Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Stanisław Michalkiewicz - 1956, 1968 i 2012?

Właśnie się okazało, że na Węgrzech znowu nie dzieje się najlepiej - na co zwrócił uwagę nie tylko Józef Manuel Barroso, nie tylko Hilarzyca Clintonowa, ale również, a może nawet przede wszystkim - „rynki finansowe”. Józef Barroso jest zaniepokojony nieprzejednanym stosunkiem Węgier do aborcji, wstecznictwem Węgrów w sprawach rodzinnych, które nakazuje im uznawać za małżeństwo tylko związek mężczyzny i kobiety, a nie - jak być powinno - dajmy na to, związek mężczyzny z kozą, czy kobiety z szympansem - no i wreszcie - lekceważącym stosunkiem do sodomitów, w sytuacji, gdy cała postępowa Europa z mniejszym lub większym entuzjazmem właśnie im się nadstawia.

Jak wiadomo, w roku 1956 na Węgrzech wybuchło powstanie przeciwko komunistom z centralą w Moskwie. Z powodu tej centrali pan red. Engelgard z „Myśli Polskiej” zapewne nazwałby je pogardliwie „ruchawką” - bo jużci - czy ktoś przy zdrowych zmysłach ośmieliłby się sprzeciwić umiłowanej Rosji zamiast - jak Pan Bóg przykazał - patriotycznie się jej nadstawiać? Więc węgierscy „chojracy”, którzy 23 października 1956 roku tę „ruchawkę” wszczęli, sami sobie byli winni, że już 24 października sowieckie czołgi wkroczyły do Budapesztu w obronie socjalizmu. Takie są nieubłagane konieczności dziejowe, a któż potrafi lepiej zrozumieć nieubłagane konieczności dziejowe, a zwłaszcza - konieczność obrony socjalizmu, niż prawica, a zwłaszcza - konserwatyści? Więc wprawdzie socjalizm na Węgrzech można było obronić już 24 października, ale podstępna, jadowita żmija w osobie Imre Nagy’ego najwyraźniej oszukała Iwana Sierowa i dopiero, kiedy zdjęła maskę, ogłaszając 1 listopada 1956 roku wystąpienie Węgier z Układu Warszawskiego, nie można było czekać ani chwili dłużej - więc 4 listopada sowieckie czołgi ponownie uderzyły i przywróciły w tym kraju spokój i praworządność - mimo zuchwałości tamtejszych „chojraków”, m.in. w osobie niejakiego Pawła Maletera, który stanąwszy na czele „chojraków”, ośmielił się sprzeciwiać niezwyciężonej Armii Czerwonej. Za to spotkała go zasłużona kara śmierci, podobnie zresztą, jak podstępną, jadowitą żmiję Imre Nagy’a, zaś Erwin Hollos w broszurce „Kim byli, czego chcieli”, wszystkich ich zdemaskował jako przebranych faszystów, którzy pod pretekstem wystąpienia z Układu Warszawskiego pragnęli wskrzesić Hitlera i 1000-letnią Rzeszę. Broszurka ta została błyskawicznie przetłumaczona na języki wszystkich bratnich krajów socjalistycznych i zatwierdzona do powszechnego użytku zwłaszcza w Ludowym Wojsku Polskim, w którym w 1956 roku pojawił się nowy generał Wojciech Jaruzelski, co to jako jedyny opowiedział się za pozostawieniem w LWP marszałka Konstantego Rokossowskiego. Ta wierność została zauważona gdzie trzeba i generał Jaruzelski wkrótce został szefem wszystkich wojskowych politruków, a jeszcze później - ministrem obrony narodowej.

