Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Jak wysoka kultura Rzeczypospolitej edukowała ciemną Moskwę

Choć mit Polski od morza do morza funkcjonuje w polskiej kulturze i polityce, to faktycznie ten stan, gdy granice Królestwa Polskiego sięgały od Gdańska nad Bałtykiem po czarnomorskie wybrzeże (licząc Mołdawię jako lenno), trwał jedynie… 18 lat. Zupełnie zapomniano o tym, że kultura Rzeczypospolitej sięgała znacznie dalej i trwała znacznie dłużej – od Adriatyku, po Morze Czarne i… Białe!

Najłatwiej jest spojrzeć na mapę i po rozmiarach terytorium oceniać siłę państwa. W roku, w którym Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę, trzech braci z dynastii Jagiellonów stworzyło blok państw, który dziś geopolitycy nazwaliby blokiem: ABC (Adriatyk, Bałtyk, Czarne Morze), lub właśnie… Trójmorzem. Porywczy Jan Olbracht objął właśnie schedę w Krakowie, jego apatyczny brat Aleksander z Wilna panował nad liczącym milion kilometrów kwadratowym Wielkim Księstwem Litewskim, zaś najstarszy z tej trójki, spokojny i ugodowy Władysław, łączył korony: czeską i węgierską. Jednak nie obszar, złożony przeważnie przecież z bezkresnych pustkowi, stepów i puszczy albo też niedostępnych gór Karpackich, stanowił o sile wspólnoty Europy Środkowo-Wschodniej, lecz potencjał kulturowy. Każdy z czterech krajów opierało swoje rządy na współpracy władcy z narodem politycznym, to jest szlachtą, i na rozbudowywanym pojęciu władzy osobistej. Choć granice kurczyły się, dynastia wygasła, a wokół konsolidowały się despotyczne imperia (Rosja i Turcja) lub absolutystyczne biurokracje (Prusy, Austria), sarmacka społeczność nadal imponowała sąsiadom i oddziaływała jeśli nawet nie na monarchów, to na ich otoczenie: dwór, szlachtę a nawet mieszczan. Aż dziw, że dzisiejsza polska polityka historyczna milczy wobec dowodów na dominację kultury Rzeczypospolitej w tej części Europy – Rumuński historyk Ion Corfus już 40 lat temu cytował XVI-wieczną korespondencję między władcami rumuńskimi i dworem sułtana tureckiego, która była prowadzona w języku polskim. Szlachta węgierska pod jarzmem Osmanów i Habsburgów składała dworowi polskiemu propozycje objęcia tronu, a w rosyjskich pałacach od Morza Białego, przez wzniesioną z drewna Moskwę, po klasztory nad Morzem Kaspijskim rozchwytywano literaturę polską – od traktatów politycznych (te bardziej ukradkiem) po romanse i anegdoty. Gdy najazdy tatarskie dochodziły do Lwowa, Szwedzi wkraczali do Krakowa, a car Aleksy odwiedzał zdobyte właśnie Wilno, wyższość cywilizacyjna Rzeczypospolitej była jasna dla mieszkańców Europy między Łabą a Uralem. Ta intelektualna i kulturalna przewaga oddziaływała nawet pod zaborami, a jej szczątki są dostrzegalne także dzisiaj.

Ta nieznośna duma narodowa

Wiele wysiłku wkładają lewicowi historycy, aby udowodnić, jakim odmieńcem Europy jest Polska. Dziś każą nam gonić za Zachodem we wszystkich najgorszych wzorcach, zaś w przeszłości widzą nie próbę pójścia indywidualną drogą rozwoju politycznego, ale jedynie „anarchię”, „warcholstwo”, czy „fantomowość” państwa. Jednak żadne żonglowanie statystykami pokazującymi zacofanie gospodarcze albo wskazywanie, jak ograniczano prawa protestantom, wymienianie przegranych bitew i zerwanych sejmów, nie zatuszują najważniejszego wskaźnika poziomu życia, jakim jest głosowanie nogami – a tymczasem to z różnych stron Europy do Polski przybywali intelektualiści, rzemieślnicy, mieszczanie i szlachta. To uciekający z Rosji, jeszcze po pierwszym rozbiorze, chłopi przekraczali granicę Rzeczypospolitej, by w tej niby wyzyskującej Polsce znaleźć trochę wytchnienia. To u ujścia Wisły osiedlała się ludność Olęderska (Holendrzy), na Podlasiu Tatarzy, wokół Lwowa Ormianie, a w całym kraju Żydzi. Co rusz na służbie polskich monarchów pojawiają się obcobrzmiące nazwiska, których właściciele uczyli się polskiego, osiadali w naszym kraju i wiernie służyli nowej ojczyźnie.

Urodzony w 1551 r. na terenie Zakonu Inflanckiego Jerzy Farensbach był najemnikiem na służbie wszystkich krajów Morza Bałtyckiego, zaciągał się także do armii francuskiej i holenderskiej. Szedł tam, gdzie płacili więcej, zatem wojował dla Królestwa Danii, dla Szwecji, był w służbie u cara Iwana Groźnego. Jednak zetknięcie się z polskimi wojskami pod Gdańskiem w 1577 r. było przełomem w jego życiu. Polskie miasto portowe było wówczas europejskiej klasy metropolią. To, co widział Farensbach do tej pory, może poza Niderlandami, wydawało się prowincjonalne i ubogie

/..../
zawartość zablokowana

Autor: Jakub Augustyn Maciejewski

Pozostało 50% treści.

za: https://gpcodziennie.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.