Grochmalski: Tusk wprowadził w życie doktrynę Putina tzw. demokracji sterowanej

Gdy Putin przemówił pierwszy raz do Rosjan po tym, jak Jelcyn przekazał mu tymczasowo władzę prezydencką w ostatnim dniu 1999 roku, stwierdził: „Rosyjskie państwo będzie twardo stało w obronie wolności słowa, wolności sumienia, wolności mediów, praw prywatnej własności i wszystkich fundamentalnych elementów cywilizowanego społeczeństwa”. To niemal kopia tych frazesów, które wygłosił Donald Tusk podczas inauguracji swej władzy. Putin zaatakował media już czwartego dnia po objęciu prezydentury

w maju 2000 roku. Tusk uderzył w TVP po siedmiu dniach. Ale zmasakrowanie państwa prawa zajęło Putinowi cztery lata. Koalicja 13 grudnia już po miesiącu zrobiła z Polski bananową republikę - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".

Setki tysięcy ludzi protestowały 11 stycznia w Warszawie przeciwko putinizacji Polski. Tusk zareagował ustawką medialną. Następnego dnia, jak w czasach jego pierwszych rządów, trzy „właściwe” telewizje – TVN, spacyfikowana TVP i Polsat – uczestniczyły w operacji socjotechnicznej według reguł określonych przez reżim Tuska. Stacje dały Tuskowi całą godzinę na uprawianie propagandy w stylu rozmów Putina z dziennikarzami.

Ruch Bodnara

„Wywiad” przypominał słynną specoperację nadzorowaną przez Margaritę Simonian [rosyjska prezenterka telewizyjna i propagandystka Kremla – przyp. red.], której celem było uratowanie reżimu Łukaszenki. Cztery tuby propagandowe Kremla – Rossija 1, Pierwyj kanał, Gawarit Moskwa i RT – przeprowadziły 8 września 2020 roku rozmowę z Alaksandrem Łukaszenką, który dokonywał wówczas brutalnej pacyfikacji Białorusi. Elitarna putinowska grupa specjalistów od wojny informacyjnej, pod wodzą Simonian, miała uwiarygodnić Łukaszenkę i stworzyć spójny przekaz.

W tle ostatnich przygotowań ekipy Tuska do podobnej operacji dezinformacyjnej przebiegał kolejny epizod pełzającego zamachu stanu. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar, który przejął ręczne sterowanie w sprawie dotyczącej bezprawnego spacyfikowania TVP przez ppłk. Bartłomieja Sienkiewicza, nagle, w sposób wysoce histeryczny, pod medialną przykrywką „wywiadu” Tuska, ogłosił odwołanie szefa Prokuratury Krajowej, Dariusza Barskiego. Jak ujawniły niezależne media niekontrolowane przez reżim Tuska, w ten sposób Bodnar zareagował na wszczęcie przez prokuraturę śledztwa w sprawie bezprawnego wtargnięcia policji i Służby Ochrony Państwa na teren Pałacu Prezydenckiego. Ma ono też obejmować podjęte wówczas próby założenia podsłuchów! Jego panikę pogłębiła informacja, że tego samego dnia Prokuratura Okręgowa w Warszawie przeszukała biura i mieszkania Joanny Kończyk, znanej warszawskiej notariusz, uczestniczącej w skoku Sienkiewicza na media publiczne. Na samowolę ministra sprawiedliwości natychmiast zareagował prezydent Andrzej Duda, który na platformie X napisał: „Min. A. Bodnar próbuje usunąć D. Barskiego ze stanowiska Prokuratora Krajowego, do czego nie ma żadnych samodzielnych kompetencji. Przekazał Prokuratorowi Barskiemu swoją »decyzję« w tej sprawie. Zmiana na stanowisku Prokuratora Krajowego to zgodnie z ustawą kompetencja Premiera i Prokuratora Generalnego we współdziałaniu z Prezydentem. Działanie A. Bodnara bez udziału Premiera i Prezydenta to kolejne rażące naruszenie prawa (ustawy i art. 7 Konstytucji)”. W tym czasie w ustawce telewizyjnej Tusk przekonywał, że chciałby, „żeby najważniejsze osoby w państwie zaczęły uznawać moc prawa, nawet jeżeli jest niewygodne z punktu widzenia czyichś interesów”.

