Polecane

Ks.prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Kilka myśli

Z jednej strony - czas wakacji i urlopów. Zaszyty w niemieckiej podgetyńskiej wsi, po raz pierwszy od bodaj piętnastu lat mogę wsłuchiwać się w odgłosy przyrody, a nie połajanki najpierw rosyjskich czy ukraińskich migrantów, a potem, przez ostatnie lata wrzaski arabskich nachodźców. Obóz dla uchodźców jest niemal pusty.

Mimo tego komfortu, oprócz odgłosów przyrody, nasłuchuję różnych wieści. Wciąż, w gronie Polaków, z którymi się tutaj spotykam, a którzy odczytują Polskę bardzo dokładnie, przez pryzmat telewizji, internetu, prasy, książek, dyskutujemy o bieżących wydarzeniach. Tematem ostatnich dni są oczywiście stosunki polsko-ukraińskie. Temat wywołany przez obchody kolejnej rocznicy rzezi wołyńskiej dla bardzo wielu z nas rodzi myśl o pasywnej, żeby nie powiedzieć uległej polityce zagranicznej naszego państwa. Ta sfera od lat budzi wiele niepokoju i niezadowolenia. W swoich rozmowach zwracam uwagę na trzy tematy.

Pierwszy to ten, że nie ma stosunków bilateralnych z Ukrainą. Każde nasze odniesienie się do tego sąsiada, podobnie, jak i do Białorusi, oznacza relację w trójkącie. Tym trzecim jest zawsze państwo rosyjskie. Każde zaostrzenie relacji polsko-ukraińskich jest sukcesem Rosji. Wiemy, że są w tych naszych sporach i konfliktach bezsprzeczne przykłady prowokacji rosyjskich.

Sprawa druga, to ta, że ten fakt nie może jednak dyspensować władz polskich od stanowczego, choć nie emocjonalnego stanowiska. Jego wzorcowym przykładem są słowa prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że „Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie”. Banderyzm trzeba z pewnością traktować jako więcej niż bandytyzm. Bo było to ludobójstwo. I takie stwierdzenia jednoznacznie określające antypolskie, antyeuropejskie i przeciwne cywilizacji działania części polityków ukraińskich, trzeba wydobywać i prezentować. Niektórzy z komentatorów podkreślają gest przyklęknięcia  prezydenta Poroszenki który onegdaj złożył kwiaty, ale także ukląkł przed pomnikiem Ofiar Wołynia w Warszawie. Niestety temu gestowi w Warszawie nie towarzyszą żadne działania w Kijowie, które hamowałyby rozwój nacjonalizmu ukraińskiego.

Sprawa trzecia - wydaje mi się czasem, że zapominamy o tym, co Zinowiew najpierw w Rosji, a za nim Tischner spopularyzował w Polsce - mianowicie o produkcie pt. „homo sovieticus”. Ten nowy „gatunek” człowieka w realnie znaczącym stopniu pojawił się na terenach głównie dawnego Związku Sowieckiego. W Polsce mimo wszystko miał charakter śladowy, na Ukrainie czy w Rosji homo sovieticus był tworem powszechnym. Nie mówimy tutaj o jakimś życiu w rozdwojeniu, o uległości wobec zła. Mówimy o całkowicie realnym anty-człowieku w anty-świecie. Takiej sytuacji nie da się zmienić tak zwaną przemianą ustrojową. Tutaj trzeba pokoleń, lat, może dziesięcioleci. Trzeba też mieć świadomość ogromnej powszechności tego zjawiska, tego, że dotyka ono nie tylko „szarych” obywateli, ale także elit - zarówno politycznych, jak i religijnych. I w tym zakresie musi dokonać się najgłębsza rewolucja.