Zapobieganie przemocy czy kulturowy marksizm

Pod koniec minionego roku pełnomocnik rządu ds. Równego Traktowania, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz podpisała konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej. Jej zdaniem dokument ten nie ma wymiaru ideologicznego i jest krokiem w dobrą stronę. Przeciwnego zdania jest m.in. Episkopat, który krytykuje konwencję za sugerowanie, że źródłem przemocy wobec kobiet jest religia i tradycja.


Konwencja Rady Europy została przedstawiona do podpisu już w maju 2011 r. Dotychczas podpisało ją 25 krajów, a Polska jest kolejnym. Jej zatwierdzenie to dopiero etap wstępny procedury wprowadzania w życie dokumentu. Potrzebna jest jeszcze jej ratyfikacja przez poszczególnych sygnatariuszy – minimum 10 krajów, w tym 8 członków Rady Europy. Dotychczas zrobiła to jedynie Turcja. Proces ratyfikacji może być czasochłonny z uwagi na aspekty formalno-prawne. Jak długo może on potrwać w Polsce? Kozłowska-Rajewicz mówi tu o okresie około dwóch lat. Jak jednak przypomina, prawo międzynarodowe wymaga, by w okresie poprzedzającym ratyfikację nie podejmowano żadnych działań sprzecznych z podpisaną umową. Jeśli zaś wszystko przebiegnie po myśli władzy, to po tym okresie konwencja stanie się obowiązującym w Polsce źródłem prawa, ważniejszym niż ustawy sejmowe. Teoretycznie będzie aktem prawnym mniej ważnym od konstytucji, jednak wydaje się, że rząd założył z góry, że w praktyce konwencja będzie miała tę samą moc, co konstytucja. Za pośrednictwem Kozłowskiej-Rajewicz podpisał on konwencję wraz z dwoma zastrzeżeniami. Zgodnie nimi nich państwo polskie nie będzie egzekwować przestrzegania konwencji od osób na stałe zamieszkałych w Rzeczypospolitej, ale nie będących jej obywatelami. Drugie zastrzeżenie zwalnia polski rząd  z obowiązku wypłaty odszkodowań osobom nie będącym obywatelami żadnego z krajów UE. Zastrzeżenia te mają przede wszystkim techniczny charakter i są kolejną abdykacją z narodowej niezależności.

- Ratyfikowanie konwencji jest kolejnym etapem podporządkowywania polskiego prawodawstwa, a w konsekwencji praktyki politycznej i obyczajowości, założeniom wynikającym ze światopoglądu apriorycznego, konstruktywistycznego oraz świadomie przeciwstawnego zarówno zasadom prawa naturalnego, jak tradycji chrześcijańskiej i polskiej – mówi dla PCh24.pl prof. Jacek Bartyzel.

Sprzeczność konwencji z chrześcijaństwem dostrzegł polski Episkopat. Sprzeciw biskupów budzi przede wszystkim artykuł 12, który wymienia religię, kulturę i tradycję wśród czynników powodujących przemoc wobec kobiet. Hierarchowie krytykują również artykuł 14, który nakłada na państwa, które ratyfikowały konwencję, obowiązek promowania w edukacji „niestereotypowych” ról płciowych. Można to rozumieć jako homo- i transseksualizm. Jak podkreślają księża biskupi, łączenie słusznej zasady przeciwdziałania przemocy z próbą niebezpiecznej ingerencji w system wychowawczy i wyznawane przez miliony rodziców w Polsce wartości, jest bardzo niepokojącym sygnałem. Episkopat już w lipcu wydał oświadczenie w związku z dyskutowanymi wówczas planami podpisania konwencji. Skrytykował w nim uznanie płci za kwestię umowną. W artykule 3. Konwencji czytamy bowiem, że „płeć” oznacza społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn. Nie ma więc mowy o płci, jako o czynniku biologicznym, naturalnym. Dominuje natomiast doktryna, zgodnie z którą między płciami nie ma jakiś fundamentalnych różnic, a podział ról w społeczeństwie jest wynikiem przede wszystkim dziedzictwa kulturowego. Podobne obawy wyrażali także m.in. Jarosław Gowin (PO) i poseł do Parlamentu Europejskiego, Jacek Kurski. Zdaniem Mariusza Błaszczaka, szefa klubu parlamentarnego PiS zapisy konwencji mają charakter „lewacki”.