Putinizacja mediów

We wtorek 9 stycznia 2024 roku, dwa dni przed Dniem Prasy Rosyjskiej, opublikowany został w putinowskim państwie sondaż, zgodnie z którym 63 proc. Rosjan opowiedziało się za cenzurą państwową. Jej zwolennicy uważali, iż pozwala to na utrzymanie stabilności państwa i umożliwia zwalczanie fałszywych informacji. Zamach reżimu Tuska na TVP to duży krok Polski w tę stronę. Po siłowej pacyfikacji mediów publicznych gwałtownie wzrosła rola TV Republika jako największej opozycyjnej telewizji, co spowodowało prawdziwą wojnę informacyjną reżimu Tuska wymierzoną w tę stację.

Stosowane metody presji przypominają rosyjską rzeczywistość.

Podpułkownik B. Sienkiewicz przez lata zawodowo zajmował się Rosją, a także Putinem. Był też jednym z pionierów koncepcji resetu w relacjach z Kremlem. Już w grudniu 2000 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” ukazał się jego tekst „Pochwała minimalizmu”, w którym stwierdzał, iż „Państwo polskie (…) jest za słabe, aby prowadzić politykę będącą próbą zmiany przynależności cywilizacyjnej państw Międzymorza”. Gdy to pisał, nie tylko dalej był wiceszefem Ośrodka Studiów Wschodnich, lecz także aktywnym i wpływowym pracownikiem UOP. Jego wychowankiem był też Jacek Cichocki, który współuczestniczył w resecie u boku Tuska (potem Cichocki „wymyślił” Hołownię, a dziś jest szefem kancelarii Sejmu i czuwa, w imieniu Tuska, nad „samodzielnością” marszałka Hołowni). A podpułkownik Sienkiewicz, już na początku rządów Putina w Rosji, zamienił aktywność w OSW na doradzanie w branży paliwowej. W 2003 roku założył firmę Analizy Systemowe Bartłomiej Sienkiewicz „OTHAGO” i podpisał umowę z Orlenem – za analizy otrzymywał średnio 50 tys. miesięcznie. Nawiązywał szerokie kontakty w rosyjskiej branży paliwowej, która była instrumentem Putina do korumpowania europejskich elit.

W sierpniu 2004 roku w dziwnych i do dziś niejasnych okolicznościach zmarł Marek Karp, twórca OSW. Trafił do szpitala po staranowaniu jego auta przez tira na fałszywych białoruskich numerach rejestracyjnych. Okazało się, że także kierowca posługiwał się fałszywymi dokumentami. Ludzie Putina od lat uważnie śledzili aktywność OSW, które dzięki Karpowi stało się najlepszym europejskim think tankiem zajmującym się przestrzenią postsowiecką.

W 2004 roku, gdy na Ukrainie dokonywała się „pomarańczowa rewolucja”, Cichocki stanął na czele OSW. Gdy w styczniu 2008 roku został przybocznym D. Tuska i stanął na czele Kolegium ds. Służb Specjalnych, mocno wspierał reset w relacjach z Rosją.

Jak to zrobił Putin

Sienkiewicz i Cichocki doskonale znali metody, jakie Putin zastosował w Rosji do pacyfikacji mediów – począwszy od ataku na drugą stację telewizyjną Rosji ORT już od maja 2000 roku, poprzez spacyfikowanie TW-6 w styczniu 2002 roku. Uderza podobieństwo tej operacji do działań ludzi Tuska. Gdy wyłączono sygnał TW-6, trwał program na żywo o piosenkach więziennych. Prowadził go Władimir Sołowiow, wówczas twardy krytyk Kremla, dziś jeden z głównych propagandystów Putina. A gdy spacyfikowano 22 czerwca 2003 roku TWS – ostatni niezależny kanał telewizyjny – i dokonano tego w dzień rocznicy napaści Hitlera na Rosję, w Rosji zaczął krążyć stary sowiecki dowcip:
„Sowiecki obywatel włącza pierwszy kanał telewizji, a tam Breżniew. Włącza drugi – a tam Breżniew, trzeci kanał – też Breżniew. Przełącza na czwarty, a tam podpułkownik KGB groźnie macha pięścią i krzyczy: – Ja ci przełączę!”.

