Dlaczego tzw. ekolodzy kochają Nord Stream

Czy słyszeli Państwo o protestach tzw. ekologów w związku z planami budowy drugiej nitki Nord Stream 2? A może utkwiły Państwu w pamięci sceny protestów towarzyszących układaniu pierwszej rury? Czy ktoś przykuwał się w portach, z których transportowano materiał na gazociąg?

A może łódki, statki organizacji broniących przyrodę – z filmów dokumentalnych dotyczących akcji zwalczania wielorybników wiemy, iż dysponują bardzo profesjonalnym sprzętem – prowadziły działania protestacyjne na Morzu Bałtyckim? Może zwoływały wolontariuszy na pomoc? Może tak wrażliwi na los natury celebryci bili w mediach na alarm i zapowiadali, że nie spoczną, póki ekosystem Bałtyku nie przestanie być rujnowany tą gigantyczną inwestycją ingerującą w naturę morza jak niewiele innych?

Czy pod ambasadą Federacji Rosyjskiej zorganizowano choćby jedną pikietę w obronie przyrody? A działacze organizacji ekologicznych przedarli się na teren tej placówki, by rozpocząć akcję protestacyjną? Na przykład na jej dachu? Otóż serca tzw. obrońców przyrody dziwnym trafem pozostają lodowate wobec fauny i flory Morza Bałtyckiego – chyba że sprawa dotyczy polskich rybaków, wtedy zaczynają płonąć chęcią pomocy naturze.

Ale gdy w grę wchodzą interesy czy to Moskwy, czy Berlina, to los ekosystemu przestaje ich zajmować. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta – z blokowania Nord Stream nie da się żyć. Co najwyżej można dostać pałką – w najlepszym wypadku – po głowie. A przecież nie o to w tzw. ruchu ekologicznym chodzi. Tak samo jak nie chodzi o jakieś tam drzewa czy gatunki owadów. Celem są kasa i wizerunek. Kasa dla organizatorów tych akcji, a wizerunek dla uwiarygodniających ich celebrytów.

Łupem tego interesownego tandemu padają miejsca, które są łatwe do zdobycia – patrz Puszcza Białowieska – wystarczy kilka haseł i usłużnych mediów, by omotać opinię publiczną. Tak też zrobiono. Jednak w całej sprawie jest też aspekt międzynarodowy. Bo przecież akcja puszczańska zyskała tak ogromne zainteresowanie choćby instytucji UE. Ruch ekologiczny jest dziś skutecznym narzędziem wpływania na rządy państw. Protesty mogą blokować strategiczne inwestycje, które wpływają na rozwój jednego państwa, ale są na szkodę innego. Nie odkrywam Ameryki, a jednak mam wrażenie, iż ta oczywistość jest kompletnie pomijana w debacie publicznej. Zwycięstwo propagandowej akcji tzw. ekologów w Białowieży będzie rodzić problemy dla Polski.

Należy tylko czekać na kolejne, w tym te, które będą wymierzone w kluczowe dla naszego kraju inwestycje. Jaki gatunek znajdzie się w niebezpieczeństwie w związku z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego czy z przekopem Mierzei Wiślanej? Tego już wkrótce się dowiemy. Jedno jest pewne – Nord Stream na pewno nie wywoła protestów tzw. ekologów.

Katarzyna Gójska

za:niezalezna.pl