Polecane

Ks.prof. Paweł Bortkiewicz TChr-Czego potrzebujemy?

Media informują, że na jerozolimskich obchodach wyzwolenia Auschwitz w Yad Vashem, zorganizowanych przez prywatną instytucję zarządzaną przez rosyjskiego oligarchę przemawiać będą prezydenci Francji i Rosji. Nie będę powielał komentarzy dotyczących doboru mówców i nie będę przyłączał się do głosów wsparcia decyzji prezydenta RP Andrzeja Dudy, który zrezygnował z milczącej obecności w Jerozolimie. Chciałbym natomiast przywołać pewien ciekawy epizod.

15 września ubiegłego roku uczestniczyłem w małej miejscowości pomorskiej, w Chociwlu na uroczystościach parafialnych i miejskich odsłonięcia kamienia – pomnika upamiętniającego polskie rodziny ekspatriowane z Kresów, przesiedlone, deportowane na Ziemie Zachodnie. Pomysł pomnika zrodził się u mieszkanki Chociwla, pani doktor, która jako mała dziewczynka, wraz z rodzicami przyjechała wagonem bydlęcym z Rosji na Pomorze. Ojciec pani doktor utrwalił na fotografii ów wagon, swoją żonę stojącą z dzieckiem na ramionach, i inne dzieci, wynędzniałe, w łachmanach, siedzące w otwartych drzwiach wagonu.

Wagon okazał się bardzo ciekawy. Szczeciński oddział IPN po numerach wagonu, widocznych na zdjęciu ustalił, że był on wyprodukowany we Francji. Ustalono także, że ten wagon służył Niemcom do deportacji Żydów do Auschwitz. Nie wiadomo, w jaki sposób znalazł się następnie w rękach Sowietów, by służyć deportacji Polaków z Kresów, ze zsyłek do powojennej Polski. Oczywiście, nie ośmielam się tworzyć żadnych wyrafinowanych interpretacji i wyjaśnień. Stwierdzam epizodyczny fakt. Ale z takich faktów składa się też historia. A ona wciąż potrzebuje odkrywania i interpretowania.

Inne media komentują także szeroko tragiczne wydarzenia pożarów w Australii. Dla wielu komentatorów, to wręcz kluczowy argument na rzecz globalnego ocieplenia, katastrofy ekologicznej, apokalipsy, zagłady, której sprawcą jest człowiek. To argument dla polityków, by przeciwników ekologizmu posłać, jeśli nie w jądro płonących lasów, to przynajmniej „do diabła”. Portal natemat.pl podaje kilka ciekawych informacji: „Tak sucho i gorąco było też w 1850 roku i na początku 1851 roku. Kontynent niemal gotował się od gorąca, padały rekordowe temperatury. W lutym 1851 roku szalały takie pożary, że ogień zajął jedną czwartą powierzchni obecnego stanu Wiktoria – ok. 5 mln hektarów. […] ‘6 lutego 1851 roku do godziny 11 przed południem było 47 stopni C, do 13. temperatura spadła do 43 stopni, a koło 16. wzrosła do 45. Ci, którzy ocaleli, twierdzili, że powietrze było pełne dymu i było tak gorąco, że nie można było oddychać’ – można przeczytać w australijskich archiwach”.

Nie mogę powstrzymać się, a raczej nie chcę – od pewnej ogólnej refleksji. Spory, które toczą się wokół nas dotyczą kwestii pamięci i polityki historycznej. Dotyczą też filozoficznych aspektów relacji człowieka i środowiska, dotyczą sfery wartościowania w tym, co jest ochroną życia ludzkiego i życia biosfery. To właśnie rzetelnej przestrzeni takich debat potrzebujemy na naszych uczelniach. I tej przestrzeni dzisiaj nie mamy.