Zdaniem ks. Marka Dziewieckiego, doktora psychologii i publicysty, zapobieganie przemocy nie jest, wbrew pozorom, głównym celem konwencji. Istnieje też drugie dno. - Tym drugim dnem jest przemycanie lewicowych ideologii o tym, że kultura, tradycja i religia stanowią zagrożenie dla kobiet – mówi dla PCh24.pl, , ks. Dziewiecki. - Drugą z ideologii, którą tylnymi drzwiami przemyca do polskiego prawa ratyfikowana konwencja, jest „gender”, czyli założenie, że każdy obywatel może dowolnie określać swoją płeć, gdyż - według tej ideologii - płeć nie jest faktem biologicznym, a jedynie zbiorem ról i zachowań w sferze społecznej – dodaje duszpasterz.



Kozłowska-Rajewicz polemizuje z tego typu zarzutami i uważa, że krytyka konwencji jest nieuzasadniona. Sprzeciw Episkopatu i polityków katolickich porównuje do walki z wiatrakami. W wywiadzie dla portalu „Krytyki Politycznej” twierdzi, że konwencja nie imputuje Kościołowi wspierania przemocy wobec kobiet. Jej zdaniem, konwencja wspomina o negatywnym wpływie religii wyłącznie w kontekście islamu. Trudno jednak stwierdzić, czy tak jest w rzeczywistości, skoro tekst konwencji mówi ogólnie o religii, a nie o konkretnych religiach. Kozłowska-Rajewicz mówi także w kontekście konwencji o potrzebie legalizacji związków partnerskich. Jej zdaniem, jest to wymóg „praw człowieka”. To podejście także pokazuje na jakiej ideologii opiera się konwencja i sposób myślenia jej zwolenników. Na miejsce prawa naturalnego, z którego wynika ludzkie prawo i obowiązek rozmnażania się, jako działania zgodnego z naturą, wprowadza się niejasne prawa człowieka. Prawa te to de facto moralnie nieuzasadnione roszczenia do nieograniczonej wolności, w tym do działania sprzecznego z naturą.



Clou problemu leży więc w tym, że konwencja jest elementem rewolucji obyczajowo-seksualnej. Jej doktrynalne założenia są niemożliwe do pogodzenia z chrześcijaństwem. Wpisuje się ona w dążenia tzw. marksizmu kulturowego – idei której protoplastą był włoski marksista, Antonio Gramsci (1891-1937). Gramsci zachował większość poglądów Marksa, ale odwrócił jego zasadę, zgodnie z którą byt określa świadomość. Jego zdaniem, rewolucję społeczno-ekonomiczną miała poprzedzać rewolucja w kulturze, sprowadzająca się do obalenia zachodniej tradycji wyrastającej z chrześcijaństwa. Choć sam Gramsci nawrócił się na łożu śmierci, ideowi następcy filozofa odnieśli wiele sukcesów po jego śmierci. Kluczowym momentem był rok 1968, który rozpoczął rewolucję seksualno-obyczajową na Zachodzie. Rozpoczęte wówczas przemiany doprowadziły do tego, co włoski komentator Marcello Veneziani określił jako radykalny ateizm i materializm, internacjonalizm i uniwersalne wykorzenienie, prymat pragmatyzmu i śmierć filozofii (…) oraz równość wyrażająca się w homogenizacji.



Konwencja pod pretekstem zapobiegania przemocy nie tylko atakuje religię, kulturę i tradycję, ale również promuje utopijny egalitaryzm pomiędzy płciami i orientacjami seksualnymi. - Wrogość do tradycji, zwłaszcza do nienazwanej wprost tradycji chrześcijańskiej, ale wskazywanej aluzyjnie, przez liczne odwołania do religii, jako rzekomego źródła zła, jest uderzającą cechą tego dokumentu. Kilkakrotnie, tradycja, kultura, religia, obyczaje i honor (zawsze w cudzysłowie, co też wymowne) są przywołane w funkcji przyczyny ‘przemocy domowej’ – wskazuje prof. Bartyzel. Podobnego zdania jest ksiądz Dziewiecki: - Ideologiczne źródła konwencji to założenia tak zwanej nowej lewicy, która powraca do marksistowskiej doktryny głoszącej, że w każdym społeczeństwie jakaś grupa społeczna musi walczyć z jakąś inną grupą, na przykład kobiety muszą walczyć z mężczyznami, a ludzie „postępowi” z chrześcijanami – zauważa duszpasterz.

za:www.pch24.pl (kn)