Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Lincz zamiast debaty, czyli „sprawa” ks. prof. Tadeusza Guza

Obiektywizm, prawda i wolność badań. O tym zapomniano medialnie linczując ks. prof. Tadeusza Guza, odmawiając mu prawa do równego głosu obrony w swej sprawie. Tego rodzaju naganne praktyki – niestety – nie dziwią już nikogo, jeśli wychodzą od lewicowo-liberalnych mediów. Jednakowoż wciąż muszą budzić sprzeciw, gdy ulegają im media czy instytucje z nazwy katolickie.

Naukowiec stanąć ma właśnie przed rzecznikiem dyscyplinarnym KUL. Trzeba mieć nadzieję, że choć tu orzeczenie nie zostało już „wydrukowane”.

Czy historia Polski została przebadana już tak dokładnie, że nie należy powracać do wydarzeń z przeszłości? Czy świat nauki nie ma prawa na nowo badać dokumentów już raz zbadanych? Jeśli tak, to dotyczy to całej historii, a może tylko historii Polski? Czy może wybierzemy takie elementy przeszłości Narodu Polskiego, których ruszać nie wolno? Nigdy!?

Owszem, możemy tak uczynić, ale wówczas musimy liczyć się z tym, że polska nauka nie będzie poważana – zabraknie jej obiektywizmu, prawdy. A wolność badań naukowych w oparciu o istniejące źródła, ale wybiórczo wykorzystywane, będzie nic nie wartym, wyświechtanym sloganem, figowym listkiem ledwo zakrywającym rzeczywistość.

W historii każdego narodu zdarzają się wstydliwe fakty. Polakom nagminnie przypisuje się – niemal jako regułę – to, czego w czasie II wojny światowej dopuszczali się szmalcownicy. Oczekuje się od całego Narodu przyznania do błędów, bicia w piersi… Ale… „co kraj to obyczaj”. Bo okazuje się, że są takie elementy historii dziejącej się na terenach Polski, do których wracać nie wolno, choć znajdują one odzwierciedlenie w źródłach historycznych.

Już samo przywoływanie ich – nawet bezkontekstowe – traktowane jest jako atak, jako formowanie ocen ogólnych, niesprawiedliwych dla całego narodu, religii… A przecież nikt takich uogólnień nie poczynił.

Co więcej, także próba podjęcia debaty o przykrych, ale zaistniałych w przeszłości i znajdujących odzwierciedlenie w źródłach historycznych, prawnych faktach, okazuje się niemożliwa. Powód? Dopuszczenie do takiej dyskusji już byłoby uwiarygodnieniem stawianej tezy(!). Sęk w tym, że owa „teza” jest wymysłem tych, co nie chcą mówić o przykrych sprawach. Jak w tym kontekście mówić o wolności badań naukowych? Więcej, można zastanowić się w jakim punkcie rozwoju bylibyśmy, gdyby taką praktykę „badań” przełożyć na inne nauki, choćby ścisłe? Czy w nauce może być coś „niedopuszczalne” – jeśli tylko podnoszone jest w sposób uporządkowany, rzetelny, naukowy, z poszanowaniem Praw Bożych i w zgodzie z Prawdą?

A jak winien zachować się katolik? Czy może godzić się na czynienie wyłomu w Prawdzie poprzez tchórzliwe milczenie? Przecież jeśli raz zgodzimy się na ustępstwo, nawet w małej sprawie, to ruszy lawina żądań. W efekcie będziemy mieli do czynienia z relatywizacją każdego elementu naszego życia. Tego przecież nie chcemy.

Ponadto w każdym państwie prawa jest przyjęta zasada, że prawomocne wyroki sądu są uznawane i szanowane. Owszem, istnieje możliwość ich kasacji z uwagi na ich nieprawość, ale te pozostałe w mocy – właśnie takimi są. Obowiązują. A ich poszanowanie jest elementem tworzenia całej kultury i porządku prawnego.

A jeśli już do owego porządku się odwołujemy, warto pamiętać, że w cywilizowanym świecie każdy ma prawo do sprawiedliwego procesu oraz do obrony. Tyczy się to nie tylko postępowań w sądzie, ale przecież i struktur kościelnych czy uniwersyteckich. W przypadku ks. prof. Guza tego wyraźnie zabrakło. Ocena jednego gremium nadała ton medialnej narracji „głównego nurtu”. Media podjmujące atak na naukowca nie czyniły starań o to, by ten mógł odnieść się do stawianych zarzutów. To pierwsze zaniedbanie. Potem pośpiesznie zadziałali przełożeni ks. prof. Guza, którzy bez rozmowy z oskarżanym sformułowali wnioski i oceny. Bo takie było oczekiwanie oskarżających?

W środę (19 grudnia 2018 roku), naukowiec ma stawić się przed rzecznikiem dyscyplinarnym KUL. Czy będzie to (jakże spóźniona) okazja do odniesienia się do oszczerstw? A może tyko odczytany zostanie wydany już w mediach „wyrok”?

Nagonka na ks. prof. Tadeusza Guza w wykonaniu lewackich mediów ma miejsce nie po raz pierwszy. Tym razem jednak obiektywizmu nieco zabrakło także i mediom katolickim, które o sprawie informowały, ale z tylko punktu widzenia przyjętego a priori przez oskarżających. Tak oto rozprawiono się z faktami w sposób, który z pewnością lewicowi ideolodzy nagrodziliby serdecznym uściskiem ręki. Bo czy katolicką postawą było uniemożliwienie wypowiedzenia się ks. prof. Guzowi, przy jednoczesnej publikacji stanowisk przeciwnych? Kto i jak zdecydował co jest prawdą? Ponadto, czy właściwym jest publiczne ruganie i przywoływanie do uznania podległości człowiekowi, zamiast Prawdzie? (Inną kwestią jest to, że Ksiądz Profesor – wbrew sączącej się medialnej narracji – był zawsze lojalny wobec przełożonych). Zdaje się, że Prawo Boże wciąż jest aktualne i obowiązuje, przynajmniej powinni o tym pamiętać katolicy, nawet ci na stanowiskach.

Ks. prof. Tadeusz Guz jest znany z tego, że nie unika debaty, wręcz namawia do niej i zawsze gotów jest zweryfikować swoje badania, jeśli tylko służyłoby to Prawdzie. Bo też i Prawda wyznacza jego naukowe ścieżki. Choć czasem – co właśnie zdaje się obserwujemy – oznaczać może skazanie na banicję. Z pewnością Prawdzie nie służy jednostronny atak z pozycji mędrca – bez prawa do obrony przez atakowanego. To z pewnością nie jest cechą cywilizowanej debaty w duchu chrześcijańskim. To… lincz! Zaś uleganie przez katolickie instytucje narzucanym przez lewicowy liberalizm regułom na pewno nie przysłuży się dobru Kościoła. Bo – nie oszukujmy się – to Kościół – poprzez niszczenie jego najwierniejszych sług – jest tutaj głównym celem.

Marcin Austyn

za:www.pch24.pl



Copyright © 2017. All Rights Reserved.