W Polsce ten dowcip stał się rzeczywistością już po pierwszym miesiącu autorytarnej władzy Tuska. Jak podkreśla Catherine Belton w swojej książce „Ludzie Putina”, pacyfikacja mediów była jedynie pierwszym ważnym krokiem w zniszczeniu niezależnej opinii publicznej. Jak podkreśla: „Putin żywił obsesję na punkcie potęgi mediów, wiedząc dobrze, że to dzięki stacji telewizyjnej Bieriezowskiego został zmieniony z pana nikt w najpopularniejszego przywódcę kraju. Był świadom, że bez zapanowania nad kanałami telewizyjnymi o zasięgu ogólnopaństwowym sytuacja ta mogłaby się w każdej chwili odwrócić”. Tusk ma świadomość, że powtórzenie jego operacji socjotechnicznej na Polakach wymaga zbudowania, jak za czasów komunistycznych, szczelnego parasola medialnego. Po zniszczeniu TVP na jego drodze stoi teraz TV Republika. A jego konferencje już teraz coraz bardziej przypominają spotkania Putina z mediami.

W trakcie pacyfikacji ogólnorosyjskich stacji telewizyjnych, Putin rozpoczął też rozprawę z mediami regionalnymi. Przyjął 24 czerwca 2002 roku lokalnych dziennikarzy na Kremlu. Miało to być coroczne podsumowanie osiągnięć włodarza. Zbyt poważnie potraktował swoją pracę reporter gazety „Krasnyj Tundrowik”. Zapytał on gospodarza Kremla, dlaczego Władimir Butow, gubernator niemieckiego okręgu autonomicznego podejrzany o korupcję, nie pojawia się na przesłuchaniach. Zwrócił uwagę, że prokuratorzy, którzy ośmielają się wzywać Butowa na przesłuchania, są wyrzucani z pracy. Putin zapewnił, że „zbada sprawę”. Efekt był taki, że redaktor naczelna pisma, Olga Czebukina, została dyscyplinarnie wyrzucona z pracy, wyleciał też dociekliwy dziennikarz, a pismo zamknięto. Niewłaściwe pytanie zadała wówczas też Dina Ojun z internetowej gazety Tuwa online. Spytała Putina o nieprawidłowości w wyborach w Tuwie. I znów Putin obiecał, że przyjrzy się sprawie. A wszystko skończyło się wyrzuceniem reporterki z gazety, a prokuratura lokalna, na wniosek komisji wyborczej Republiki Tuwa, wszczęła postępowanie przeciwko dziennikarce.

Już raz, za pierwszych rządów Tuska, doszło do pacyfikacji dziennika „Rzeczpospolita” po tekście Cezarego Gmyza ujawniającym, że polscy prokuratorzy odkryli na szczątkach TU-154M ślady materiałów wybuchowych. Spacyfikowani zostali dziennikarz i cała redakcja. Teraz skala owego „wychowywania” i zastraszania dziennikarzy przez autorytarną władzę Tuska z pewnością będzie się szybko zbliżać do putinowskiego ideału.


Tusk wprowadza putinowskie podejście do prawa

Równolegle z atakiem na media masakrowana jest cała struktura państwa. Według zasady sformułowanej przez Tuska 21 listopada ubiegłego roku, gdy stwierdził on, iż pacyfikacja mediów odbędzie się „zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy”. Tusk wprowadził w życie doktrynę Putina tzw. demokracji sterowanej, która w Rosji była w istocie formą pełzającego zamachu stanu i przekształcenia FR w system autorytarny. Tę drogę wybrał dziś Tusk. Sprawa skazania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika w swojej istocie przypomina bowiem mechanizm stosowany przez Putina do niszczenia jego przeciwników politycznych. Jak pamiętamy, w marcu 2015 roku, dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi, Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście skazał w I instancji byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika na 3 lata więzienia m.in. za przekroczenie uprawnień i nielegalne działania operacyjne CBA podczas „afery gruntowej” w 2007 roku. Dwaj inni byli pracownicy CBA zostali skazani na 2,5 roku. Kamiński, przed ułaskawieniem przez prezydenta Dudę, wycofał żądanie apelacji, tym samym wyrok w pierwszej instancji, ogłoszony w marcu 2015 roku jest prawomocny. Choć sam Kamiński oceniał wtedy, że wyrok „godzi w elementarne poczucie sprawiedliwości, jest kuriozalny, rażąco niesprawiedliwy i niezrozumiały”. Inni oceniali, iż wpisywał się on w kampanię wyborczą.

