Polecane

Jan Gać-Wielkanoc 2019 roku

”A LUD STAŁ I PATRZYŁ"
 (Łk 23,35)
                             
W takich słowach Łukasz Ewangelista  wyraził postawę tłumu zgromadzonego na Kalwarii, świadków krzyżowania Jezusa. Pięć wyrazów. Bardziej dosadnie już się nie dało. Aż trudno sobie tę scenę wyobrazić. A jeszcze trudniej zrozumieć zachowanie niemałego zgromadzenia.

Nikt nie oponował? Nikt głośno nie wyraził sprzeciwu? Jakby wszystkich ogarnęła pasywność, jakaś bojaźń przed narażeniem się kaście przywódców narodu żydowskiego. Tych przynajmniej ewangeliści identyfikują, byli nimi członkowie Wysokiej Rady, czyli Sanhedrynu, z których swą odmienną opinią w sprawie Jezusa wyłamał się przynajmniej jeden, Józef z Arymatei. Może jeszcze Nikodem, ten, który nocą przyszedł do Jezusa z pytaniami w sprawie Jego misji. A nie potrafił za dnia? Nie stać go było ujawnić  się otwarcie i  postawą odwagi przełamać atmosferę zastraszenia: "Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi" (J 9,22).

W tym gremium starszyzny najwyższą funkcję religijną, ale i polityczną, pełnili arcykapłani, aktualnie siedzący na urzędzie Kajfasz, jak i jego poprzednik, Annasz. To oni wydali Piłatowi Jezusa, a teraz, u stóp twierdzy Antonia, to oni, Jego zaciekli przeciwnicy wraz z gromadą faryzeuszy, wymuszali postawę ludu, by ten przez aklamację opowiedział się przed namiestnikiem za Barabaszem, a potępił Jezusa i przekreślił szansę na Jego uwolnienie.
Swą decyzją członkowie Wysokiej Rady wydali człowieka z własnego narodu okupantowi, a tym przecież gardzili, chociaż z przymusu skazani byli na współpracę z Rzymianami. "Nam nie wolno nikogo zabić" (J 18,31), odrzucili sugestię Piłata, gdy ten próbował sprawę Jezusa przekazać do ich osądu według żydowskiego Prawa. Jakby układali się między sobą: załatwcie tę kłopotliwą rzecz wy, Rzymianie, w naszym imieniu i na nasze życzenie, to nas uwolni od winy za krew tego Człowieka.

Dawni malarze scenę obecności starszyzny żydowskiej na Kalwarii wypunktowali barwnością ich arcykapłańskich szat, gwałtownością ich wrogich, zaciśniętych pięści, postawą prześmiewczą: "Innych ocalał, siebie nie może ocalić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli" (Mk 15,31-32).

W tym rozgorączkowanym tłumie znajdowali się i Jego sympatycy, a nawet bliscy, bliższa i dalsza rodzina.
Co z nimi?
Milczeli?
Nie protestowali?

Ulegli powszechnej atmosferze przyzwolenia na ewidentne bezprawie? Owszem, na Kalwarii byli obezwładnieni obecnością żołnierzy, ale przed twierdzą Antonią, gdzie zgromadził się tłum w oczekiwaniu na werdykt Piłata, tam ich nie było. Co z apostołami i uczniami Jezusa, przecież stanowili niemałą gromadę, skoro nie tak dawno jeszcze Nauczyciel rozsyłał ich z misją Dobrej Nowiny po dwóch w różne strony. Ci też milczeli? Obezwładniła ich bojaźń?  A może wstyd przed własnym sumieniem, że nie walczyli w  Ogrodzie Oliwnym ze strażą świątynną?
Cóż mogli zrobić dwoma mieczami (por. Łk 22,38) wobec uzbrojonej zgrai?

Wydaje się, że zawiedziona nadzieja, jaką pokładali w Jezusie jako w zapowiedzianym Mesjaszu, sparaliżowała jakiekolwiek rozsądne działanie z ich strony. Wszak "stało się to wszystko, żeby się wypełniły pisma Proroków. Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli" (Mt 26,56). Trudno usprawiedliwiać ich pasywną postawę. Owszem, Jan Apostoł swoją obecnością na Kalwarii ratował współtowarzyszy przed zupełną kompromitacją.  

Więcej odwagi i współczucia wykazały niewiasty. "A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim" (Łk 23,27). Niektóre z nich były znane Ewangelistom z imienia: Maria Magdalena, Maria matka Jakuba Mniejszego, Salome. "I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy" (Mk 15,40). Oczywiście, była tam i Matka Jezusa.

Ci wszyscy byli jednak mniejszością na Kalwarii. Zdecydowaną większość stanowili ciekawscy. Jak świat światem każda publiczna egzekucja stawała się okazją darmowego spektaklu dla gawiedzi, a już najlepiej, gdyby ta miała być poprzedzona wyszukanymi torturami. Tak było zawsze, nawet jeszcze w XIX-wiecznej Europie. Pospólstwo ciągnęło z daleka, place wokół miejsca kaźni były zajęte od wielu godzin. Wystarczy przejrzeć stare ryciny, nie koniecznie ilustrujące ścięcie króla Ludwika XVI. Jerozolima w 14 dniu miesiąca Nisan roku 30, kiedy przypadała ostatnia Jezusowa Pascha, nie była w stanie pomieścić w swych murach pątników, także tych z Galilei.
Z pewnością niejeden z nich cieszył się jeszcze  odzyskanym wzrokiem, inny mocą kręgosłupa po uwolnieniu z paraliżu, czy przywróconą sprawnością kończyn. Jezus w Jerozolimie nie był osobą nieznaną, przeciwnie, nie dalej jak tydzień wcześniej rozentuzjazmowany tłum, że do Świętego Miasta wjeżdża Prorok, wprawdzie na ośle, jednak w glorii, słał swe płaszcze na drodze i wykrzykiwał mesjańskie błogosławieństwa.

Wielu z tych ludzi zeszło się na Kalwarii. I co? Nic?

"Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go" (Mk 15,29). Jerozolima była podzielona w odniesieniu do osoby Jezusa: "Jedni mówili: Jest dobry. Inni zaś mówili: Nie, przeciwnie - zwodzi tłumy" (J 7,12). Jan w tym miejscu zanotował znamienne zdanie: "Nikt jednak nie odzywał się o Nim jawnie z obawy przed Żydami" (J7,13). Czyżby w tej konstatacji zawierała się jakaś cząstka prawdy naświetlającej przyzwoleńczą postawę tłumu na Kalwarii? "A lud stał i patrzył". Bardzo mocne słowa. Przebija z ich lapidarnej treści powszechne godzenie się ludzi na bieg wypadków, może w sercu z nutą bezsilnego oporu, może z odruchem buntu tłumionym doraźnym rozsądkiem, a ten nie pozwalał na krzyk sprzeciwu. Powszechne milczenie wydało im się najrozsądniejszym zachowaniem. A przecież w okrutny sposób mordowano Boga!

Czy wydarzenia z Kalwarii nie stanowią swego rodzaju zwierciadła ludzkiej kondycji? Ludzkich zachowań i postaw? Można je przenieść w każde inne miejsce na świecie i o każdym czasie. Pasywność na zło.
Brak odwagi zajęcia w złych rzeczach stanowiska odmiennego aniżeli wyznacza consensus głównego nurtu i lansowana poprawność polityczna, ochoczo akceptowana przez umysły leniwe, bojaźliwe i pozbawione daru samodzielnego myślenia.

 Jan Gać