Polecane

Za to wszystko, co dostaliśmy dobrego od polskich księży, odpowiemy milczeniem i bierną zgodą na taką podłość?

Cała prawda o Smarzowskim! Twórca „Kleru” w rozmowie z „Wyborczą” ujawnił swoje poglądy.
Czego można spodziewać się po dotykającym tematyki kościelnej filmie, którego reżyser deklaruje w rozmowie z lewicowo-liberalnym pismem znanym z antyklerykalnych fobii, że jest ateistą? Agresywnej indoktrynacji ideologicznej czy obiektywnego podejścia do tematu?

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” reżyser „Kleru” Wojciech Smarzowski wyznał, że jest „ateistą, wpatrzonym trochę w kosmos, w naukę, w naturę, ale niewierzącym”. Komentarz? Po słowach o „wpatrzeniu w kosmos” wydaje się zbędny.

Chociaż reżyser przekonuje, że jego najnowszy twór nie dotyczy pedofilii, to rozmowa z „Gazetą Wyborczą” dotyczy głównie tej kwestii. Dlaczego? Możemy jedynie snuć domysły. Po tej rozmowie ciężko będzie jednak widzieć w Smarzowskim li tylko reżysera, gdyż udzielając wywiadu o swoim najnowszym filmie, większą część wypowiedzi poświęca problematyce, która głównego tematu utworu nie stanowi.

Chociaż Smarzowski próbuje odcinać się od antyklerykalnej ideologii i zasłania się mglistą frazą „ja jestem tylko reżyserem”, to od razu po wypowiedzeniu tych słów wylicza swoje zarzuty względem Kościoła. O ile żądanie surowej walki z problemem nadużyć seksualnych uznać należy za całkowicie uzasadnione, o tyle kwestia wypowiedzenia konkordatu, „systemu finansowego Kościoła” i usunięcia nauczania religii ze szkół to postulaty stricte polityczne i ideologiczne.

Na końcu rozmowy Smarzowski nawiązuje do… bluźnierczej „Klątwy”. Ubolewa, że spektakl Olivera Frljicia zobaczyli ludzie o poglądach zbliżonych do przekonań twórców, zaś ludzie, którzy – jego zdaniem – powinni osobiście obcować z takimi treściami, protestowali. Filmowiec wyraża nadzieję, że jego film trafi do szerszych mas. – Trzeba trafić do tych, w których głowach można coś otworzyć – mówi w stylu antyklerykalnego agitatora „tylko reżyser” Wojciech Smarzowski.

Przypomnijmy, że w trakcie teatralnego spektaklu w reżyserii Olivera Frljicia dopuszczono się wulgarnego znieważenia krzyża oraz osoby papieża Jana Pawła II. Na scenie doszło do obscenicznych gestów wobec figury świętego.

za:www.pch24.pl

***

Jerzy Urban jeszcze żyje, więc z pewnością ucieszy się z premiery filmu „Kler”. To jego styl. No, może jeszcze Goebbelsa, który w swoim pamiętnikach proponował dokładnie taki sposób zwalczania katolicyzmu.

Tak, nie po raz pierwszy i nawet nie po raz setny oplują polskich księży, de facto rozciągając na wszystkich grzechy nielicznych. Tym razem oplują jednak w dawce szczególnie skondensowanej. Chodzi o cios, po którym Kościół w Polsce ma być co najmniej liczony.

Ma rację ks. Daniel Wachowiak: potrzebna jest pomoc z góry. Także pomoc „kleru”.

Trudno liczyć, poza wyjątkami, na reakcję tych ludzi „Solidarności”, którzy w ciężkich dla nich latach 80. przetrwali, tak jak cały ruch, dzięki wsparciu Kościoła i księży, owego „kleru” właśnie. Po rządach Tuska wiemy, że traktowali swoje relacje z Kościołem bardzo instrumentalnie, cynicznie.

Trudno, niestety, już liczyć na te miliony Polaków, które klaskały papieżowi Janowi Pawłowi II. Zapomnieli, wyparli się, wybrali symboliczny „TVN”. Włożyli tamten czas, tamte przysięgi, do szufladki, zamknęli. Czasy są, jakie są.

Ale mimo wszystko, może jednak znajdą się ludzie, którzy nie dadzą swojej, choćby milczącej, zgody na taką podłość, jaką wyrządza się dziś polskim kapłanom i polskiemu Kościołowi? Bo to jest podłość, jeśli pamięta się o I Rzeczypospolitej, zaborach, zesłaniach, powstaniach, Dachau, komunie, opozycji. To jest podłość, jeśli wie się, ile Kościół - zawsze grzeszny, jak niemal wszystko na ziemi - dał Polsce.

Może zabiorą głos, wyrażą swoją solidarność z opluwanymi, choćby ludzie, którym ten czy inny kapłan wyprostował życiowe ścieżki, podniósł z upadku, dał nadzieję? Albo po prostu udzielił któregoś z sakramentów? Takich ludzi są przecież miliony.

Za to wszystko, co dostaliśmy, odpowiemy milczeniem, bierną zgodą na taką podłość? Nie zrobimy nic?

autor: Jacek Karnowski

                                                                                           ***

 „Gazeta Wyborcza” reklamuje swoją cyfrową emanację. A tam: Kościół, kler, księża. Siedem tekstów na jednej stronie jest o „czarnych”. Portal „Gazety Wyborczej” chce być kopią Urbana, a jest reminiscencją antyklerykalnego stalinizmu.

