Polecane

Prof. Tadeusz Gerstenkorn-OFIARNOŚĆ

Szczęście człowieka na ziemi zaczyna się wtedy, gdy, zapominając o sobie, zacznie żyć dla bliźnich.
/Mikołaj Gogol/

To wielkie szczęście, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy nie tylko myślą o bliźnich, ale niosą im  realną pomoc w ramach swych możliwości.

Moim zdaniem przytoczony aforyzm Gogola jest niezwykle prawdziwy Rzeczywiście, jakakolwiek usługa na rzecz bliźniego daje ogromną satysfakcję i karze zapomnieć o trudzie z tą usługą związanym. Cenimy co prawda swój czas i często znajdujemy wytłumaczenie w tym, że pomocy jakoby z braku czasu nie udzielamy Przyglądając się życiu wielu osób można jednak stwierdzić, że zawsze znajdzie się trochę czasu na świadczenie posługi. Podobno kiedyś (tak mnie  swego czasu w domu mówiono) praca społeczna typu samorządowego lub politycznego nie była płatna, jak teraz jest to w zwyczaju, a wykonywało się ją z chęci ulepszenia życia rodakom. Teraz tylko się słyszy o wysokich apanażach tych osób. Oczywiście powinny one otrzymywać  wynagrodzenie w tej wysokości jaką pobierali w dotychczasowym miejscu pracy. Przecież muszą utrzymać siebie, a także swoje rodziny. Mam jednak dużą wątpliwość, czy jest to moralnie do zaakceptowania uzyskiwanie wysokich wynagrodzeń z racji zajmowanego społecznego stanowiska. Nikt nie powinien się bogacić z pracy społecznej, bo nie jest ona wówczas (tzn., jeśli wysoce płatna) rzeczywiście społeczna, ale dbaniem o uzyskanie dobrego statusu finansowego i zapomina się przy tym komu jest się zobowiązanym służyć. Pamiętam, że mój nieżyjący już dawno teść Bronisław Szwalm pracował bardzo dużo i długo społecznie i z tej pracy się nie dorobił, jak to się teraz często zauważa. Obserwowana tendencja do bogacenia się przez pozorną pracę społeczną prowadzi do tego, że słabi, chorzy i niepełnosprawni ludzie (obywatele) stają się ciężarem dla tych, którzy dysponują dobrobytem w nadmiarze i starają się nieraz, będąc u władzy, o wprowadzenie prawa do usunięcia tych osób z populacji członków społeczeństwa. Powstają i bywają zaakceptowane różne tego formy, na przykład eutanazja (w różnych formach), aborcja (nawet na życzenie w dowolnym czasie ciąży). Zapominamy, że żyjemy w środowisku wymagającym wspólnego niesienia różnych ciężarów życia.

Bywa nieraz tak, że ktoś całe życie pracuje, oddaje część swoich zarobków na różne ubezpieczenia, a po przejściu na emeryturę żyje w bardzo skromnych warunkach i nikt nie udziela mu wsparcia lub pomocy. Jest wiele rodzin, a zwłaszcza matek, które borykają się  z utrzymaniem przy życiu niepełnosprawnego dziecka, nie mówiąc już o wysiłkach z dotarciem do rehabilitacji lub edukacji. Tak nie powinno być. Już święty Paweł pouczał (tzn. dwa tysiące lat temu), że mamy obowiązek wspólnego znoszenia trudów życia. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Zdarza się, że wykonujemy tak zwane dobre uczynki (okazujemy ofiarność), czasem  z pewnej rodzinnej tradycji, czasem jako pewne zadośćuczynienie za kiedyś doznaną dobroć lub czynimy skłon dla ukochanej osoby przez pamięć o niej lub więź (nawet po śmierci) i okazujemy miłosierny czyn dla drugiej osoby. Znam takie czyny i takie przypadki. To piękne i bardzo szlachetne czyny, ale dobrze dołączyć do tego wszystkiego pragnienie, by nasze czyny podobały się Bogu, a nawet były prośbą o wsparcie tych osób, za których prosimy i modlimy się,.i którym według naszej możliwości pomagamy.

Ileż to osób mogłoby się poczuć lepiej w szpitalu, w domu opieki, a nawet we własnym domu, gdyby ktoś zechciał łaskawie tam wstąpić i,jeśli to możliwe, to nakarmić, zmienić warunki higieniczne na lepsze, a nawet zwrócić się dobrym słowem, życzliwym uśmiechem, podaniem dłoni. Tego bardzo brakuje ludziom samotnym, chorym, pozbawionych często  opieki najbliższych, a nie skarżących się na swój los.
    
