Kuszenie Polski „dyrektoriatem” UE

W przemówieniu wygłoszonym w Berlinie 26 sierpnia z okazji rozpoczęcia 17. konferencji niemieckich ambasadorów szef MSZ Heiko Maas wezwał do „przyznania państwom, takim jak Hiszpania i Włochy na Południu oraz Polska na Wschodzie, większej niż dotychczas odpowiedzialności” za UE bez względu na to, kto w nich rządzi.

Zastrzegł, że nie chodzi o europejski dyrektoriat, ale nie w nazwie leży istota tej propozycji. Polska była już nią kuszona w 2009 r. przez szefa dyplomacji Włoch Franco Frattiniego i w 2013 r. przez szefa KE José Manuela Barroso. Przyjmując ją, straciłaby moralne prawo oprotestowywania samej idei „dyrektoriatu” UE, decydującego pozatraktatowo. Godząc się na członkostwo w nim, odcięłaby się od swych regionalnych partnerów (Grupy Wyszehradzkiej, państw bałtyckich, Rumunii, Skandynawów) i skazała na wybór między samotną konfrontacją z RFN i Francją lub żyrowaniem ich decyzji z wąskim polem manewru w postaci możliwego sojuszu z Włochami o oczywistym priorytecie śródziemnomorskim i dużym „zrozumieniu” Rzymu dla polityki Moskwy. Nie wolno dać się schwytać w tę pułapkę. Solidarność z regionem jest ważniejsza niż wątpliwy prestiż bycia w europejskiej „wielkiej piątce”.

Przemysław Żurawski vel Grajewski

za:niezalezna.pl