Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Lewica, demokracja, nienawiść

Wzajemna nienawiść i odsądzanie przeciwników politycznych od czci i wiary to powszechny problem nowoczesnej polityki. Często oliwy do ognia dolewają także media. Choć żadna strona nie jest bez winy, to szczególną nietolerancją wobec przeciwników politycznych cechują się tu liberałowie i lewica.

Przeprowadzone przez „Centrum Badań nad Uprzedzeniami” – instytucję którą trudno posądzić o odchylenie konserwatywne – badanie pod tytułem „Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?” [raport Pauliny Górskiej / cbu.psychologia.pl] rzuca światło na kształtowanie się postaw politycznych w Polsce. Światło, któremu powinni w pierwszej kolejności przyjrzeć się przedstawiciele lewicy i liberałów.
 
Wyniki badania wskazują bowiem, że to zwolennicy dzisiejszej opozycji (a więc głównie właśnie liberałowie i lewica) są większymi nienawistnikami niż zwolennicy PiS – partii postrzeganej i przedstawianej często jako konserwatywna. To właśnie lewicowcy i liberałowie częściej nienawidzą swych politycznych przeciwników. Co ciekawe, jednocześnie częściej twierdzą oni, że jest zgoła odwrotnie – to znaczy, że to polityczni przeciwnicy nienawidzą ich.
 
Ankietowani zapytali między innymi o umiejscowienie oponentów politycznych na termometrze uczuć. Jego skala wahała się od -50 stopni do + 50 stopni. Nie jest zaskoczeniem, że w większości przypadków oceny okazały się negatywne. Wyborcy PiS średnio dali „zwolennikom partii opozycyjnych” minus 6,29 stopni. Z kolei zwolennicy opozycji minus 14,93 stopni. To ponad 2 razy więcej w „skali nienawiści”.
 
Przeciwnik polityczny to nie człowiek

Jeszcze bardziej interesujące są wyniki dotyczące dehumanizacji (częściowego lub całkowitego odmawiania cech ludzkich) przeciwników politycznych. Badając ów proces wykorzystano metodę obrazkową przedstawiającą „ewolucję” od małp przez troglodytów aż po współczesnych ludzi. Zazwyczaj ankietowani z obydwu stron nie byli skorzy do przedstawiania przeciwników politycznych jako pełnowartościowych ludzi. Skłaniali się raczej ku przekonaniu, że są to troglodyci. Jednak w większym stopniu do dehumanizacji byli skłonni przedstawiciele wyborców dzisiejszej opozycji. Jednocześnie to oni w większym stopniu posądzali zwolenników władzy o to, że to oni ich dehumanizują!

Szczególnie interesujące okazały się za to wyniki dotyczące powiązań między religijnością a niechęcią do politycznych przeciwników opisane w „Rzeczpospolitej” [31.01] przez dr. hab. Jarosława Flisa. Okazało się, że największa niechęć panuje wśród „niezbyt wierzących” (w tym niewierzących). Lepiej jest u „mocno wierzących”, a najlepiej u „generalnie wierzących”.

Choć wynik ten nie wypada najlepiej dla deklarujących „mocną wiarę”, to jednak kompromituje głównie grupę określającą siebie mianem „niezbyt wierzących”. Jak zauważa Jarosław Flis „nawet jeśli w kościołach słychać czasem polityczne kazania, to jednak wezwania do miłości bliźniego słychać najwyraźniej częściej i mają chyba silniejsze efekty”.

Nie chodzi w tym wszystkim o wybielanie zwolenników PiS, również często niepotrafiących oddzielić walki z poglądami drugiej strony od niechęci do niej samej. Jednak raport pokazuje, że – jak zauważa dr hab. Jarosław Flis – nie tylko konserwatyzm, ale również „oświecenie” często przyczynia się do nietolerancji (wobec przeciwników politycznych).

Osobę nieoświeconą, zacofaną, łatwo bowiem uznać za nie w pełni ludzką. Do tego dochodzi przekonanie „oświeconych”, że owi nieoświeceni ludzie są nietolerancyjni i pełni nienawiści (także wobec „oświeconych”). To zaś (w ramach odruchu obronnego) powoduje nienawiść wobec tych osób.
 