Słowo solidarność utrwaliło się w naszym języku, ale jeszcze nie w obyczajach, nawykach dnia codziennego wielu osób, zwłaszcza młodych, którzy jakoś nie czują takiej solidarności i ładnie brzmiących haseł. Zresztą solidarność to może zbyt wzniośle brzmiące słowo. Chodzi tu po prostu o zwykłą ludzką życzliwość, rozumienie ludzkich smutków, boleści i staranie się, by te złe strony życia usunąć.                                                                                             
    
Mam nadzieję (choć niewielką), że moje uwagi dotrą do tych, którzy są zobowiązani o troskę swych ziomków, bliźnich. Może to kiedyś nastąpi ? Zależy to w dużej mierze od głosujących przy różnego rodzaju wyborach. Nieważny jest przecież ładny krawat lub idealna sylwetka kandydata. Trzeba pamiętać, by wybierać, a zatem tworzyć, zespół naprawdę oddany człowiekowi i staraniom o zaspokojenie jego potrzeb.
    
Ofiarność nie musi wiązać się   z hojnymi datkami pieniężnymi. Można okazywać ofiarność w różny sposób, taki, jaki jest możliwy w danej chwili dla branej pod uwagę osoby. Przytoczę poniżej przykład ofiarności, której sam doświadczyłem. Tego typu ofiarność nie jest zbyt częsta, ale zdarza się. Są różne motywy, które inspirują do ofiarności. Ważne, że są. Do ofiarności nie można nikogo zmusić. Ta potrzeba wynika chyba z etycznej motywacji i często z własnych przeżyć i tak zwanej empatii, czyli umiejętności wczuwania się w potrzeby innej osoby, a nawet identyfikowanie się uczuciowe z nią. Trzeba przyznać, że empatia nie jest często spotykana. Obecnie, po fali różnego rodzaju przykrych doznań z powodu pandemii COVID-19 okazanie ofiarności jest szczególnie cenne, bo nagromadziło się wiele osób żyjących samotnie, często już starych i wymagających opieki. oraz rodzin, które potrzebują wsparcia, niekoniecznie nawet finansowego. Czasem wystarczy dobre słowo, pomoc w zakupach lub załatwianiu formalności. Ogromnie cenna jest pomoc sąsiedzka. Zwrócenie uwagi na pozostawiony dobytek (np. w czasie urlopu). który bez nadzoru może ulec kradzieży
Nawet w marzeniach lub snach nie pojawiła  mi się wizja otrzymania czegoś zupełnie nieoczekiwanego na cudowne polskie święta. Może dlatego, że  czegokolwiek niespodziewanego dotąd nie otrzymałem.
    
Rano wstaję zwykle pierwszy i przygotowuję śniadanie dla mej zupełnie niesamodzielnej, niesprawnej córki (60). Choć sam jestem już właściwie starcem (94) i na dobrą sprawę sam potrzebuję opieki.. Po tych dość uciążliwych dla mnie czynnościach muszę się trochę położyć, aby odpocząć i nabrać sił. W wigilię Bożego Narodzenia nie spodziewałem się żadnych wydarzeń, więc gdy usłyszałem dzwonek telefonu, nie chciało mi się wstać i telefon odebrać. Był to jednak telefon od wolontariusza, który był tak domyślny, że zatelefonował do mego syna, który pomaga mi w życiowych sprawach (sam jest czynny zawodowo) i odebrał świąteczny podarunek, wykorzystany przeze mnie później całkowicie.

Do tej pory jest dla mnie zagadką, skąd ktoś mógł wiedzieć o istnieniu takiego starego człowieka jak ja, znać adres, a nawet numer telefonu. Być może (to moja hipoteza) Urząd Miasta ma jakiś spis starych osób i go udostępnia w razie potrzeby. Czy tak było, oczywiście nie wiem. W każdym razie jestem wdzięczny za troskę, produkty na Święta oraz za książeczkę z wypowiedziami wolontariuszy. Tę książeczkę przeczytałem „od deski do deski” z dużym zainteresowaniem. Wszystkie opowieści tam zawarte są niezwykle interesujące. Konluzją tych wszystkich relacji był opis dojścia  do funkcji wolontariusza.W wielu wypowiedziach znalazłem stwierdzenie, że motywacją do udzielenia pomocy drugiemu człowiekowi było nastawienie religijne, co streszczało się w: hołd Bogu przez służbę człowiekowi. Nie wiem, jak tę posługę uzasadniają osoby niewierzące, ale zdaję sobie sprawę, że musi być jakaś inspiracja.

Podobnej ofiarności doświadczyłem w czasie Świąt Wielkanocnych. Tym razem był także podarek dla mej niesprawnej córki.  W oparciu o to zdarzenie przytaczam jeszcze raz budujący aforyzm.

Szczęście człowieka na ziemi zaczyna się wtedy, gdy, zapominając o sobie, zacznie żyć dla bliźnich.

/ Mikołaj Gogol /