Polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Jednoznaczność

Jadąc pociągiem czytam teksty dotyczące krytycznego stanu jednego z polskich ginekologów. Stan profesora jest bardzo poważny, tak dalece, że wszechwiedząca GW podała już przedwcześnie informację o jego śmierci. W każdym razie, gdy piszę te słowa - dramatyczny bohater całego zajścia żyje. Jest jednak w stanie krytycznym.

Portal, który poświęca profesorowi wiele uwagi nie zalicza się w moim przekonaniu do szczególnie religijnych. Słowo „szczególnie” dodaję przez szczególną grzeczność. Tym bardziej zdumiewa mnie w tym portalu przywoływanie takich słów i sformułowań, jak „pacjentki modlą się o cud”. Jeszcze bardziej zdumiewa mnie w teście artykułu taki oto fragment: „Narodziny dziecka to cud. Wielki dar od Boga. I to właśnie profesor D. jest moim Bogiem. Każdego dnia, gdy modlę się i dziękuję za dzieci, proszę Boga też o zdrowie dla niego”.

Oczywiście, jestem jak najbardziej za tym, by prosić Boga w każdej sytuacji o cud. Dla każdego człowieka. To wymóg przyzwoitości każdego katolika. Z satysfakcją przyłączę się do tej modlitwy. Także całkowicie zgadzam się z tym, by uznać dziecko za dar od Boga. Każde dziecko. Powtarzam to wielokrotnie. Z całą powagą. A ta powaga i dosłowność, wskazuje, że skoro jest to dar, to człowiek nie jest dawcą życia. Nie jest też jego dysponentem, nie jest panem życia. Życie jest darem. A dar ma w sobie to, że jest wolny, darmowy, bezinteresowny i nieodwołalny. Skoro Bóg daje życie i jest ono darem to znaczy, że nie godzi się, nie wolno tego daru odwoływać, odmawiać, odrzucać. Nie godzi się taki dar niszczyć.

I w tym miejscu moje zadziwienie rośnie, bo… Bo profesor dość dowolnie obchodził się z darem życia. W całym artykule nie pada ani słowo o  odniesieniu profesora do pamiętnych poczynań prof. Chazana nie godzącego się na aborcję dziecka głęboko upośledzonego. To bodaj umierający profesor szydził z tej dramatycznej historii okazując zdjęcia głęboko zdefektowanego noworodka  jako „sukces profesora Chazana”.  To także, ten sam profesor kierował kliniką, w której - wedle informacji medialnych - dokonywano rocznie bodaj 100 aborcji.

Bardzo wyraźnie chcę zaznaczyć - nie zamierzam analizować postawy ani osądzać profesora D. Modlę się za niego i wiem, że zarówno on, jak i profesor Chazan, i ja zostaniemy kiedyś osądzeni w sposób najbardziej kompetentny.
Jeśli przywołuję całą tę historię, to po to, by zauważyć ogrom niekonsekwencji w naszym myśleniu i działaniu. Portret człowieka, który jest kreślony przy pomocy słów o narodzinach dziecka jako cudzie i darze od Boga, to zarazem portret człowieka, który bywał zwolennikiem i sprawcą aborcji. A w sprawach życia nie można być za, a nawet przeciw.  

Bóg i tylko Bóg jest Panem i Dawcą życia. A człowiek nie powinien zabawiać się w Boga, ani rodzic, ani lekarz. Warto tę prawdę przywołać w obecnym kontekście. Nie tylko ze względu na historię życia profesora. Także, a może zwłaszcza ze względu na tlący się spór o wartość życia poczętego. Nie godzi się bawić w Boga, ani rodzicowi, ani lekarzowi, ani politykowi.