Biblioteka

Wokół transformacji ustrojowej w Syrii

Wprawdzie Zasrancen pod batutą grafini Róży Thun (nee Woźniakowskiej), podczas tradycyjnych parad Szumańskiego Komsomołu pod niebiosa wyśpiewują, że „wszyscy ludzie będą braćmi” - ale dotychczas tyle uzyskali, że nad pewną miejscowością podobno otworzyły się niebiosa, ukazał się aniołek i powiedział, że „Pan Bóg prosi ciszej”. Podobnie postępactwo rozpowszechnia fałszywe pogłoski, jakoby istniała „jedna rasa, ludzka rasa”, ale wystarczy rozejrzeć się dookoła (si veritatis requiris circumspice) by spenetrować prawdę, że rasy, podobnie jak narody, są rozmaite i dzielą się na mniej i bardziej wartościowe. To, która jest mniej lub bardziej wartościowa zmienia się w zależności od mądrości etapu i nie czas, ani miejsce, by to tutaj opisywać. Wystarczy wiedzieć, iż na obecnym etapie najbardziej wartościowy na całym świecie jest naród żydowski.
Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, niech przyjrzy się choćby ostatnim zabiegom w Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych wokół rezolucji w sprawie Syrii. Projekt rezolucji wzywa prezydenta tamtejszego nieszczęśliwego kraju Baszara el-Asada do przekazania władzy wiceprezydentowi i umożliwienia w ten sposób powstania rządu jedności narodowej, który przeprowadziłby transformację - tak jak w naszym nieszczęśliwym kraju. Widocznie ten cały wiceprezydent, to taki naturszczyk, w rodzaju naszego Lecha Wałęsy, którego generał Kiszczak w porozumieniu z towarzyszami z lewicy laickiej wystrugał na prezydenta - ale przy tych wszystkich podobieństwach są też oczywiście różnice.
W przypadku naszego nieszczęśliwego kraju chodziło o to, by pod osłoną demokratycznej pornografii, od której ludziska dostawali małpiego rozumu, razwiedka zachowała kontrolę nad kluczowymi segmentami gospodarki z sektorem finansowym na czele, by potem korzystnie to spieniężyć wraz z ludnością tubylczą państwom trzecim w ramach scenariusza rozbiorowego. W Syrii chodzi o coś innego i żeby lepiej to zrozumieć, warto zajrzeć do tygodnika „Najwyższy Czas”, w którym korespondencje „Faxem z Tel Awivu” co tydzień przesyła Kataw Zar. Nawiasem mówiąc, Kataw Zar, podobnie jak niżej podpisany, a także prymas Polski Józef Glemp, w książce „Zamiast procesu” wyprodukowanej za jurgielt wysupłany przez Ambasadę Królestwa Niderlandów w Warszawie, przez jej autorów: Sergiusza Kowalskiego i Magdalenę Tulli - został zdemaskowany jako antysemitnik. Oczywiście o Katawie Zarze (a po hebrajsku oznacza to: „korespondent zagraniczny”) charakterystyka ta mówi niewiele - bo któż dzisiaj nie jest, albo nie będzie antysemitnikiem - za to o autorach - już więcej. Konkretnie - że to hebesy i na miejscu Jego Ekscelencji Ambasadora Królestwa Niderlandów nie dałbym im złamanego grosza, a najwyżej - kopniaka w tyłek.
Więc wspomniany Kataw Zar w jednej ze swoich korespondencji napisał, że transformacja ustrojowa w Syrii jest warunkiem sine qua non uderzenia Izraela na Iran. W przeciwnym bowiem razie Syria, która ma dwustronne porozumienie wojskowe z Iranem, mogłaby zasypać bezcenny Izrael rakietami krótkiego zasięgu irańskiej produkcji, co postawiłoby pod znakiem zapytania sens całej operacji. Cała operacja miałaby bowiem sens jedynie wtedy, gdy rzucony na kolana Iran podzieliłby się swoimi zasobami ropy z bezcennym Izraelem, albo nawet oddał je do jego wyłącznej dyspozycji, bo - jak to w niepojętym przypływie szczerości wyznał były ambasador Izraela w Warszawie dr Szewach Weiss - któż to widział, żeby taki Iran dysponował 50 procentami zasobów tego surowca?
Tak samo objaśniał mi przed 60 laty mój przyjaciel z dzieciństwa Henio Zielski fundamentalną zasadę sprawiedliwości społecznej: „Jak to może być, żeby jeden miał całą fabrykę gwoździ, a drugi żeby nic nie miał? Jak jeden ma całą fabrykę gwoździ, to i drugi niech ma całą fabrykę gwoździ, a jak jeden nie ma nic, to i drugi niech nie ma nic”. Jeśli tedy bezcenny Izrael nie ma 50 proc. światowych zasobów ropy, to jakim prawem ma je jakiś tam Iran? Zatem pod pretekstem obrony rodzaju ludzkiego przed irańską bronią jądrową trzeba zbombardirować go troszeczko („a może tak, jak radzi Greczko, zbombardirować ich troszeczko” - zastanawiała się Caryca Leonida), może nawet i nuklearnie - a jak już skruszeje, porzuci sprośne błędy Niebu obrzydłe i nawróci się na demokrację, wtedy można będzie wydymać go od przodu i od tyłu, jak nie przymierzając - nasz nieszczęśliwy kraj, a jak dobrze pójdzie - to i zażądać odszkodowań z tytułu holokaustu - no bo właściwie - dlaczego nie? Iran też zachował się „biernie” w obliczu holokaustu, a to przecież już wystarczy, by go wyszlamować.
Przedtem jednak trzeba doprowadzić do transformacji ustrojowej w Syrii, gdzie w związku z tym z pokojowych demonstrantów utworzona została Wolna Armia Syryjska, która nie tylko gotowa jest obalić syryjskiego przyjaciela Iranu, ale - oczywiście pod przewodnictwem rządu jedności narodowej - odwrócić dotychczasowe sojusze wojskowe. Toteż nie tylko Stany Zjednoczone, będące skarbonką i zbrojnym ramieniem bezcennego Izraela, ale i Unia Europejska, która też chętnie podłączyłaby się do spółdzielni, uwijają się jak w ukropie, by przy pomocy zblatowanej Ligi Arabskiej doprowadzić do zwycięstwa demokracji w Syrii - a tylko Rosja sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, sprzeciwia się rezolucji i nawet grozi, że w razie jej przeforsowania w Syrii wybuchnie wojna domowa. A jeśli nawet - to cóż w tym właściwie złego? Niech sobie wybucha, jak w Iraku! Jak Syria pogrąży się w otchłani wojny domowej, to nikt już nie będzie tam miał głowy do zasypywania irańskimi rakietami bezcennego Izraela zwłaszcza, gdyby wszyscy się wzajemnie powybijali. To nawet byłoby jakieś wyjście, bo wtedy nie tylko Wzgórza Golan, ale i reszta terytorium syryjskiego mogłaby zostać przyłączona do bezcennego Izraela, który w ten sposób, drogą całkowicie pokojową, zbliżyłby się do rozciągnięcia politycznej kontroli nad obszarem „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”. Tymczasem w poprzek tych wspaniałych planów ustawiła się Syria z tym całym swoim bezsensownym prezydentem Baszarem el-Asadem, toteż nic dziwnego, że w tym nieszczęśliwym kraju „strzelają strzałami” - a demokracja cierpi niewypowiedziane katiusze.
Stanisław Michalkiewicz
za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2388 (kn)