Człowiek czasem chce się zderzyć z innym światem. Pobudzić neurony, poczuć taki lekki myślowy dyskomfort. By nie nudzić się opiniami, które zna... z autopsji. Coś takiego jest, że go podkusi (nomen-omen), weźmie i kliknie. I wówczas przekona się kolejny raz, że ten człowiek jest jednak głupi. I pomyśleć, że tym człowiekiem jestem ja.

Wyborcza.pl. Serwis reklamowany jako ten poważny, różny od tabloidalnego brata bliźniaka pod nazwą gazeta.pl. Klikniesz człowieku i już zamiast myślowego masz dyskomfort zupełnie prozaiczny, rudymentarny (eufemizm, ufam zrozumiały).

Na jednej stronie największego tabletu mieści się siedem tekstów. I siedem jest o Kościele. Dosłownie: wszystkie siedem! I sto procent przedstawia go w czarnym świetle.

Jak to jest, że kolegom po piórze, pisząc niby to o filmie (wszak zarabiają na kinach) i piętnując (słusznie) grzech pedofilii, zawsze pokażą co naprawdę myślą. A myślą „czarni”. Panie i Panowie! Nie zastanawiacie się czasem, że tam gdzie zwykły Kowalski czy Trzmiel widzi co najmniej odcienie szarości, które składają się na białe dobro dnia powszedniego (pars pro toto Caritas) i polskie dziedzictwo, to Wam zawsze wychodzi utarta klisza bynajmniej nie pierwszej świeżości? Słyszeliście jak to jest z ludźmi, którym wszystko się zawsze kojarzy z jednym?

Droga Wyborczo! Kliknąłem i pokazaliście swoje najprawdziwsze oblicze, bym kupił Waszą „prenumeratę cyfrową”. Przykro mi nic z tego. Wolę czytelnię prasy na przykład w takiej w Bibliotece Narodowej. Jest darmowa. A oryginały z lat pięćdziesiątych są bardziej pouczające niż ich cyfrowa kopia, którą mi proponujecie.

Udajecie, że to nie to samo, że jest jakaś zasadnicza różnica. Wszak nawróciliście się ze „stalinizmu stosowanego” na demokratów. Przyznaje, że może i jest drobna dyferencja. Teraz, po prostu, chodzi o to, by zarobić na „zoologicznym antyklerykalizmie”. Nie ma więc w tym niczego wzniosłego. Wobec katastrofy waszych idei, spadającej sprzedaży „papieru”, marzy się Wam droga Urbana – osławionego piewcy zbrodniczego WRON (czyli „związku przestępczego o charakterze zbrojnym” – sorry, tylko cytuje sąd i co gorsza dla Was, wcale nie „pisowski”) i osobistego przyjaciela Waszego P.T. Redaktora Naczelnego, który w III RP dorobił się na gloryfikowaniu zła (patrz Piotrowski skazany za zabójstwo bł. ks. Jerzego Popiełuszki) oraz dosłownym obrzucaniu słownym g… świętości (patrz święty Jan Paweł II).

A więc – posługując się logiką – jesteście podwójnie wtórni (wobec stalinowców poprawionych przez Urbana) i oderwani od polskich spraw.

PS. Nie przysyłacie pozwu za ten „zoologiczny antyklerykalizm”. Wszak twierdziliście, że „zoologiczny antykomunizm”, którym to epitetem nas obdarzaliście, próbując nakazać stanie w kącie i milczenie, bo przeszkadzamy w „pojednaniu” (co, zdaje się było eufemizmem dla „picia wódki”), nie jest pejoratywne. Bądźcie konsekwentni.

Autor:
Antoni Trzmiel

Autor jest dziennikarzem Telewizji Polskiej

za:dorzeczy.pl

                                                                                          ***

Filmem w Kościół

Reżyser Wojciech Smarzowski przystąpił do promowania swojego najnowszego dzieła. „Kler”, bo tak się ono nazywa, opowiada o patologiach wśród duchownych Kościoła katolickiego. Już z zapowiedzi filmu należy się spodziewać, że będzie tak, jak zawsze u Smarzowskiego – nagromadzenie hipotetycznie możliwych, patologicznych wydarzeń, mające w zamyśle reżysera pokazywać „prawdziwy obraz”.

Tak było w „Weselu”, tak było w „Drogówce”. Równie mocno babrał się Smarzowski w patologii w ekranizacji powieści Jerzego Pilcha „Pod Mocnym Aniołem”. W „Wołyniu” jeszcze trochę niuansował, ale z zapowiedzi „Kleru” wynika, że będzie to jazda bez trzymanki. Promujący „Kler” plakat z wielką purpurową świnką skarbonką, gdzie otwór na monety ma kształt krzyża, świadczy o tym najlepiej. Podobnie jak wypowiedzi reżysera o tym, że należy wypowiedzieć konkordat i zdjąć krzyże ze ścian w budynkach publicznych, czy filmik, w którym on sam przebiera się za księdza. Smarzowski przekonuje także, że należy usunąć religię ze szkół. Aż dziw, że przy poprzednich filmach nie proponował delegalizacji alkoholu, wesel lub rozwiązania policji czy okupacji Ukrainy. No ale przecież „nie wolno porównywać”.

Wojciech Mucha

za:niezalezna.pl