Polecane

Ks.prof. Paweł Bortkiewicz TChr-Świadczyć czy dowalić?

Od pierwszej chwili oglądania filmu panów Sekielskich czułem ból, obrzydzenie, gniew, wstyd… Całą eskalację uczuć, które – wiem to doskonale – nie są w stanie choćby dotknąć grozy i cierpienia, jakich doświadczyły ofiary pedofilii. I nie kwestionuję tej grozy, ani tych cierpień. Słowem, ba, nawet sylabą nie próbuję usprawiedliwić sprawców tych czynów.

Myślę, że trzeba wręcz, byśmy o tej grozie i cierpieniu pamiętali. Także po to, by za dwadzieścia lat, ktoś nie nakręcił filmu rejestrującego wspomnienia dzieci z przedszkola roku 2019 czy podstawówki roku 2020, które zgodnie z wytycznymi standardów seksualnych WHO promowanych przez niektórych polityków o tym, jak masturbowały się z wydatną pomocą seksedukatorów.

Mój protest budzi nie temat tego filmu, nie to, że demaskuje grzech w ludziach Kościoła. Raczej trzeba dziękować, że ta demaskacja jest tak wyraźna i że piętnuje bezwzględnie hipokryzję duchownych. Bo to pokazuje, że ciężar ich zła jest odczytywany w perspektywie świętości Kościoła. Jak rozumiem, grzechy pedofilii nie są tak napiętnowane, gdy są dokonywane przez reżyserów wynoszonych na Olimp współczesnych bogów, nie są piętnowane aż tak, gdy są dokonywane przez trenerów i nauczycieli, edukatorów, ludzi mediów czy pospolitych zawodów. W przypadku księży są piętnowane jako ohydne. Słusznie, bo ich czyny są bezpardonową zdradą Chrystusa i Kościoła, zdradą nauczania w Kościele katolickiemu. Są zaprzaństwem.
Zatem mój protest budzi nie temat tego filmu, nie to, że demaskuje grzech w ludziach Kościoła. Nie, mój sprzeciw budzi co najmniej niejasność odpowiedzi – dlaczego autorzy filmu piętnują to zło? W imię czego? Nie chcę powielać tego, co już było mówione, nagrane, wypowiedziane – o manipulacji mającej na celu postawienie znaku równości: pedofilia równa się Kościół, Kościół to pedofilia…

Nie, nie będę tego powielał. Chciałbym tylko przypomnieć pewne słowa, wypowiedziane  w Olsztynie w 1991 r. Przez św. Jana Pawła II, tak bezczelnie znieważonego w tym obrazie filmowym. „Niewiele daje wolność mówienia, jeśli słowo wypowiadane nie jest wolne. Jeśli jest spętane egocentryzmem, kłamstwem, podstępem, może nawet nienawiścią lub pogardą dla innych - dla tych na przykład, którzy różnią się narodowością, religią albo poglądami. Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swoje - może właśnie błędne - stanowisko.

Słowa mogą czasem wyrażać prawdę w sposób dla niej samej poniżający. Może się zdarzyć, że człowiek mówi jakąś prawdę po to, żeby uzasadnić swoje kłamstwo. Wielki zamęt wprowadza człowiek w nasz ludzki świat, jeśli prawdę próbuje oddać na służbę kłamstwa. Wielu ludziom trudniej wtedy rozpoznać, że ten świat jest Boży.
Prawda zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka”. Obawiam się, że twórcy tego filmu i część odbiorców nie zrozumie. Trudno.


Od pierwszej chwili oglądania filmu panów Sekielskich czułem ból, obrzydzenie, gniew, wstyd… Całą eskalację uczuć, które – wiem to doskonale – nie są w stanie choćby dotknąć grozy i cierpienia, jakich doświadczyły ofiary pedofilii. I nie kwestionuję tej grozy, ani tych cierpień. Słowem, ba, nawet sylabą nie próbuję usprawiedliwić sprawców tych czynów.

Myślę, że trzeba wręcz, byśmy o tej grozie i cierpieniu pamiętali. Także po to, by za dwadzieścia lat, ktoś nie nakręcił filmu rejestrującego wspomnienia dzieci z przedszkola roku 2019 czy podstawówki roku 2020, które zgodnie z wytycznymi standardów seksualnych WHO promowanych przez niektórych polityków o tym, jak masturbowały się z wydatną pomocą seksedukatorów.

Mój protest budzi nie temat tego filmu, nie to, że demaskuje grzech w ludziach Kościoła. Raczej trzeba dziękować, że ta demaskacja jest tak wyraźna i że piętnuje bezwzględnie hipokryzję duchownych. Bo to pokazuje, że ciężar ich zła jest odczytywany w perspektywie świętości Kościoła. Jak rozumiem, grzechy pedofilii nie są tak napiętnowane, gdy są dokonywane przez reżyserów wynoszonych na Olimp współczesnych bogów, nie są piętnowane aż tak, gdy są dokonywane przez trenerów i nauczycieli, edukatorów, ludzi mediów czy pospolitych zawodów. W przypadku księży są piętnowane jako ohydne. Słusznie, bo ich czyny są bezpardonową zdradą Chrystusa i Kościoła, zdradą nauczania w Kościele katolickiemu. Są zaprzaństwem.
Zatem mój protest budzi nie temat tego filmu, nie to, że demaskuje grzech w ludziach Kościoła. Nie, mój sprzeciw budzi co najmniej niejasność odpowiedzi – dlaczego autorzy filmu piętnują to zło? W imię czego? Nie chcę powielać tego, co już było mówione, nagrane, wypowiedziane – o manipulacji mającej na celu postawienie znaku równości: pedofilia równa się Kościół, Kościół to pedofilia…

Nie, nie będę tego powielał. Chciałbym tylko przypomnieć pewne słowa, wypowiedziane  w Olsztynie w 1991 r. Przez św. Jana Pawła II, tak bezczelnie znieważonego w tym obrazie filmowym. „Niewiele daje wolność mówienia, jeśli słowo wypowiadane nie jest wolne. Jeśli jest spętane egocentryzmem, kłamstwem, podstępem, może nawet nienawiścią lub pogardą dla innych - dla tych na przykład, którzy różnią się narodowością, religią albo poglądami. Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swoje - może właśnie błędne - stanowisko.

Słowa mogą czasem wyrażać prawdę w sposób dla niej samej poniżający. Może się zdarzyć, że człowiek mówi jakąś prawdę po to, żeby uzasadnić swoje kłamstwo. Wielki zamęt wprowadza człowiek w nasz ludzki świat, jeśli prawdę próbuje oddać na służbę kłamstwa. Wielu ludziom trudniej wtedy rozpoznać, że ten świat jest Boży.
Prawda zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka”. Obawiam się, że twórcy tego filmu i część odbiorców nie zrozumie. Trudno.