Polecane

Co jest, a co nie jest w naszym interesie narodowym

Europa ma wejść w fazę spowolnienia gospodarczego. Widać to szczególnie po Niemczech, gdzie wzrost PKB per capita rocznie dotąd wynosił 1,5 proc., a więc był ponad trzy razy mniejszy niż w Polsce. Nasza gospodarka urosła o 5,1 proc.
Nie wypada mieć jednak schadenfreude, czyli cieszyć się z problemów innych, albowiem polska gospodarka

jest w sporej mierze uzależniona od niemieckiej. To Republika Federalna Niemiec stanowi dla nas rynek eksportowy numer jeden, a z kolei my również najwięcej importujemy znad Renu i Sprewy.

Polska złotówka, czyli rekord niskiego bezrobocia

Ciekawe, że Niemcy wchodzą w fazę spowolnienia z jednym z dwóch najniższych stopni bezrobocia w całej Dwudziestceósemce. Tylko Czechy mają niższy wskaźnik od nich, bo 1,9 proc., Berlin zaś 3,2 proc. Rzeczpospolita jest tuż za podium, jeszcze za Luksemburgiem (3,3 proc.) – u nas bezrobocie jest na poziomie 3,4 proc. Zapewne przyjaźń polsko-madziarska powoduje, że bezrobocie nad Dunajem jest na identycznym poziomie – 3,4 proc. Na szóstym miejscu w tej klasyfikacji jest kolejny kraj nowej Unii, czyli Malta 3,5 proc. Stawkę szczęśliwej siódemki zamyka Rumunia z 3,8 proc.

Oznacza to – co też jest charakterystyczne – że na siedem krajów o najniższym bezrobociu aż pięć to państwa nowej UE, a tylko dwa są z dawnej Piętnastki. W pierwszej dwunastce w tym rankingu tylko trzy państwa reprezentują dawną EWG – dochodzi jeszcze Wielka Brytania – a aż dziewięć nową Unię (dochodzą jeszcze Słowacja, Bułgaria i Estonia). Cztery państwa, które zamykają stawkę, to Grecja (18,5 proc.), Hiszpania (14 proc.), Włochy (10,2 proc.), Francja (8,8 proc.), a więc wszystkie są państwami starej Unii. Można na tę statystykę spojrzeć jeszcze inaczej – z punktu widzenia przynależności do strefy euro. Wśród dziesięciu państw UE o najmniejszym bezrobociu większość, bo sześć, jest spoza Eurolandu (Czechy, Polska, Węgry, Rumunia, Wielka Brytania i Bułgaria), a tylko cztery (Niemcy, Luksemburg, Malta i Słowacja) są w strefie euro.

Cytuję te znamienne statystki, nawiązując do artykułu premiera Mateusza Morawieckiego dla Politico.eu.

Ten anglojęzyczny portal i tygodnik od lat funkcjonuje w Brukseli i jest dość opiniotwórczy. Skądinąd to bardzo dobrze, że prezes Rady Ministrów zdecydował się na publikację w medium dotychczas wyraźnie sceptycznym wobec polskich władz. To, można rzec, swoisty mecz na wyjeździe Mateusza Morawieckiego. Ale właśnie w takich mediach również warto walczyć o prezentowanie polskiego punktu widzenia, zdecydowanie różnego od lewicowo-liberalno-EPL-owskiej propagandy na temat naszego kraju. Przekonywanie przekonanych to stanowczo za mało.

Szydło Eurolandu wychodzi z worka

Wracając do strefy euro – warto podkreślić, że nie jest to bynajmniej temat, który Prawo i Sprawiedliwość sprytnie wyciąga na użytek kampanii wyborczej, wiedząc, że cztery piąte Polaków ma krytyczny stosunek do akcesu Rzeczypospolitej do Eurolandu. Oto bowiem 1 maja w TVP Info, w programie „O co chodzi” Krzysztofa Skowrońskiego, działacz lewicy, a konkretnie stanowiącej część Koalicji Europejskiej formacji Inicjatywa Polska (lider – Barbara Nowacka), która niedługo przekształci się w partię polityczną, pan Rafał Lipski stwierdził, że „bycie w strefie euro” to „jedna z wartości europejskich” (sic!). Młody człowiek, znany głównie z wypowiedzi atakujących Kościół katolicki, ludzi wierzących, polską historię, a także obecne polskie władze, naprawdę to powiedział!

