Grzegorz Kucharczyk-Nędzne kłamstewka i wielkie tęsknoty kulturkampferów

„Gdy w moim własnym miasteczku doszło do dyskusji, jak powinien wyglądać pomnik poległych na wojnie, ludzie, którzy chcieli, by był to krzyż, powiedzieli, że chcą krzyża, bo to symbol chrześcijański. Lecz ludzie, którzy absolutnie nie życzyli sobie krzyża, kierowani równie szczerymi pobudkami religijnej natury, najpierw twierdzili, że trzeba kupić coś tańszego i prostszego, po czym odkrywali w sobie nagłe upodobanie do zegarów miejskich albo wyjawiali, że dniem i nocą dręczy ich pragnienie posiadania ogromnej fontanny”

W ten sposób przed niemal stu laty (w 1922 roku) Gilbert Chesterton opisywał stan umysłu „nowego gatunku sekularystów, stosujących „małe, nędzne kłamstewka”, dla przykrycia zasadniczego celu, jakim była (i pozostaje) walka z religią chrześcijańską. Spostrzeżenie angielskiego pisarza jak ulał pasuje do obecnej sytuacji w naszym kraju, gdzie rozmaici politycy, którzy od lat głoszą konieczność „rozdziału Kościoła od państwa”, teraz poczuli się powołani do „pomocy” Kościołowi w oczyszczaniu szeregów duchowieństwa z dewiantów. Rzecz jasna nikt z tych „uszlachetniaczy” Kościoła nie użyje słowa „dewiant”, bo to zbyt szeroka kategoria, obejmująca również zachowania, które ci sami politycy otaczają patronatem podpisując taki czy inne „równościowe” karty, etc.

Zauważmy jednak, że nie zawsze te „nędzne kłamstewka” są takie małe. Dość przypomnieć, że wielu z tych, którzy jakże słusznie oburzają się na ohydne czyny zwyrodnialców wobec dzieci, stosują w tej kwestii niedopuszczalne kryterium chronologiczne. Rozumują tak: kryterium ochrony dziecka jest ilość przeżytych przez nie trymestrów. Jeśli ma ono ich odpowiednio dużo, molestowanie seksualne, nie mówiąc o zabiciu powinno być najsurowiej karalne. Jeśli zaś dziecko przeżyło za mało trymestrów, wtedy można je bez żadnych wyrzutów sumienia i sankcji prawnych zabić, a skoro tak, to można gwałcić jego godność na wszelkie inne sposoby (np. wykorzystując jego ciało do produkcji szczepionek, kosmetyków lub do uszlachetniania asfaltu). Do tego a takiego trymestru jest płód, a od tego czy innego trymestru jest już dziecko.

Pojawiają się również głosy, nie tylko z grona wojujących „uszlachetniaczy” Kościoła, by utworzyć jakąś komisję mieszaną, kościelno – państwową (czy kościelno – świecką), która miała by zająć się tropieniem przypadków dewiacji wśród duchowieństwa. Cóż, warto przypomnieć – zwłaszcza „uszlachetniaczom” – że ostatnią tego typu „komisją mieszaną”, która zajmowała się tzw. sprawami trudnymi również w gronie kleru, była… inkwizycja hiszpańska – państwowa instytucja podległa hiszpańskiej Koronie, ale złożona z osób duchownych. Działała bardzo sprawnie i profesjonalnie. Wcześnie dostrzegła na przykład niebezpieczeństwo angażowania się w tzw. procesy o czary, stwierdzając już na początku siedemnastego wieku, że za zdecydowaną większością oskarżeń kobiet o czarownictwo stoi albo zwykła ludzka złośliwość, albo źle rozpoznane choroby psychiczne (siedemnasty wiek!). Więzienia hiszpańskiej inkwizycji były natomiast przedmiotem pożądania dla osób, które wolały same oskarżać się o herezję, byle by trafić do schludnej celi, a nie gnić (np. jako dłużnik) w królewskich lochach. Kto nie wierzy, niech poczyta opracowanie H. Kamena o inkwizycji hiszpańskiej („ceramowska” seria PIW-u).

Przypuszczam, że wątpię, iżby koneserzy sztuki Hansa Memlinga, akurat zapatrzeni byli w działalność „Supremy” i podległych jej organów. Choć także do nich stosuje się spostrzeżenie Chestertona, że „nie ma na świecie człowieka, który równie mało dbałby o świeckie idee jak sekularysta”, zresztą – jak zauważał autor „Ortodoksji” już w 1922 roku - „cała Europa choruje od skrywanej i tłumionej gorliwości religijnej”.

Takie było i jest tło kolejnych Kulturkampfów – w dziewiętnastym, dwudziestym i dwudziestym pierwszym wieku. Kulturkampferzy działają „progresywnie”, jak bez ogródek wyjaśniał w czasie niedawnego marszu Koalicji Europejskiej w Warszawie Rafał Grupiński. Nie można póki co inaczej, bo „ludzie by tego nie zrozumieli”. A zrozumieć muszą i nikt tu jeńców brać nie będzie. Jak to w wojnie religijnej.

Grzegorz Kucharczyk

za:www.pch24.pl