Bogdan Dobosz-Wyroki dla wegańskich terrorystów

Z Francji nadeszła wiadomość o skazaniu przez sąd okręgowy w Lille na kary więzienia pary wegan. Dwoje wegańskich aktywistów, którzy atakowali m.in. sklepy mięsne w Lille i okolicy, zostało skazanych przez sąd na 19 i 6 miesięcy więzienia.

23-letni Cyrile (z zawodu mediator społeczny) i 29-letnia Mathilde (opiekunka dzieci) byli oskarżeni o niszczenie i uszkodzenie witryn, malowanie napisów oraz podpalenie sklepów mięsnych i restauracji w regionie Hauts-de-France (Nord-Pas-de-Calais-Pikardia). Grupa weganoterrorystów była większa, ale pozostali otrzymali wyroki w zawieszeniu.

Wegańska bojówka działała w północnej Francji od listopada 2018 r. Ich działania nie były czystą zabawą. Używano tzw. koktajli Mołotowa, a nawet butli z gazem, wybijano witryny, podpalono dwa lokale sieci Burger King. Okazuje się, że kojarzone często z buddyzmem czy pacyfizmem ruchy krytykujące zabijanie zwierząt i spożywanie mięsa już dawno stały się czołówką „postępu” typu rewolucyjnego. Od niewinnych zabaw i postulatów „obrony karpia” przechodzą do czynów i działań.

Ciąg dalszy walki o „sprawiedliwość społeczną”

Ideologia jest tu prosta. Antropomorfizacja zwierząt prowadzi do dehumanizacji człowieka. Konsekwencją zaprzeczenia prymatu człowieka nad innymi gatunkami jest zmiana aksjologii i zrównanie praw zwierząt i ludzi. Radykalni działacze stawiają sobie za cel walkę z wykorzystywaniem zwierząt, a przede wszystkim postulat „abolicji” (zniesienie kary śmierci dla wszystkich istot żyjących). Od dawna nie jest to już tylko wybór alternatywnej diety ze względu na zdrowie czy pewną modę. Jest to „zobowiązanie etyczne i polityczne” – „walka z dyskryminacją gatunkową” (Richard D. Ryder, Peter Singer).

„Klasa robotnicza”, która była podstawą klasycznego marksizmu, już właściwie nie istnieje. Stąd w ruchach postmarksistowskich poszukiwanie kolejnych podmiotów, które uzasadniałyby kontynuację „walki klasowej” i działania rewolucyjne. Nadają się do tego nawet zwierzęta. Nasi mniejsi współtowarzysze są przecież na ogół bezbronni, słabsi, a przy tym tacy mili. Powinni więc mieć te same prawa do ochrony co np. niepełnosprawni. W ten sposób zwierzęta i walka z dyskryminacją gatunkową trafiają na sztandary ruchu „sprawiedliwości społecznej”, który przeciwstawia się wszystkim sytuacjom nierówności lub ucisku.

Weganie wpisują się w budowę „bardziej sprawiedliwego świata” i inne ruchy sprawiedliwości społecznej. Dawna sprawiedliwość klasowa marksizmu została zastąpiona współcześnie innymi sprawiedliwościami – klimatyczną, ruchami sprawiedliwości w dziedzinie ochrony środowiska, walką o prawa kobiet czy wszystkich tzw. mniejszości LGBTQ+. Nic dziwnego, że niektórzy wegańscy aktywiści porównują swoją walkę do walki z rasizmem, seksizmem czy homofobią.

Od personalizacji zwierząt do animalizacji człowieka

Ciekawostką jest, że jeden z teoretyków walki z „różnicami gatunkowymi”, autor książki „Wyzwolenie zwierząt” Peter Singer, jest jednocześnie nie tylko zwolennikiem legalizacji aborcji w każdym jej stadium, ale dopuszcza nawet zabicie dziecka do czterech tygodni po urodzeniu. Jako utylitarysta nie uznaje narodzin za przyczynę istotnych zmian w statusie moralnym płodu. Uważa jednak, że normy moralne nie powinny odnosić się jedynie do ludzi, lecz do wszystkich istot, które zdolne są odczuwać cierpienie. Jego zdaniem poza doktrynami religijnymi nie ma dobrych powodów pozwalających nam na używanie zwierząt do zaspokajania naszych potrzeb.

