Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Policzek wymierzony Polakom

"Ślub" Witolda Gombrowicza w reż. Eimuntasa Nekrošiusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Tak właśnie, jako szyderczy policzek wymierzony Polakom odbieram wystawienie "Ślubu" Witolda Gombrowicza na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w reżyserii Eimuntasa Nekrošiusa. Dodajmy, w roku obchodów stulecia odzyskania niepodległości naszej Ojczyzny. Wydawałoby się, że kto jak kto, ale narodowa scena ma obowiązek uczczenia tej tak wyjątkowej daty w naszych dziejach. Powtarzam: uczczenia. Tymczasem już sam wybór pisarza i jego utworu budzi sprzeciw.
Trudno bowiem mówić o "uczczeniu", gdy wiadomo, iż Gombrowicz krytykancko odnosił się do wartości zawartych w polskiej tradycji, polskim obyczaju, naszej wierze katolickiej. Wyśmiewał bohaterstwo Polaków na przestrzeni dziejów. Twórczość Gombrowicza ma charakter prześmiewczy w stosunku do tego, co stanowi o tożsamości Polaków. Naigrywanie się z Armii Krajowej, z konspiracji, tradycji szlacheckiej, wartości narodowych (na przykład dyskredytacja romantyków, których dzieła budowały ducha narodowego), religijnych jest uderzeniem w podwaliny naszej polskiej tożsamości.

Nieżyjący już wybitny polski pisarz i wielki patriota Jerzy Narbutt, zapytany kiedyś o Gombrowicza, powiedział, że to wprawdzie mistrz słowa, ale grafoman myśli i że w tym zachłystywaniu się Gombrowiczem nie dostrzega się antypolskich przesłań w jego twórczości. Nic dodać, nic ująć. Ta snobistyczna moda na Gombrowicza ma swoje powody. Otóż karykaturowanie Kościoła katolickiego i wartości narodowych idealnie wpisuje się w dzisiejszą ideologię tzw. poprawności politycznej. Ponadto zaproszenie litewskiego reżysera, który nie tak dawno na tej samej scenie dokonał rzezi na "Dziadach" Mickiewicza, bezczelnie kpiąc z Polaków, jest dla mnie sytuacją całkowicie niezrozumiałą. Tym bardziej że i w obecnym przedstawieniu "Ślubu" Nekrošius wyraźnie daje sygnały, jaki jest jego stosunek do Polaków, do naszego patriotyzmu, do Kościoła katolickiego.

A po trzecie spektakl jest przedsięwzięciem całkowicie nieudanym. Przy tym bluźnierczy i obrazoburczy. Z jakiego powodu postać Biskupa Pandulfa powierzył reżyser nie aktorowi, lecz aktorce? Gra go Magdalena Warzecha. Dlaczego Danuta Stenka występuje w dwóch rolach diametralnie sobie przeciwstawnych? Pod każdym względem. Jest matką Henryka i zarazem jego narzeczoną, Mańką. To zespolenie postaci matki i narzeczonej przywodzi na myśl jakiś rodzaj zboczenia przeciwko naturze. Wiem, że w trwającej obecnie lewackiej rewolucji obyczajowej, moralnej próbuje się widza nakłonić, by rozmaite dewiacje uznał za normę. No ale przecież istnieje jakaś granica nawet dla środowisk lewacko-liberalnych. W jakim celu Jerzy Radziwiłowicz (ojciec Henryka), karykaturalnie wykrzykując słowa: "O mój Jezusie Nazareński", wypowiada modlitwę "W imię Ojca i Syna", wykrzywiając się przy tym, jakby dostał skrętu kiszek, co powoduje śmiech na widowni. A chórek skrzekliwymi głosami wołający: "O rany Chrystusa", jeszcze bardziej rozśmiesza widownię.

Chaos narracyjny, bezsens, nuda, dziwaczne gesty, miny i zachowania aktorów zgrywających się i wygłupiających - tak wygląda ostatnia w tym sezonie premiera. Aktorzy, cóż, że o znanych nazwiskach, kiedy bezradnie błąkają się po scenie i najwidoczniej nie wiedzą, kogo grają i w jakim celu. Ten problem mają nie tylko młodzi aktorzy, jak Mateusz Rusin jako Henryk czy Karol Dziuba w roli Władzia, ale też aktorzy o ogromnym przecież dorobku. Dość spojrzeć na "ospałą" minę Jerzego Radziwiłowicza czy na Danutę Stenkę, której, prawdę mówiąc, trudno się dziwić: bycie jednocześnie matką i narzeczoną własnego syna to naprawdę szatańskie wyzwanie. Aby wymyśleć coś takiego, trzeba chyba być w tzw. pijanym widzie. Uważam, że swoje porażki aktorzy zawdzięczają w dużej mierze nieudolności reżyserskiej Eimuntasa Nekrošiusa, który, jak widać, sam nie wie, jaką drogą idzie i w jakim celu.

Zastanawia mnie, do jakiego adresata skierowana jest ta tandeta pseudoartystyczna na jarmarcznym poziomie i o całkowitej pustce umysłowej. Dziwi mnie też reakcja publiczności. Czyżby oczekiwania widzów zaspokajały się taką miernotą? Czy naprawdę już doszczętnie "wymarła" prawdziwa, inteligentna, wymagająca publiczność?

Przy okazji warto zauważyć, że w obecnym czasie wysiłek intelektualny w realizacji przedstawień nie wchodzi w rachubę. Najczęściej puste miejsce po warstwie intelektualnej reżyserzy wypełniają obscenami i wulgaryzmami. To jest ta nowa estetyka prowadząca do odmóżdżenia teatru i publiczności.

"Policzek wymierzony Polakom"
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik nr 190
18-08-2018

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/262713.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.