Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Ryszard Czarnecki -Szejkowie, którzy nie chcą islamskich imigrantów





Ląduję w Dubaju późnym wieczorem, ale nie zanurzam się w tym mieście atrakcji turystycznych dla ludzi Wschodu i Zachodu – natychmiast jadę do stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) – Abu Dhabi (Abu Zabi według nowej terminologii). W Dubaju się odpoczywa, w stolicy, jak to zwykle bywa, robi politykę.

W ZEA jestem po raz pierwszy. To była biała plama na mojej mapie całego regionu: po sąsiedzku w Katarze byłem trzy razy, w Bahrajnie – raz, w Jordanii właśnie ostatnio trzeci raz, w Egipcie cztery razy (połowę już za generała As-Sisiego), w Palestynie też parokrotnie. A tu dotąd – mimo że to kluczowe państwo w tej targanej wojnami i wew­nątrzarabskimi konfliktami, ale bardzo bogatej części świata – nigdy. To kraj naftowych krezusów – szejków, ale też pakistańskich (i nie tylko) gastarbeiterów, muzułmańskiej biedoty przyjeżdżającej tu do najprostszych zajęć, aby uciułane pieniądze wysłać do swoich rodzin.

Syryjczycy przecież wrócą do siebie...

Rozmawiam z jednym z najbardziej wpływowych polityków w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Biegle mówi po angielsku, jak olbrzymia większość tutejszych elit. Studiował zresztą w Ameryce Północnej. Jego koleżanka, pierwsza w dziejach świata arabskiego kobieta – przewodnicząca parlamentu, doktorat robiła w… Wielkiej Brytanii. Mojego rozmówcę pytam wprost i proszę o szczerą odpowiedź na pytanie, jak to jest, że jego ojczyzna – jedno z najbogatszych państw świata – woli wydawać miliardy dolarów na obozy islamskich uchodźców z Syrii zlokalizowane w Jordanii czy na podobne obozy i szpitale w Jemenie niż przyjąć swoich braci w wierze u siebie, w Emiratach? Słyszę, że chodzi wyłącznie o względy geograficzne: Syryjczyków trzeba trzymać tam, gdzie mają blisko do własnego kraju, bo przecież do niego wrócą... Cóż, racjonalne. Czy jednak tylko o to chodzi?

Przy okazji wysłuchuję krytyki państw europejskich, które przyjmują imigrantów spoza Europy! „To nie jest dobre ani dla nich, ani dla was” – te słowa nie pozostawiają złudzeń, choć pewnie byłyby wstrząsem dla opętanych „polityczną poprawnością” lewicy, liberałów czy pseudoprawicy na Starym Kontynencie.

Szejkowie i samoloty

ZEA poszły inną drogą niż rywalizujący z nimi o wpływy nad Zatoką Perską i w świecie arabskim Katar. Doha promuje się przez sport – zorganizowała mistrzostwa świata w piłce ręcznej, za pięć lat zorganizuje największe igrzyska na globie: piłkarski mundial. Abu Dhabi postawiło na naukę. To oczywiście pewne uproszczenie, ale coś w tym jest – myślę, gdy zwiedzam IRENE, która nazwę swoją wzięła od angielskiej agencji zajmującej się odzyskiwaniem energii: The International Renewable Energy Agency. Poza miejscowym, arabskim kierownictwem, kierują nią Fin i Francuzka. Skądinąd umiejętność pozyskiwania fachowców z zagranicy dla wzmocnienia potencjału własnego państwa jest dużą umiejętnością szejków z ZEA. Widać to choćby po jednej z najbardziej dynamicznie rozwijających się gałęzi gospodarki Emiratów: transporcie powietrznym. Abu Dhabi zatrudnia – poprzez aż pięć swoich linii lotniczych – aż ponad 18 tys

więcej: http://gpcodziennie.pl
zawartość zablokowana

Pozostało 51% treści.


Copyright © 2017. All Rights Reserved.