Polecane

Od „zbrodniczego zabobonu” do „pijaka i pedofila”. Historia antyklerykalizmu

Zwykle zaczynało się niewinnie – postępowi filozofowie krytykowali „ciemnotę kleru”, wąskie horyzonty, a Wiarę traktowali niczym zabobon. Intelektualiści sugerowali oczyszczenie duchowieństwa i całego Kościoła z błędów. I zawsze kończyło się tak samo.

Historia nowożytnego antyklerykalizmu to historia zakrojonych na szeroką skalę ludobójstw, tworzenia ubrań z ludzkich skór, topienia, ścinania, profanacji cmentarzy i Najświętszego Sakramentu oraz prób łamania sumień. Ostrze nienawiści do Świętej Wiary w pierwszej kolejności kierowane było wobec katolickich kapłanów.

Nienawiść do chrześcijan i antyklerykalizm nie są jednak „wynalazkiem” czasów nowożytnych. Już Pan Jezus zapowiadał, że wiernych Jego Nauce czekać będzie niezrozumienie, a nawet nienawiść świata oraz cierpienie, jednak „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.

Brutalną przemoc wobec wyznawców Chrystusa stosowali już starożytni Żydzi oraz poganie w czasach Imperium Rzymskiego. Prześladowania naszych braci w wierze cechowały nie tylko panowanie Nerona, ale nawet epokę tak oświeconego i rozfilozofowanego władcy, jakim był Marek Aureliusz.

Rzymianie w pewnych okresach mordowali chrześcijan, ale agresja miała również charakter werbalny. Wyznawców Chrystusa oskarżano o straszne, a niekiedy absurdalne czyny. Niektóre z zarzutów dotyczyły sfery seksualnej – mimo że spora część rzymskich elit z moralnością miała niewiele wspólnego. Ależ to znajomo brzmi! Ileż razy słyszeliśmy z ust żyjących z n-tym partnerem „celebrytów”, jak to Kościół jest zły! Ileż razy zarzuty natury obyczajowej formułowali homoseksualiści.
 
Kościół przetrwał starożytne prześladowania oraz fale brutalnych oszczerstw. Wrogowie chrześcijaństwa wyciągnęli jednak wnioski. Wszystkich uczniów Chrystusa zamordować nie sposób – można natomiast próbować zniszczyć ich dusze, zabierając kapłanów. To nowożytna strategia wrogów Kościoła!

Sygnał do ataku na kapłaństwo dał nie kto inny jak Marcin Luter. Chociaż protestanci znają instytucję pastora, czyli duchowego przywódcy, to w heretyckich zborach nie ma mowy o funkcji kapłańskiej. Brak sukcesji apostolskiej wśród postreformacyjnych „biskupów”, zupełnie nieważne „święcenia” oraz fałszywa, nieuznająca sakramentu kapłaństwa i Eucharystii teologia. To wszystko powoduje, że pastor nie jest kapłanem. Dlatego też protestanci walczyli z księżmi. XVI i XVII wiek to wszak epoka wojen religijnych w Europie Zachodniej. To czasy – od dawna nieznanego w tych stronach – męczeństwa, śmierci za katolicką wiarę, prześladowań, wyszydzania i wykpiwania kapłanów oraz fałszywego oskarżania ich o potworne rzeczy.

Po uspokojeniu walk religijnych nadszedł czas na oświecenie, które – zupełnie wbrew nazwie – przyniosło epokę ciemnoty. Pod pozorem jasnego umysłu kryły się mroczne ideologie, które rychło zostały zamienione w czyn. Padło na Francję – najstarszą córę Kościoła, ojczyznę wielu świętych. To właśnie tam rewolucyjne władze z masońską kartą w życiorysie najpierw próbowały uwiązać Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa – na państwowym łańcuchu, później zaś wprowadzając pogański kult „Najwyższej Istoty”. Każdy, kto był przeciw, stawał się wrogiem Republiki. Kara zesłania, a potem kara śmierci stały się losem wielu duchownych. Antykatolicka furia dotknęła również prostego ludu, czyli grupy, która miała stać się beneficjentem laickiej republiki. Ofiarami agresji stał się przecież lud Wandei – eksterminowany w sposób planowy i wyjątkowo brutalny właśnie za wierność Kościołowi i monarchii. Nigdy nie powinniśmy zapomnieć, że to właśnie oświeceni wrogowie „zabobonu” i „katolickiej ciemnoty” zamieniali skóry swoich ofiar w ubrania, topili i ścinali Wandejczyków.

Szatański pęd do mordowania katolików nie ustał wraz z wygaszeniem rewolucyjnego pożaru we Francji. Ogień tlił się przez cały wiek XIX. Niedługo później nadszedł czas na męczeństwo Kościoła w bolszewickiej Rosji i na terenach najechanych przez „czerwonych” barbarzyńców.

Potworne rewolucyjne rozwiązania wcielali w życie również antykatoliccy postępowcy z Meksyku. Władze o masońskiej proweniencji dążyły do całkowitego wyrugowania religii z życia publicznego. Wszystko w imię demokracji. Antykatolicka furia spotkała się i tam – podobnie jak w Wandei – ze zbrojnym oporem. I chociaż chrześcijanie z Ameryki Południowej odnieśli pewien sukces, to siły wrogie Kościołowi znów udowodniły, że są gotowe do aktywności w każdej epoce i na każdym kontynencie.

