Cypr nad Wisłą

Politycy i finansiści rządzący UE wspólnie z władzami Cypru postanowili zawłaszczyć część prywatnych pieniędzy zdeponowanych w bankach. Chcą ratować w ten sposób zrujnowane przez siebie finanse cypryjskiego państwa. Bo to właśnie politycy i finansiści zadłużają kraje, doprowadzając je na krawędź bankructwa.

Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy" – słowa Alexisa de Tocqueville'a, choć wypowiedziane ponad 150 lat temu, nic nie straciły na aktualności. To, co uzgodniono w Brukseli w sprawie ratowania finansów cypryjskich, to skandal. Politycy UE i bankierzy sięgają do kieszeni ludzi, którzy przechowywali swoje pieniądze w bankach na podstawie unijnych umów gwarantujących bezpieczeństwo depozytów. Jeśli okazuje się, że te gwarancje są nic niewarte, to przestaje mieć sens sposób, w jaki działa Unia Europejska. Nazywając rzeczy po imieniu – brukselskie ustalenia w sprawie cypryjskich depozytów to zwyczajna grabież prywatnej własności. Gorzej – jest to także niebezpieczny precedens.

Unijni uzurpatorzy


Tupet i bezczelność unijnych dygnitarzy zdaje się nie mieć granic. Szef Eurogrupy Jeroen Dijsselbloem, po tym jak postanowiono ograbić obywateli z części ich bankowych depozytów, stwierdził, że wariant cypryjski może być „nowym modelem" rozwiązywania problemów w strefie euro. W reakcji na tę zapowiedź w kilku krajach strefy euro ludzie ruszyli natychmiast do banków, aby przelać swoje pieniądze na konta w bezpieczniejszych miejscach, np. w Szwajcarii. Wielu z nich otwiera nowe rachunki bankowe i rozdziela między nie swoje oszczędności, tak aby na jednym rachunku nie mieć więcej niż 100 tys. euro, bo depozytów do tej kwoty unijni komisarze nie planują obkładać podatkiem. Na razie.

Jak to możliwe, że w Unii Europejskiej, której dygnitarze i zwolennicy szczycą się wysokimi standardami demokratycznymi, mogło dojść do tak szokujących rozwiązań? Odwołajmy się znów do de Tocqueville'a, według którego demokracja, gwarantując obywatelom wolność polityczną, jednocześnie sprzyja administracyjnemu despotyzmowi. Unijni komisarze uważają, że obywatele nie powinni decydować o czymkolwiek, bo nie mają dość zdrowego rozsądku ani kompetencji. Politykom wydaje się, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla ludzi, i uzurpują sobie prawo do rozstrzygania najdrobniejszych spraw. Prowadzi to do oczywistych patologii. Niedaleka jest droga od przeświadczenia, że wie się lepiej niż obywatel, jak wydawać pieniądze, od zabrania mu ich. Jak ma to właśnie miejsce w tzw. cypryjskim wariancie.

Socjalizm zamiast demokracji


„Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych ma 300 słów, natomiast dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie przewozu cukierków karmelkowych 25 911 słów" – ten dowcip od dawna krążący w internecie dobitnie pokazuje, czym się zajmują unijni biurokraci. Produkowaniem absurdalnie szczegółowych przepisów, które mają regulować najbardziej banalne aspekty życia obywateli UE. Skoro ludzie wyrzekli się decydowania o swoich sprawach, ograniczając swoją aktywność polityczną do aktu wyborczego, tym śmielej politycy rozstrzygają za nich nie tylko to, jak mają być przewożone karmelki. Decyzje podjęte w sprawie Cypru poszły o wiele dalej. Za daleko. Tym razem postanowiono po prostu zabrać obywatelom ich pieniądze.

De Tocqueville już w połowie XIX w. zwracał uwagę, że demokracja pozostaje w niedającym się rozstrzygnąć konflikcie z socjalizmem. Pierwsza rozszerza sferę indywidualnej wolności, socjalizm zaś bazuje na ograniczaniu tej wolności. Przyglądając się temu, co dzieje się w Unii Europejskiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że coraz mniej ma ona wspólnego ze standardami demokratycznymi, a coraz więcej z socjalizmem. Nie dziwi to wnikliwych obserwatorów europejskiej sceny politycznej, którzy od dawna przestrzegają, że na kształt UE zbyt wielki wpływ mają politycy lewicowi, a mechanizmy rozwoju biurokracji wymknęły się spod kontroli zwykłego obywatela państwa unijnego. Przez kilkadziesiąt lat PRL-u rządzili nami podobnie sformatowani politycy, którym się wydawało, że wiedzą lepiej, i urządzali Polskę po swojemu, wbrew woli obywateli. Wiadomo, z jakim skutkiem. Ciężko nie mieć wrażenia, że eurokomisarze coraz śmielej idą właśnie tą ścieżką.

Wyjdźmy na ulice


Kiedy w 2004 r. Cypr wstępował do Unii Europejskiej, był jednym z najbogatszych państw, które aspirowały do wspólnoty. Jego produkt krajowy brutto wynosił 12 mld euro. Po 9 latach, podczas których Cypr poddał się dyktatowi unijnych regulacji, kraj znalazł się na krawędzi bankructwa. W związku z tym jego władze w porozumieniu z politykami Unii Europejskiej próbują zagarnąć z prywatnych kont 6 mld euro. Te następnie przeznaczone zostaną na ratowanie strefy euro – lewicowego projektu politycznego, który zdaniem wielu niezależnych ekonomistów od początku skazany był na klęskę. Cypr to zresztą nie jest pierwszy kraj, który unijni komisarze do spółki z zaprzyjaźnionymi z nimi lokalnymi politykami doprowadzili do stanu krytycznego. Podobnie jest z Grecją, Irlandią, Hiszpanią i Portugalią. Polska, kiedy razem z Cyprem wstępowała do Unii, notowała wzrost gospodarczy na poziomie 7 proc. PKB. Dziś tempo rozwoju spadło u nas poniżej 2 proc. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie złoty, bo dzięki różnicom kursowym wobec euro i innych walut mamy jeszcze w ręku ostatni oręż, który chroni nas przed gospodarczą recesją i umożliwia konkurencyjność naszej gospodarki. Rząd Donalda Tuska chce nam jednak tę ostatnią broń odebrać, próbując wbrew woli obywateli wciągnąć Polskę do strefy euro. Warto więc przypomnieć w tym miejscu inną sentencję, tym razem Aleksandra Fredry, który zauważył: „Socyjalizm każdemu równo nosa utrze. Bogatych zdusi jutro, a biednych pojutrze".

Patrząc na butę rządzących i na to, że są oni zdolni wprowadzać swoje postulaty polityczne bez żadnych konsultacji społecznych, nie oglądając się na wolę większości, być może pozostanie nam tylko jedno. Zorganizowanie się i przeniesienie protestu politycznego na ulice, aby wyraźnie dać do zrozumienia rządzącym nami politykom, co myślimy o ich pomyśle zastąpienia złotego przez euro. Inaczej skończymy jak Cypryjczycy.

Autor: Marek Michałowski
Żródło: Gazeta Polska Codziennie

za: http://niezalezna.pl (kn)