Radykalni weganie idą dość daleko. Nie dążą do ocalenia zwierząt w ramach ochrony środowiska lub „różnorodności biologicznej” (na czym ich zdaniem poprzestaje np. Greenpeace). Nie chodzi im też tylko o obronę zwierząt, obronę różnych roślin lub gór, aby utrzymać ogólną równowagę ekosystemu, ratowanie ginących gatunków zwierząt, zakaz handlu futrami itp. (WFF). Chodzi tu o postulat totalnej „abolicji”, czyli doprowadzenia do zakazu zabijania zwierząt i spożywania ich mięsa. Tutaj spotykają się z ideologią gender i mówią, że mięsożerstwo jest tylko wynikiem uwarunkowań kulturowych i społecznych.

„Wyklęta powstań, świnio...”

Francuski sąd wydając wyrok, podkreślił, że nie ocenia ideologii wegańskiej ani tzw. walki o równość gatunkową, ale nakłada karę za czyny łamiące prawo i zasady współżycia. Wyrok nikogo nie przekona, a ruch będzie miał swoich pierwszych „męczenników”. We Francji w manifestacjach aktywistów wegańskich bierze udział ok. 3 tys. osób. Ten typ rewolucji jest więc dość marginalny. Warto jednak pamiętać, że razem z obrońcami praw kobiet, środowiskami gejów, lesbijek, trans, queer i co tam się jeszcze da wymyślić ta „międzynarodówka” szybko się rozszerza. W sumie nawet George Orwell by tego tak nie wymyślił.

I jeszcze prawa drzew

Zresztą modzie na wymyślanie podmiotów do obrony nie ma końca. Po prawach mniejszości i zwierząt przyszła pora na… drzewa. Tylko czekać aż zostanie rozciągnięta też na rośliny. Okazuje się, że „drzewo jest nieruchomą istotą żywą, która w porównywalnych proporcjach zajmuje dwa różne środowiska, atmosferę i glebę. W glebie rozwijają się korzenie, które czerpią wodę i minerały”. Tak brzmi bowiem art. 1 tzw. Deklaracji praw drzewa, którą przyjęły podczas kolokwium we francuskim parlamencie organizacje ekologiczne. Była już minister środowiska Francji Delphine Balto stwierdziła nawet przy tej okazji: „Naszym celem jest uznanie przez Zgromadzenie Narodowe drzew za istoty obdarzone czuciem”. Stąd już tylko krok do zrównania z prawami ludzi nie tylko praw zwierząt, ale i roślin – w imię walki o równość gatunków i ich „braterstwo”.

Meandry postępu

Konsekwencje mogą być jednak poważne i daleko idące. Teoretycznie postulaty kolejnych grup „postępu” to coraz większe bzdury i mogą one prowadzić do samounicestwienia tychże grup. Skoro trawa nie jest dla świni, a świnia nie jest dla człowieka, to w imię braterstwa przyjdzie zdechnąć z głodu. Ideologowie wegan zrównali wcześniej prawa zwierząt i ludzi i wyciągnęli stąd konsekwencję, że zwierząt nie wolno zabijać i zjadać. Jeśli teraz podobnymi „prawami” obdarza się drzewa, a wkrótce być może i wszelkie rośliny, to także przyjdą konsekwencje. Biedni weganie, a nawet fruktarianie, nie wyrwą sobie już z ziemi nawet najdrobniejszego warzywka i zapewne umrą z głodu. Można powiedzieć… taka karma.

za: https://niezalezna.pl