W tym charakterze z ramienia PRL kierował inwazją polskiego kontyngentu, który 20 sierpnia 1968 roku, na prośbę zdrowych sił w osobie Wasyla Bilaka („Bilaku, Bilaku, ty czarny sviniaku...”), w ramach zjednoczonych sił Układu Warszawskiego wkroczył do Czechosłowacji, żeby bronić tam socjalizmu zagrożonego przez przebranych faszystów, którzy za nic sobie mając istnienie Układu Warszawskiego, coś tam bąkali o „neutralności”. Nietrudno zrozumieć, co by się stało z bezcennym Układem Warszawskim, gdyby tak każdemu pozwolić na neutralność. Zresztą - powiedzmy sobie szczerze - po co komu neutralność, kiedy już Hegel odkrył, że wolność nie polega na tym, by każdy robił co mu się podoba i dajmy na to - był neutralnym - tylko polega na uświadomieniu sobie konieczności? A o tym, co jest konieczne, a co nie, przesądzają obiektywne i nieubłagane prawa dziejowe, które, dzięki swojej zbiorowej mądrości, odkrywa partia ludu pracującego miast i wsi - ze Związkiem Radzieckim na czele. Dlatego też, dla wyjaśnienia tej rewolucyjnej praktyki, Leonid Breżniew ogłosił odkrytą właśnie rewolucyjną teorię ograniczonej suwerenności państw socjalistycznych, zwaną potocznie „doktryną Breżniewa”. Jeśli socjalizm w jakimś socjalistycznym państwie jest zagrożony, to pozostałe bratnie kraje mogą, a nawet powinny, udzielić mu bratniej pomocy. I dopiero na tym tle możemy pojąć całą głębię przyczyn, dla których konserwatyści i prawica, zwłaszcza skupiona wokół „Myśli Polskiej”, nie może wytrzymać bez Związku Radzieckiego, a w ostateczności - przynajmniej bez Rosji i jej najwierniejszego syna - generała Wojciecha Jaruzelskiego. Tylko w Rosji bowiem potrafią właściwie tłumaczyć obiektywne i nieubłagane prawa dziejowe, a wszystkie te konieczności najlepiej potrafił objaśniać mniej wartościowemu narodowi tubylczemu właśnie najwierniejszy syn, generał Wojciech Jaruzelski. Mówiąc krótko - bez Rosji i bez generała Jaruzelskiego po prostu nie wiemy co myślimy - tak samo, jak michnikowszczyna bez pana red. Michnika. W ten oto sposób les extremes se touchent.

A wspominam o tamtych wydarzeniach, bo właśnie się okazało, że na Węgrzech znowu nie dzieje się najlepiej - na co zwrócił uwagę nie tylko Józef Manuel Barroso, nie tylko Hilarzyca Clintonowa, ale również, a może nawet przede wszystkim - „rynki finansowe”. Józef Barroso jest zaniepokojony nieprzejednanym stosunkiem Węgier do aborcji, wstecznictwem Węgrów w sprawach rodzinnych, które nakazuje im uznawać za małżeństwo tylko związek mężczyzny i kobiety, a nie - jak być powinno - dajmy na to, związek mężczyzny z kozą, czy kobiety z szympansem - no i wreszcie - lekceważącym stosunkiem do sodomitów, w sytuacji, gdy cała postępowa Europa z mniejszym lub większym entuzjazmem właśnie im się nadstawia. Hilarzyca martwi się, że na Węgrzech zagrożona jest demokracja, no a „rynki finansowe” zostały postawione w stan najwyższego pogotowia na wieść, że tamtejszy premier Wiktor Orban chce użyć rezerw walutowych węgierskiego banku, by spłacić długi. Gdyby tak się stało, to Węgry mogłyby wydobyć się z niewoli lichwiarskiej międzynarodówki, podobnie jak zrobiła to Islandia, do niedawna będącą jedną ze skarbonek finansowych grandziarzy; banki islandzkie zadłużyły się za granicą na 40 mld euro w sytuacji, gdy rekordowy PKB Islandii w roku 2007 wyniosił 8 mld euro. W 2009 roku nowy rząd postanowił zaciągnąć grandziarzy przed sąd, ale przezornie czmychnęli - a kiedy już z bezpiecznej odległości zażądali spłacania długów, prezydent Olafur Ragnar Grimmson zawetował spłatę i odwołał się do referendum, w którym Islandczycy pokazali grandziarzom gest Kozakiewicza. O tym w mediach głównego nurtu - sza! - ale Islandia leży na peryferiach świata, podczas gdy Węgry - w środku Europy i gdyby tak inne państwa poszły w ich ślady, dla grandziarzy nastałaby czarna godzina. Dlatego nie można wykluczyć, iż wobec Węgier zostanie zastosowana przewidziana w traktacie lizbońskim „klauzula solidarności” - bardzo podobna do starej, poczciwej doktryny Breżniewa. Klauzula solidarności głosi, że jeśli w jakimś kraju członkowskim UE demokracja jest zagrożona, to UE może udzielić takiemu krajowi bratniej pomocy - oczywiście na jego żądanie. Z takim żądaniem może wystąpić węgierski odpowiednik Wasyla Bilaka, były premier Franciszek Gurcsanyi, który już zorganizował w Budapeszcie stosowną demonstrację, więc tylko patrzeć, jak zaczną rozgrzewać się silniki czołgów. Bo jeśli z poprzednich doświadczeń wiemy, że nic tak nie robi dobrze socjalizmowi, jak czołgi na ulicach, to może ich obecność sprzyja również demokracji?


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

za:http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2353 (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.