Dalszy los owej sprawy pokazuje wyraźnie jej polityczny kontekst. Sprawa bowiem nagle wróciła na wokandę po ponad ośmiu latach w związku z orzeczeniem Sądu Najwyższego w czerwcu 2023 roku o wznowieniu procesu, rzekomo z powodu niewłaściwie zastosowanego prawa łaski przez prezydenta. Jednak Trybunał Konstytucyjny, jedyny sąd władny do kontroli konstytucyjności prawa, w czerwcu 2023 roku orzekł, że z prawa łaski może skorzystać wyłącznie prezydent, a taka decyzja wywołuje ostateczne skutki prawne. TK uznał zarazem, że Sąd Najwyższy nie ma kompetencji do sprawowania kontroli ze skutkiem prawnym kompetencji głowy państwa w sprawie prawa łaski. W państwie prawa wszelkie dalsze działania sądu uznane zostałyby za działania bezprawne. A jednak w środę 20 grudnia 2023 roku Sąd Okręgowy w Warszawie, orzekając w II instancji, wymierzył kary więzienia dla Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i dwóch pozostałych byłych szefów CBA. Zdumiewająca jest owa koordynacja – w tym samym dniu, 20 grudnia, nastąpił atak na media i na porządek prawny poprzez uderzenie w prerogatywy prezydenta. Jako żywo przypomina to mechanizm, jaki zastosował Putin wobec Michaiła Chodorkowskiego, który najpierw został aresztowany pod lipnymi zarzutami 25 października 2003 roku, a potem skazany na 8 lat łagrów po skandalicznym procesie. Chodorkowski stwierdził w mowie końcowej: „Pragnę podkreślić, że nie istnieje ani jeden dokument – ani jeden – który wskazywałby, że prowadziłem działalność niezgodną z prawem”. Zakończył stwierdzeniem: „Wierzę, że mój kraj, Rosja, będzie krajem prawa i sprawiedliwości. Dlatego ten sąd musi wydać orzeczenie na podstawie stanu faktycznego, opierając się na przepisach prawa”.

Putin i Tusk stosują metodę zastraszania

Sprawa wywołała oburzenie w świecie. Ale Putin twierdził, że Rosja jest demokratycznym państwem i on nie może ingerować w wymiar sprawiedliwości. Po latach ujawniono, że Igor Sieczin, z polecenia Putina, ściśle kontrolował cały przebieg procesu. Jak zauważa Catherine Belton: „Aby usunąć wszelkie wątpliwości co do przyszłego werdyktu, Kreml nakazał umieścić skład sędziowski w znajdującym się 50 kilometrów od Moskwy sanatorium – na swój koszt. Tam ludzie ci pisali uzasadnienie wyroku”. Autorka podkreśla: „W owym okresie władza ciągle jeszcze nie mogła być do końca pewna lojalności sędziów, ponieważ rosyjski wymiar sprawiedliwości dopiero dostawał się pod kontrolę Kremla”. Dlatego w sanatorium sędziowie znajdowali się pod opieką służb bezpieczeństwa. Dodatkowo nad całością czuwali Sieczin i jego zastępca z prezydenckiej administracji, gen. FSB Władimir Kałanda. Jak opisuje Belton:
„Gdy jeden z sędziów odmówił wyjazdu do sanatorium pod milicyjną strażą, Kałanda złożył wizytę przewodniczącej Moskiewskiego Sądu Miejskiego – (…) Oldze Jegorowej”.

