Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Imigracja jako narzędzie niszczenia Europy

Z zainicjowanej przez prezydenta Macrona debaty społecznej we Francji zniknął nieoczekiwanie temat imigracji. Miało być pięć wielkich tematów, zostały cztery. W liście otwartym do Francuzów Emmanuel Macron temat ten potraktował zdawkowo, chociaż wcześniej przyznawał, że jest to problem, który niepokoi jego rodaków.

Teraz ograniczył się tylko do pytania: „Co proponujesz, by poprawić integrację?”.

Powód tej rejterady jest prosty. Prezydent i rząd boją się naruszyć pewne tabu, które ich zdaniem otwiera drogę populistom, ksenofobom, rasistom i nacjonalistom. Charakterystyczna jest tu opinia Dominique’a Sopo, szefa organizacji SOS Rasizm, który oskarżył „żółte kamizelki” o traktowanie imigrantów jako „kozłów ofiarnych rzucanych na pastwisko społecznych frustracji”. W rzeczywistości temat imigracji może mieć jeszcze drugie dno.

Podobnie było z pomysłem „żółtych kamizelek”, by można stanowić nowe prawa w drodze ogólnokrajowego referendum. Tutaj także padał argument o niebezpieczeństwie bezpośredniej demokracji, bowiem referendum „schlebiałoby gustom ksenofobów” i ogólnie „plebsu”. Elity podobno wiedzą lepiej.

Francuzi okazują się w tej formule zbyt głupi, by podejmować racjonalne decyzje? Takie postawienie sprawy podważa przecież podstawowy sens demokracji i odsłania jej pozorność. Przy okazji odsłania też rzeczywiste przyczyny społecznego buntu.

Dlaczego nie będzie dyskusji?

Pominięcie tematu imigracji w debacie wydaje się wielkim błędem. Rośnie ona od ponad 30 lat, ma konkretne (negatywne) skutki ekonomiczne, kulturowe czy obyczajowe. Już 10 lat temu prezydent Nicolas Sarkozy zainicjował debatę na temat tożsamości narodowej i imigracji. Wiele osób stwierdzało wtedy, że może być już za późno. Sarkozy nie znalazł wówczas zrozumienia nawet w szeregach własnej partii (np. premier Alain Juppe) i jego pomysłów nie zrealizowano. Teraz jest jeszcze trudniej, a dodatkowo nie widać nawet woli takich zmian.

Przyczyną może być rodzaj nowej „religii” – imigracjonizmu, która została narzucona całym klasom politycznym UE. Jej temat porusza na łamach tygodnika „Valeur Actuelles” francuski politolog i dziennikarz Alexandre del Valle.

Zauważa on, że na problemy z imigracją wynaleziono lekarstwo, chociaż ma ono tyle skutków ubocznych, że bardziej szkodzi, niż leczy. Zamiast obrony tożsamości Francji przez intensyfikację integracji imigrantów, politycy (m.in. centroprawicowy Eric Besson) wymyślili nową definicję narodu. Według niej „Francja to nie sami ludzie ani język, terytorium czy łącząca ich religia i wspólna kultura, ale konglomerat różnych narodowości, których łączy chęć życia razem”. Później było już tylko gorzej. Nic dziwnego, że pojawiły się teorie spiskowe mówiące o chęci zniszczenia Francji i jej dziedzictwa przez „metyzację” kraju czy o tworzeniu nowego społeczeństwa według pomysłów masonerii.

Imigracjonizm

Pojawiło się też pojęcie imigracjonizmu jako pewnej ekstremalnej ideologii, która widzi w tym zjawisku wyłącznie pozytywne cechy, niezależnie od interesu narodowego, niechęci społeczeństwa, bezsensu ekonomicznego, demografii czy szkód dla kultury i cywilizacji. Imigracjonizm opiera się na relatywizmie, czerpie z doktryn neomarksizmu i propaguje idee wielokulturowości. Rzecznikiem takiej ideologii jest np. George Soros i jego działające na całym świecie fundacje.

Zwolennicy imigracjonizmu budują rozmaite podteorie, które mają usprawiedliwiać otwarcie się państw na masową migrację. Zachód jest tu np. szantażowany spadkiem kolonializmu. Ma być „moralnym i materialnym dłużnikiem eksploatowanych” dawno temu krajów. W rzeczywistości bilans historyczny kolonializmu daje się łatwo bronić (np. Francja do swoich kolonii per saldo sporo dołożyła i przyczyniła się do postępu cywilizacyjnego tych krajów – budowane wtedy drogi, szkoły, lotniska, koleje czy szpitale funkcjonują często do dziś). Tutaj jednak chodzi o znalezienie grzechu pierworodnego naszej cywilizacji, który usprawiedliwiałby „odkupienie” w postaci otwarcia granic dla migrantów. Inne podteorie tworzone są dla krajów bez doświadczeń kolonialnych. Będzie to teza o solidarności, obłudne odwoływanie się do wartości religijnych tych społeczeństw czy nawet bezpośredni szantaż, np. ekonomiczny.

Imigracja zmienia społeczeństwa

Kolejny element ideologii imigracjonizmu to stworzenie przybyszom odpowiedniej, „przyjaznej przestrzeni do życia”. To nie migranci mają się adoptować do zastanej kultury i wartości, ale obowiązkiem gospodarza jest dostosować się do gości. W związku z tym nie można już nawracać, okazywać dumy z własnej kultury i historii, manifestować swoich przekonań religijnych, bronić tradycji i obyczajów. Narzędziami nadzoru zachowań społecznych będą tu polityczna poprawność i zmieniony w stosunku do swojego rzeczywistego sensu termin tolerancja.

W praktyce oznacza to, jak zauważa Alexandre del Valle, że np. trwająca od wieków tożsamość europejskich państw narodowych została obecnie sprowadzona do przedmiotu wstydu lub, w najlepszym razie, folkloru. Mamy prawdziwy poligon globalizmu i demontaż narodowych państw, a społeczna samoobrona przed tymi zjawiskami to już tylko „odruchy tubylczej tożsamości”. Mówienie o europejskiej cywilizacji i jej judeo-chrześcijańskich korzeniach, w takiej przestrzeni będzie rozpoznawane jako zachowanie rasistowskie. Apele o obronę zagrożonej cywilizacji będą zaś kwitowane np. epitetem krzyżowca, jeśli już nie „nazisty” (reductio ad hitlerum to ostatnio podstawowa broń proemigracyjnej lewicy). Pętla się zaciska.

Bogdan Dobosz


za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.