Polecane

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr - Po beatyfikacji

Nie mogłem uczestniczyć w uroczystościach beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia w Warszawie. Uczestniczyłem w nich w swoim mieszkaniu, choć wiem, że były zalecenia, by gromadzić się w większych wspólnotach przed telebimami. Wybrałem jednak ten osobisty sposób przeżycia tej uroczystości. Pozwoliło mi to wrócić wspomnieniem do pogrzebu Księdza Prymasa, w którym uczestniczyłem.

Wspominałem tamte niezapomniane chwile, wielką manifestację wiary i wdzięczności. Wiary w Opatrzność Bożą, która zdawała się opuścić nasz naród i Kościół w tych trudnych latach osiemdziesiątych. Niemal śmiertelny zamach na Papieża, śmierć Prymasa Tysiąclecia. Ale zarówno białe marsze, jak i tamta Msza na Placu Zwycięstwa pozwalały wierzyć, że w tej pustce, mroku i osamotnieniu jest Ten, który jest Źródłem nadziei. Pamiętam manifestacje wdzięczności Bogu za dar Prymasa - człowieka, pasterza i „niekoronowanego króla Polski” a zarazem ojca.

Teraz pozostawały wspomnienia i przekaz medialny. Przyznam się, że oglądałem nie zwracając uwagi na wiele rzeczy. Całość uroczystości była ostatecznie wielkim hymnem dziękczynienia za dar Prymasa i także za dar Matki Czackiej, której postać mogłem sobie przybliżyć w tych ostatnich dniach i godzinach przed beatyfikacją.
Liczyłem zarazem, że po beatyfikacji tym razem uda nam się uniknąć zasady praktykowanej od lat –zakończyło się święto, odbyło się wydarzenie, czas wracać do codzienności. Oczywiście, że ten powrót jest konieczny, ale nie wiem czy koniecznym było dzień po beatyfikacji a nawet chyba jeszcze wieczorem, wydobywanie przez publicystów katolickich faktu obecności jednego z arcybiskupów odwołanych z urzędu przez Stolicę Apostolską. Podkreślano, że nie było to naruszenie prawa, ale jakiś brak szacunku dla poszkodowanych w wyniku przestępstw seksualnych popełnionych przez podległych biskupowi księży. Mogę zrozumieć tok tych argumentacji, ale nie wiem, czy ich wywoływanie musiało dokonać się gdy jeszcze brzmiały echem słowa Te Deum za Prymasa Tysiąclecia? W czasach Prymasa wielu księży dopuszczało się zdrady Boga i Kościoła, bardzo wielu opuściło Prymasa w godzinie próby. Jednak Prymas nie akcentował wymiaru zdrady i grzechu, choć był zarazem nieustępliwy w obronie moralności chrześcijańskiej. Jak to robił? Pomocą byłoby na pewno wpatrzenie się w Prymasa i jego działalność, tak by czegoś się od niego nauczyć.

Kilka dni po beatyfikacji został upubliczniony raport dotyczącym przestępstw seksualnych jednego z byłych dominikanów. Data tego raportu jakakolwiek by była - była konieczna. Kiedyś musiała nastąpić. Mimo wszystko jednak rodzi się pytanie, czy ta publikacja nie przyczyni się do potwierdzenia moich obaw – powrotu do codzienności, w której tropiciele grzechu i zła będą prześcigać się w aktywności. Nie banalizuję zła, ale tęsknię za takim przeżywaniem Kościoła, który odsłania Jego prawdziwe oblicze – oblicze świętości.