Od oświecenia do nienawiści

Oprócz wyższego stopnia nietolerancji liberałów i lewicy wobec politycznych przeciwników polskie badanie pokazuje jeszcze jedno – znaczącą nienawiść po obydwu stronach barykady. To zaś stanowi problem nie tylko w Polsce. Zjawisko jest powszechne, a jego korzeni należy szukać w (po)oświeceniowej inwazji ideologii politycznych oraz we współczesnej medialnej demokracji.

Warto pamiętać, że w średniowieczu i częściowo podczas ancien regime, polityka była zazwyczaj  działalnością odbywającą się w całości za zamkniętymi drzwiami. Stanowiła spokojną, zimną, nieco bezduszną rozgrywkę elit. Lud zarabiał na chleb, podczas gdy panowie rozgrywali polityczne „szachy”. Nawet wojny toczono z umiarem, a masowy pobór i związany z nią spektakl nienawiści do obcych narodów to „dzieło” Rewolucji Francuskiej.

Stary świat pełen był niedoskonałości, a jednak częściej panowało w nim zrozumienie dla przeciwnika politycznego, traktowanego jako „iustus hostis” (sprawiedliwy wróg) lub przynajmniej człowieka takiego, jak my – egoistycznego, dążącego do realizacji własnych interesów, ale mimo wszystko godnego szacunku. Było to odległe od doskonałości, jednak pozwalało przynajmniej na uniknięcie zła totalitaryzmów, masowych wojen, mordów et cetera.

Takie rozumienie polityki, jak twierdzi Wojciech Buchner w książce „Ład utracony”, obowiązywało w dobie wczesnonowożytnej, ale także wcześniej, choćby w starożytnym Rzymie. Zmieniło się to wraz z rozpowszechnieniem się reformacji i związanej z nią drukowanej masowej antykatolickiej propagandy oraz powstaniem heretyckiego państwa wyznaniowego (protestancki król stojący na czele kościoła). Realizację racji stanu protestanckiego państwa zaczęto utożsamiać z walką ze znienawidzonymi i odsądzonymi od czci i wiary „papistami” (choćby podczas wojen religijnych w Europie).

Następnie zaś Oświecenie (głównie francuskie) doprowadziło do wiary w możliwość wprowadzenia raju na ziemi. Ideologowie zaczęli widzieć siebie jako świeckich mesjaszy, swoiste uosobienie dobra. W efekcie wróg stał się personifikacją zła, a polityczna gra interesów zmutowała w manichejską batalię „Dobra” ze „Złem”. W krajach pozbawionych kultury politycznej demokracja w połączeniu z rozkwitem mediów przeniosła tę walkę na arenę wewnętrzną i na czas pokoju.

Oczywiście, często owa ideologizacja stanowi jedynie maskaradę służącą ukryciu prawdziwych intencji (te zaś są niezmienne – hobbesowski strach, chciwość i pycha). O ile twórcy ideologii czy herezjarchowie to ludzie rzeczywiście wierzący w swe poglądy, o tyle ich epigoni często pragną się zazwyczaj po prostu obłowić na truchłach tych, którym stawiają pomniki.

Jednak masy, którym sączy się ideologiczny jad, niekoniecznie zdają sobie z tego sprawę. Lubią uczestniczyć w spektaklach nienawiści, kochają dawać upust emocjom. Mniejsza z tym czy chodzi tu o epicką walkę między zwolennikami różnych utopii (liberalnej, socjalistycznej, ekologistycznej), czy też o skromniejszą batalię o uwolnienie Polski od tego bądź innego personifikującego zło polityka czy partii. Zamiast pożądanej troski o etykę w polityce i szacunku wobec przeciwników mamy więc wrogość, nienawiść i potwarze przy jednoczesnym skrajnym moralizmie i przekonaniu o własnej doskonałości.
 
W efekcie życie we współczesnej wspólnocie politycznej coraz bardziej przypomina „stan natury”, stan walki wszystkich ze wszystkimi. Remedium na to jest jedne i proste – powrót do katolickiej zasady miłości bliźniego i tradycyjnej, bardziej elitarnej i mniej zideologizowanej (ale jednocześnie dbającej o prawdziwą etykę) wizji uprawiania polityki.
 

Marcin Jendrzejczak

za:www.pch24.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.