Stanisław Michalkiewicz - Depresja po euforii

Laureat Nagrody Nobla z ekonomii, Milton Friedman zauważył, że świat finansów jest bardzo podobny do alkoholizmu. Właściwie nie tyle „bardzo podobny”, tylko taki sam. Bo popatrzmy: i w jednym i w drugim przypadku najpierw jest nadmiar środków płynnych i pochodząca stąd euforia, ale potem - depresja. Każdy, kto eksperymentował ze środkami płynnymi to spostrzeżenie Miltona Friedmana potwierdzi. Depresja pojawia się jak w zegarku następnego dnia rano - i albo przechodzi, albo odwrotnie - przeciąga się nieznośnie aż do wieczora.

Pewnie dlatego właśnie nasi Umiłowani Przywódcy, to znaczy - nie tylko nasi, bo nasi w tej sprawie akurat nie mają nic do gadania - ale Umiłowani Przywódcy europejscy i światowi, co to przed finansowymi grandziarzami skaczą z gałęzi na gałąź, z uporem próbują leczyć depresję, zwaną inaczej kryzysem, przy pomocy terapeutycznej metody, która w naszym nieszczęśliwym kraju znana jest pod nazwą: „klin - klinem”. Pożyczyliśmy za dużo? To pożyczmy jeszcze, dajmy na to, 700, czy 800 miliardów dolarów, albo - dla odmiany - ze 200 miliardów euro - no i zobaczymy; może przestanie nas boleć głowa?

Wszystko to pokazuje, jak małą mądrością rządzony jest ten świat. Wprawdzie nie tylko ci, którzy zadłużają państwa, zastawiając podatki, czyli przyszłe dochody obywateli na dziesiątki lat naprzód, mają naukowe tytuły, ale - podobnie jak emitowane przez nich i zachwalane waluty - również i te naukowe tytuły podlegają inflacji. Pamiętamy na przykład, że mnóstwo utytułowanych mądrali stręczyło nam wejście do unii walutowej twierdząc, że strefa euro będzie odporna na kryzysy. Gdyby nie to, że olbrzymia większość tych mądrali miała tytuły naukowe, można by pomyśleć, że to jakaś banda przeraźliwych idiotów. Ale oczywiście tak pomyśleć nie możemy, ponieważ posiadanie wspomnianych tytułów skutecznie chroni przed posądzeniem o idiotyzm tak samo, jak posiadanie immunitetu parlamentarnego przed odpowiedzialnością karną.

Teraz, kiedy kryzys finansowy wybuchł akurat w strefie euro, utytułowani mądrale zapomnieli, że ta strefa miała być odporna na kryzysy. My jednak pamiętamy, że większość z nich już wtedy miała takie same tytuły naukowe, jakimi chlubią się i nadymają teraz. Inna rzecz, że teraz opowiadają nam inne bajki. Na przykład - że musimy pompować forsę w strefę euro, bo inaczej załamie się gospodarka w całej Europie, a może nawet wybuchnie europejska wojna.

No proszę! Okazuje się, że upadek strefy euro może pociągnąć na dno całą europejską gospodarkę, a może nawet wtrącić Europę w wojnę! Można wyciągnąć stąd wniosek, że gdyby w swoim czasie strefy euro nie utworzono, to nie mogłaby teraz upaść, a jej upadek nie mógłby pociągnąć na dno europejskiej gospodarki. Niestety tego prostego wniosku żaden z utytułowanych mądrali nie wyciąga, a przynajmniej ja nie znam takiego przypadku. Przeciwnie - wszyscy gardłują za koniecznością poświęceń dla ratowania strefy euro - podobnie jak Ugolino, który dowodził, że musiał zjeść własne dzieci, żeby uratować im ojca. Ale to jeszcze nic, bo najgorsze jest to, że nie wiemy, jak daleko mają iść poświęcenia dla ratowania strefy euro. Czy, dajmy na to, mamy w tym celu poświęcić wszystko, czy też będziemy mogli trochę sobie zostawić na czarną godzinę?

Ale być może nie doceniamy powagi sytuacji; być może już jest czarna godzina - na co wskazywałaby możliwość wojny europejskiej. No proszę! Wojna europejska - jakże to, skoro przecież „wszyscy ludzie będą braćmi”? Tak w każdym razie śpiewają uczestnicy corocznych pochodów Szumańskiego Komsomołu. Wygląda na to, że „będą braćmi”, ale tylko wtedy, kiedy wezmą forsę. Ładny interes! Wygląda na to, że to wszystko blaga bez pokrycia, podobnie jak Scheiss emitowany przez Europejski Bank Centralny we Frankfurcie.

Wspominam o tym również dlatego, że utytułowani mądrale, podobnie jak „maleńcy uczeni” z „Gazety Wyborczej” nie mogą się nachwalić budżetu przedstawionego przez rząd premiera Tuska - że taki realistyczny i w ogóle - cymes! Zakłada on na przykład, że deficyt budżetowy wyniesie zaledwie 35 miliardów złotych. To bardzo miło, ale czy aby na pewno, skoro bieżący rok jeszcze się nie zakończył, a koszty obsługi długu publicznego już przekroczyły 40 miliardów, chociaż miały nie przekroczyć 38 miliardów? Nawiasem mówiąc, dług publiczny na dzień 6 grudnia - godzina 17,45 - przekroczył 907 miliardów i powiększa się z szybkością dochodzącą do 10 tysięcy złotych na sekundę!

Więc chociaż jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej - o czym zapewniają nas skwapliwie utytułowani mądrale - to rząd przygotował już projekt ustawy o wydłużeniu wieku emerytalnego do 67 lat. Rząd rozpoczyna tym samym jednostronną redukcję zobowiązań państwa wobec emerytów - a przecież to dopiero początek czteroletniej kadencji, więc z pewnością nie jest to ostatnie słowo. A jakie może być ostatnie słowo? Ostatni gasi światło?

Mówił Stanisław Michalkiewicz

Felieton  •  Radio Maryja  •  8 grudnia 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.

za:http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2307 (kn)