Marian Miszalski - „Żywe obrazy”… głupoty?

Pod zaborami, w wieku XIX,  urządzano tzw. żywe obrazy. Na rynkach, w wynajętych salach lub innych pomieszczeniach statyści ustawiali się wraz z rekwizytami w sceny, przedstawiające ważne wydarzenia z historii Polski:  przysięgę Kościuszki na krakowskim rynku,  Reytana na Zamku, wiktorię wiedeńską itp. Wymagało to sporej wiedzy od organizatorów i miało sens, tak polityczny, jak edukacyjny, a i artystyczny.

Oglądałem niedawno „żywy obraz” sprzed Sądu w Łodzi. Kilka leciwych „Kodziarek” stało przed budynkiem Sądu z tabliczkami: „Europa obroni polskie  sądownictwo” – głosiła jedna z tabliczek, na innych powypisywano nie mniejsze bzdury: „Europejskie sądy to nasze sądy”, „Trybunał Sprawiedliwości jest nasz”, „Sądy UE bronią praw człowieka”, „Prawo Europy jest nasze”, „Europo, nie odpuszczaj”…

Zainteresowało mnie zwłaszcza słówko „nasze”:  żaden sąd nie powinien być „nasz” czy „wasz”, ale powinien być sprawiedliwy i obiektywny; właśnie na brak sprawiedliwości w sprzedajnych, opieszałych, upolitycznionych lub skorumpowanych sądach skarżą się najczęściej obywatele. Za dużo tych „swoich” poutykały tam w przeszłości PRL-owskie służby?... Do kogo się potem przewerbowali?...

Najbardziej ubawiło mnie hasło „Trybunał Sprawiedliwości jest nasz” – bo ten Trybunał, z siedzibą w skorumpowanym Luksemburgu (raj podatkowy dla złodziei!) orzekł właśnie niedawno, że musimy w Polsce honorować związki pederastów i lesbijek, traktując je jako … „małżeństwa”, a przewodniczący Komisji Europejskiej, Juncker,  musiał nawet tłumaczyć się, że za jego premierostwa i nie bez jego wiedzy w Luksemburgu prano na potęgę brudne pieniądze…

Krótko mówiąc: „żywy obraz” sprzed gmachu łódzkiego Sądu sprawiał wrażenie obrazu żywej głupoty. Tak też, jak słyszałem, był na ogół komentowany, chociaż nie brakło i głębszych dociekań: Kto im za to płaci? Jak im nie wstyd? I kogo chcą bronić?...Czego?...

Odnoszę nieodparte wrażenie, że totalniackiej opozycji – także w Łodzi – pozostają już tylko takie obrazy „żywej głupoty”, jakie zresztą nie tak dawno oglądaliśmy i przed Sejmem, gdzie niejaki Diduszko udawał „żywego trupa”,  Frasyniuk – „męczennika demokracji”, a  „działaczka” PO, Mucha,   śpiewała z mównicy sądząc chyba, że jest na występach koła gospodyń domowych.

Marian Miszalski