Z wrodzoną sobie delikatnością zwróciłem mu uwagę, że rządzone przeważnie przez lewicę Królestwo Szwecji i Królestwo Danii w strefie euro nie są i nic nie wskazuje na to, że zamierzają podjąć starania, aby w niej się znaleźć. Idąc tokiem rozumowania Lipskiego, Sztokholm i Kopenhaga nie reprezentują „wartości europejskich”! Podobnie zresztą jak Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, które wszak, choć rządzone przez brzydkich konserwatystów, stawia ów działacz lewicy – gdy nazwałem go socjalistą, oburzył się i powiedział, że jest socjaldemokratą – jako wzór, bo Londyn uznał, jak to pan Lipski określił, „równościowe małżeństwa”.

Cytuję jego wypowiedź, bo opozycja zarzuca rządowi, że wyciąga temat wejścia Polski do strefy euro z powodów czysto wyborczych, w sytuacji gdy opozycja o tym w ogóle nie mówi. Tymczasem jest to kolejna wypowiedź przedstawiciela Koalicji Europejskiej, która jednoznacznie potwierdza jej chęć wtłoczenia nas do Eurolandu. O konieczności naszego wejścia do eurostrefy mówili w ostatnim czasie Grzegorz Schetyna, przewodniczący PO, i Katarzyna Lubnauer, przewodnicząca Nowoczesnej, Ryszard Petru, przewodniczący partii Teraz, czy dyżurny „antykaczysta”, zwolennik KE Leszek Balcerowicz – ten ostatni powtarza to niczym mantrę. Jak widać, szydło Eurolandu wychodzi z worka totalsów przy niemal każdej okazji.

Zdrowy polski sceptycyzm

Premier Mateusz Morawiecki w Politico.eu napisał, że spowolnienie gospodarcze, oprócz imigracji, terroryzmu oraz brexitu, jest jednym z głównych wyzwań stojących przed Unią Europejską. Ma rację. Na szczęście akurat jego rząd potrafił uruchomić taką politykę, która owe spowolnienie gospodarcze może zatrzymać, ograniczyć lub przynajmniej opóźnić. Przyznanie 500+ na pierwsze dziecko oraz trzynastej emerytury oznacza wpuszczenie znaczących pieniędzy bezpośrednio na rynek konsumpcji – ludzie raczej nie będą tych pieniędzy odkładać w banku czy do skarpety. Oznacza to ożywienie popytu konsumpcyjnego oraz zyski dla polskich firm oferujących towary i usługi. Słowem, dalsze nakręcanie koniunktury gospodarczej poprzez podtrzymanie trendów popytowych.

Polska prowadzi zdroworozsądkową, pragmatyczną, realistyczną politykę ekonomiczną. Przez ostatnie cztery lata potrafiliśmy umiejętnie wykorzystać globalną i kontynentalną koniunkturę gospodarczą, niczym świetny surfer falę na oceanie. Teraz uruchamiamy hamulce broniące nas przed gospodarczym spowolnieniem, które objawią się wyraziście u naszych zachodnich sąsiadów.
Zdrowy, narodowy i ludowy polski rozsądek przejawia się sceptycyzmem odnośnie do naszego wstąpienia do strefy euro.

Sceptycyzmem, który od lat był początkowo niedeklarowaną oficjalnie, ale teraz już publicznie prezentowaną linią polityczną władz RP. Nasze państwo, które zajmuje czwarte miejsce w UE, jeśli chodzi o niski poziom bezrobocia, jest jednocześnie od pięciu kwartałów liderem, gdy chodzi o wzrost PKB na mieszkańca, i wyraźnie gospodarczo rośnie. I chce kontynuować tę korzystną dla narodowych interesów politykę gospodarczą także po jesiennych wyborach do Sejmu i Senatu RP. Aby tak się stało, trzeba jednak najpierw wygrać wybory europejskie.

Ryszard Czarnecki


za:niezalezna.pl