Mniej niż krowa

Czas sobie powiedzieć bez owijania z bawełnę, bez tych rytualnych historyjek o pełnych poświęcenia pedagogach – przy okazji protestu maski opadły. Oto opis prawdziwej sytuacji w jednym z podwarszawskich gimnazjów (już w zasadzie szkoły podstawowej, bo ostatni gimnazjaliści za chwilę kończą jako ostatni rocznik ten rodzaj szkół).

Jest poniedziałek – pierwszy dzień strajku – godzina 8.00. Lekcje rozpoczynają się normalnie. Nauczyciele przekazują podopiecznym taki oto komunikat: w szkole odbyło się referendum, prawie wszyscy głosowali za strajkiem. Niestety, nie dopełniliśmy formalności prawidłowo i nie możemy strajkować. Powinniście być nam wdzięczni – kończą. Uczniowie patrzą po sobie i robią wszystko, by zachować powagę. Właśnie dowiedzieli się, że ich nauczyciele nie potrafili poradzić sobie z jakimiś niezbyt skomplikowanymi formalnościami i oczekują podziękowań za swoją nieporadność. Patrząc na postawę relacjonującego to zdarzenie ucznia, grono pedagogiczne wdzięczności jednak się nie doczekało. Ale za to zyskało nowy przydomek: gamonie.

Trudno mi zrozumieć, dlaczego wspomniani wyżej pedagodzy w taki, a nie inny sposób przekazali swoim uczniom informację, iż w ich szkole nie będzie strajku. Jedno jest pewne – zrobili to tak, jakby kompletnie nie rozumieli, czym jest wychowanie, co w nim jest ważne i że bez autorytetu nie da się wychowywać. W strajku nauczycieli widzę jeden bardzo pozytywny aspekt – opinia publiczna zobaczyła prawdziwy poziom sporej części pedagogów.

Mogliśmy na własne oczy przekonać się, kim są ludzie, którzy w dużej mierze kształtują i wychowują nasze dzieci. I to nie jest tak, że tych niestrajkujących z automatu zaliczam do lepszej części polskiej edukacji. Jak widać, można nie przystępować do protestu z różnych przyczyn. Strajkujących nie przekreślam. Uważam, iż w demokratycznym państwie każdy ma prawo – w granicach prawa właśnie – manifestować swe niezadowolenie i stawiać żądania. Nauczyciele także. Wszystko rozbija się o styl podejmowanych działań – o klasę lub jej dramatyczny brak.

Jestem zdania, że członkowie strajkowych chórów zanoszący się o krowach i świniach, uczestnicy szpalerów czy wręcz ścieżek zdrowia powinni w szybkim tempie znaleźć się poza szkolnymi murami. W szkole nie powinni nawet sprzątać. I nie dlatego, że się buntują, że twardo walczą o podwyżki, lecz dlatego, że poziom ich aktywności jest żenujący i prymitywny. Machnę ręką na ich ignorancję – opozycja zmanipulowała treść wystąpienia prezesa PiS o rolnictwie, ale już nauczyciele winni mieć swój rozum i taką wiedzę o świecie, która nie pozwalałaby tak łatwo wprowadzać ich w błąd. Ktoś powie – doskonale wiedzą, o czym mówił Jarosław Kaczyński, tylko propagandowo wypaczają jego słowa.

Idę o zakład, że niestety tak nie jest. Naprawdę myślą, iż mogliby otrzymać podwyżki z unijnego funduszu rolnego dedykowanego hodowcom bydła i trzody chlewnej.

Czas sobie zatem powiedzieć bez owijania z bawełnę, bez tych rytualnych historyjek o pełnych poświęcenia pedagogach – przy okazji protestu maski opadły.

W polskich szkołach – od dekad preferujących mierność – uczą rzesze ludzi zupełnie nienadających się do tego zawodu. I to jest problem nie mniejszy od niskich zarobków.

Dlatego jednym z tematów okrągłego stołu w sprawie oświaty, którego idea tak bardzo denerwuje szefa ZNP – bo przecież mają uczestniczyć w nim też, o zgrozo!, rodzice – powinien być poziom ludzi pracujących w roli nauczycieli.

W Polsce nie będzie dobrego nauczania – bo go dziś nie ma – bez dobrych nauczycieli. A zapiewajło zawodzący „mniej niż krowa, ooo, mniej niż krowa”, w dniu, w którym jego uczniowie rozpoczynają swój pierwszy najważniejszy egzamin, to nie nauczyciel. To karykatura nauczyciela.

Katarzyna Gójska

za:niezalezna.pl

***

Pomysł grania dziećmi i młodzieżą to kolejny... kapiszon lewactwa. Ale co nerwów napsuje to napsuje - jak każde "odkrycie" i metody tej opcji. Szkoda...nauczycieli. Szczególnie tych,którzy będą płacili prestiżem za uniesienia ich zwiedzionych koleżanek i kolegów
kn