Niedługo przyszło zresztą czekać na kolejny rozdział potwornej księgi antykatolickiej nienawiści. Rewolucjoniści wzięli na cel Hiszpanię. Antykatolickie prawa wprowadzano po obaleniu monarchii, za rządów środowisk progresywno-wolnomularskich. Gdy lewicowy terror przybrał na sile w roku 1936, doszło do wybuchu wojny domowej. Wtedy to siły rewolucyjne pokazały swoje prawdziwe oblicze, niszcząc i profanując świątynie oraz mordując tysiące duchownych oraz osób zakonnych. Wszystko dlatego, że katolicy stanowili (stanowią i stanowić będą) zaporę przeciw antyludzkim planom postępowców. Wojna domowa w Hiszpanii została przez lewicę przegrana, ale i tym razem koniec wojny nie oznaczał końca nienawiści.

Rok 1939 nie stanowił końca tragicznej antykatolickiej przemocy. Zakończenie działań zbrojnych na Półwyspie Iberyjskim tylko o kilka miesięcy wyprzedziło nową falę nienawiści. Wkrótce Europa Środkowa została podzielona między dwa wrogie Kościołowi reżimy: nazistowski i sowiecki. II wojna światowa to okres męczeństwa kapłanów na niespotykaną wcześniej skalę. Duchownych mordowano w imię budowy „nowego, lepszego świata”, świata „wolnego od przesądów”, świata dla jednej rasy lub jednej społecznej klasy.

Idea nienawiści do Wiary przeżyła jedną ze swoich emanacji – oto miejsce zwolnione przez bankrutujący nazizm zajął zdobywający kolejne zachodnie przyczółki komunizm. Niemców mordujących w Polsce księży zastąpili Sowieci i ich polskojęzyczne pachołki. Podobnie, a niekiedy nawet jeszcze gorzej, potoczyła się historia Kościoła w innych krajach Europy Środkowej.

Wrogowie katolicyzmu zaczęli jednak powoli pojmować, że morderstwa dokonywane na kapłanach nie przyspieszają ich celu. Coraz częściej zamiast dążenia do uśmiercenia ciała zaczęli realizować plan uśmiercania ducha, a to iście szatańska strategia. Wszak ksiądz zamordowany to męczennik, człowiek, którego Wiarę podziwiać mogą nawet niewierzący. Tymczasem kapłan pozbawiony społecznego szacunku – za sprawą fałszywych oskarżeń i krzywdzących stereotypów – straci nie tyle w oczach wrogów Kościoła, którzy i tak duchownych mają za nic, ile w oczach katolików.

Kampania niszczenia obrazu duchowieństwa przeszła przez niektóre kraje Zachodu. Dziś widzimy wyraźnie, że trudny czas nie ominie i Polski. Antyklarykałowie nie zdają sobie jednak sprawy, że kręcą bicz i na siebie.

„Kiedy chce się zniszczyć religię, zaczyna się od ataków na kapłanów, bo tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary i religii” – mówił proboszcz z Ars, święty Jan Maria Vianney. Nie sposób odmówić mu racji. Gdy zabraknie kapłanów – nieważne, czy zostaną zamordowani, czy braknie nowych powołań wskutek zniszczenia obrazu księży – nie będzie szafarzy sakramentów, nie będzie Komunii Świętej ani spowiedzi. Gdzie swoją duszę oczyszczą stojący u progu wieczności, gdy w konfesjonale hulać będzie wiatr? Dziś ta sprawa interesuje jedynie część katolików, jednak historia zna również wielu antyklerykałów wzywających na łożu śmierci kapłana. Do niejednego z nich ksiądz zdążył. Jednak gdy duchownych zabraknie…

Michał Wałach

za::www.pch24.pl


***

Marcin Wolski podsumowuje


Winowajcy



Pedofilia jest zbrodnią,

to jasne jak pełnia.

Wielu głównie obchodzi,

kto czyn ten popełnia?

A tu na pierwszym miejscu

 (nie mówcie nikomu)

wujkowie i stryjkowie,

przyjaciele domu,

trenerzy, instruktorzy,

szczególnie ci srodzy,

artyści estradowi

oraz pedagodzy.

Ale gdy idzie atak

ze szczękiem oręża,

za winnych robią

tylko pojedynczy księża.
 
za: https://gpcodziennie.pl

***

Dodajmy-czasami wrabiani przez "służbowych". A i ...zawiedzionych.  

Starsi pamiętają mądrości różnych etapów lewizny-a to walka z imperialistami oko w oko, a to ze stonką ziemniaczaną podrzucana przez tychże chytrze (pewnie z balonów),  ze  wstecznym klerem (nie mylić z "księżmi patriotami"), czy inne akcje postępowych wzmożeń!
Zatem nic nowego. Wnuki biorą z dziadków, z postępowych dziadków, natchnienia.I do przodu!
Z nadzieją, że - jak kiedyś refrenowano: "Ludzie to kupią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio" (Wojciech Młynarski, 1963r.)

kn