Jeśli porównać sprawę Chodorkowskiego z metodami użytymi wobec polskich parlamentarzystów, uderza wielkie podobieństwo metod. Jak pisze Belton:
„Putinowski Kreml szybko przystąpił do działań pieczętujących swą władzę. W ten sposób rozpoczęta została epoka znana powszechnie pod nazwą rucznoje uprawlienije, ręczne zarzadzanie, w którym mechanizmy wszelkiej działalności w państwie musiały być ściśle kontrolowane przez ludzi Kremla. Putin stale podkreślał, że sądowa sprawa Jukosu nie ma nic wspólnego ani z nim, ani z Kremlem, choć przecież od samego początku każda decyzja, każdy związany z nią ruch podlegały ścisłemu nadzorowi”.

Sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika na zawsze zmieni sądownictwo i państwo polskie. Jest przekroczeniem tego punktu, który spowodował, że żaden obywatel w Polsce nie może czuć się bezpiecznie. Jeśli sędziowie podważyli nawet prezydenckie prawo łaski, to znaczy, że wszystko jest możliwe. Proces putinizacji mediów i wymiaru sprawiedliwości stał się faktem. Otwiera on drogę, tak jak w Rosji, do rozkwitu korupcji kontrolowanej przez wybranych ludzi z aparatu władzy. Putin zbudował nową logikę korupcji. Jak opisuje Belton:
„Na przykład mąż pewnej sędzi został zabrany przez służbę bezpieczeństwa z własnego domu w dniu swoich urodzin i zawieziony do salonu firmy Subaru, gdzie kazano mu wybrać sobie samochód. (…) Wszyscy wiedzieli, czym się zajmuje jego żona i jaką ważną sprawę karną niedawno prowadziła. Każdy musiał wyciągnąć więc wniosek, że doszło do wręczenia łapówki. (…) W ten właśnie sposób korumpowano ludzi, wiązano ich z Kremlem i trzymano pod kontrolą. W miarę upływu czasu oraz cementowania władzy przez reżim Putina proceder udzielania tego typu »prezentów« wzmógł się dramatycznie. Również dla Jegorowej, żony generała FSB, proces Chodorkowskiego stanowił punkt zwrotny. Zaczęto ją nazywać »Żelazną Damą« rosyjskiego systemu sądownictwa, prezeską, która narzuciła sądom surowy rygor, grożąc sędziom utratą pracy i służbowych mieszkań, gdyby się jej nie podporządkowali. Kraj wracał więc do czasów, gdy funkcjonowały gułagi. Odradzał się sowiecki system »prawa na telefon«, Kreml przejmował kontrolę nad wszystkim, krzepła potęga tajnych służb”.

Jesteśmy w punkcie krytycznym

Michał Chodorkowski w swojej książce „Rosyjska zagwozdka” wspomina: „Początkowo przez chwilę myślałem, że Putin jest dobrym wyborem. Miałem więc świadomość, że znajdujemy się w jednym z tych punktów zwrotnych w historii, kiedy przyszłość Rosji stoi pod znakiem zapytania – kiedy może radykalnie skręcić w różne kierunki”. Rosja wybrała fatalnie. Chodorkowski stwierdza, że „Putin bez wątpienia ma dar przekonywania. (…) Miał talent do zwodzenia ludzi i używał go w pierwszym okresie swoich rządów (…). Putin jest kameleonem, który wmawiał wszystkim, że jest po ich stronie. To bardzo skuteczny trik polityka, który jest zdeterminowany, by postawić na swoim za wszelką cenę”. Gdy Putin przemówił pierwszy raz do Rosjan po tym, jak Jelcyn przekazał mu tymczasowo władzę prezydencką w ostatnim dniu 1999 roku, stwierdził, iż „Rosyjskie państwo będzie twardo stało w obronie wolności słowa, wolności sumienia, wolności mediów, praw prywatnej własności i wszystkich fundamentalnych elementów cywilizowanego społeczeństwa”. To niemal kopia tych frazesów, które wygłosił Donald Tusk podczas inauguracji swej władzy. Putin zaatakował media już czwartego dnia po objęciu prezydentury w maju 2000 roku. Tusk uderzył w TVP po siedmiu dniach. Ale zmasakrowanie państwa prawa zajęło Putinowi cztery lata.

Piotr Grochmalski

za:niezalezna.pl