeśli tak, to czy premier uzyskiwał na to zgodę Putina? A może dokonał „samowolki”? Trudno uwierzyć, że jeśli w ogóle do otwarcia tej trumny doszło, rodzina zrobiła to sama, bez zgody i wiedzy władz. Pamiętajmy, że wszystkie pogrzeby miały charakter państwowy i przez państwo były organizowane. Czy zgoda na otwarcie wynikała z faktu, że było ono potrzebne nie do celów śledztwa, a z uwagi na formę pochówku? Czy to dlatego rodziny innych ofiar – śp. Przemysława Gosiewskiego, śp. Stefana Melaka, śp. Janusza Kurtyki wciąż zgody nie dostają?

Grunt usuwający się spod nóg

W przypadku śp. Zbigniewa Wassermanna sekcja zwłok to zasługa determinacji jego córki. Jej wynik oficjalnie pewnie jeszcze długo nie zostanie podany. Najwyraźniej we Wrocławiu ów tajemniczy „czynnik decydujący” czegoś nie dopilnował, ktoś solidnie wykonał robotę i teraz nie ma odważnego, żeby się pod nią podpisał ani komukolwiek ujawnił jej efekt. To nawet można zrozumieć – za dużo osób zginęło w „wypadkach” po 10 kwietnia 2010. Pytanie, co dalej? Protokół istnieje i nie można uznać go za fantazję. Trzymanie go w tajemnicy dowodzi, że jest solidny i… groźny dla Tuska i jego ekipy. Przecieki publikowane w Internecie wzbudziły już falę ataków lemingów albo służb (albo jednych i drugich), co nie zmienia faktu, że Donkowi, Bronkowi, Radkowi i Ewie grunt zaczyna palić się pod nogami. Oczywiście można uznać, że protokół jest nieważny, powiedzieć, że robił go student V roku medycyny, który za ślady materiału wybuchowego uznał dla przykładu – ślady marihuany, bo sobie Zbigniew Wassermann tuż przed lądowaniem „zajarał” skręta dla kurażu, albo inną bzdurę w tym stylu (wystarczy wspomnieć „alkohol we krwi gen. Błasika”).
Można przeprowadzenie sekcji zwłok zlecać komuś innemu, dotąd aż wynik będzie „zadowalający”, tylko… kto w to uwierzy? Nawet najwierniejszym czytelnikom produktu ulicy Czerskiej zapali się chyba światełko ostrzegawcze, że coś tu jest nie tak. Na razie – ujawniony przeciek dowodzi, że w Smoleńsku doszło zamachu, jakiego nie było w historii świata, a w Warszawie do zdrady narodowej, za którą kiedyś jedyną zapłatą była kula w łeb. Co zrobi z tym protokołem Tusk i jego ekipa? Czy jak w przypadku afer, dowody zbrodni podda pod sejmowe głosowanie licząc na wsparcie SLD i ekipy Palikota? A może po prostu przemilczy, poczeka kolejny rok? Może jak rząd wielkiej Brytanii zdecyduje o ujawnieniu treści tego protokołu w 2050 roku? Jeśli przeciek jest prawdziwy, zagrożenie dla premiera, prezydenta i ich świty, jest tak wielkie, że można spodziewać się po nich wszystkiego.

Źródło:  www.nowyekran.pl
NowyEkran czwartek, 29 grudnia 2011 13:57 (tb)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.