Michał Rachoń -Terror islamski jako koszt uzyskania przychodu

Niemcy, a razem z nimi cała Unia Europejska, podjęły decyzję, w wyniku której na ulicach europejskich rozlewa się fala terroru, której nie widzieliśmy od czasu sponsorowanej przez Sowietów przemocy z lat 70.
Nie kupuję tego. Nie wierzę, że sprawny technokratyczny rząd

jednej z największych gospodarek świata podjął działania niosące w sobie olbrzymi potencjał ryzyka utraty władzy bez chłodnej analizy. Niemcy zadecydowali o ściągnięciu do Europy mas uchodźców w przekonaniu, że jest to działanie, które im się opłaci.

Blisko połowę niemieckiego PKB stanowią przychody z eksportu. Niemiecki eksport jest większy niż zsumowany eksport Francji i Japonii. Jednocześnie Niemcy są państwem o jednym z najniższych na świecie wskaźników przyrostu naturalnego. Słowem, Niemcy dzisiaj to pędząca coraz szybciej gospodarka i słabnący z roku na rok potencjał ludzki. W kluczowym dla europejskiego kryzysu migracyjnego roku 2015 Niemcy osiągnęły nadwyżkę budżetową w wysokości prawie 21 miliardów euro. Nadwyżka z roku 2016 to prawie 24 miliardy. Pytana o jej przeznaczenie Angela Merkel przyznaje otwarcie: pieniądze te przeznaczone (zainwestowane?) zostaną w wydatki związane z migrantami, jacy znajdują się na terenie Niemiec.

Dlaczego Niemcy, a razem z nimi cała Unia Europejska, podjęła decyzję, w wyniku której na ulicach europejskich miast rozlewa się fala terroru, jakiej nie widzieliśmy od czasu sponsorowanej przez Sowietów przemocy z lat 70.? Uważam, że niemieccy decydenci uznali cenę islamskiego terroru za cenę umiarkowanie korzystną. Echa takiego myślenia słyszymy w pojawiających się również w polskiej przestrzeni publicznej głosach o „dramatycznie małej skali zamachu w Barcelonie” (Migalski) lub o tym, iż „szansa na to, że pan czy ja zginiemy w zamachu terrorystycznym, jest mikroskopijna” (Sikorski).

Niemieckie elity uznały, że za perspektywę dodatniego przyrostu naturalnego, jaki zapewnić mają przyszłym pokoleniom nowych Niemców dzisiejsi uchodźcy, warto zapłacić. W tej kalkulacji zamachy i zmiana etnicznego kształtu Niemiec i Europy to jedynie koszty utrzymania dominującej pozycji niemieckiej gospodarki, dla której największym zagrożeniem jest właśnie ujemny przyrost naturalny dzisiejszych Niemców. Angela Merkel i środowiska, które pozwalają jej rządzić, potrzebują rąk do pracy, potrzebują konsumentów. Aby jednak imigranci z krajów islamskich mogli być przydatni, muszą stać się plastyczni pod względem kulturowym. To dlatego Europa podjęła walkę z Bogiem, próbując zastąpić go pojęciem multi-kulti i tęczową flagą. W zamyśle decydentów miała to być atrakcyjna propozycja dla wyznawców wszystkich religii, również islamu, którzy mając do wyboru Boga i jego brak, wybiorą brak.

Widać już jednak, że Niemcy – naród, który wydał na świat Goethego – nie odrobił lekcji z Fausta. W jej odrobieniu pomagają teraz islamscy terroryści, którzy widząc Europę wyrzekającą się własnego Boga, proponują jej swojego pod czarną flagą ISIS.

za: http://niezalezna.pl