Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Koszty propagandy

Od dawna już nie warto czytać „Gazety Wyborczej”: przynosi przecież głównie przewidywalne opinie i komentarze. Czasem trafiają się tam jednak teksty, które niosą, choć zwykle wbrew intencjom redakcji, pewien przekaz informacyjny. Przykładem jest niedawny głośny artykuł o finansowaniu partii politycznych.

Miał on być, jak łatwo się domyślić, przygotowaniem gruntu do całkowitej likwidacji dotowania partii z budżetu państwa. „Cały czas mówiliśmy, że trzeba znieść finansowanie partii z budżetu [...]. W poprzedniej kadencji udało się nam ograniczyć finansowanie partii o połowę. Teraz robimy kolejne podejście” – powiedziała „GW” wiceprzewodnicząca klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska 22 maja. Projekt jest opracowywany i zostanie złożony w Sejmie w tej kadencji. Partie przestałyby dostawać publiczne pieniądze od 2015 r., czyli od nowej kadencji Sejmu – twierdził organ Agory.

Kto ma media


Tekst „GW” miał zatem dać ideologiczne uzasadnienie dla planów rządzącej partii. Potwierdziły to zresztą wystąpienia polityków Platformy niemal natychmiast po jego opublikowaniu. Tymczasem informacje zawarte w artykule, gdy dokładnie je zanalizować, prowadzą do zupełnie innych wniosków.

Przypomnijmy przede wszystkim, dlaczego Platformie tak zależy na – pozornie dla niej niekorzystnym – odebraniu partiom dotacji. Z bardzo prostej przyczyny: są one dla niej jedynie niewielką cząstką środków, którymi realnie dysponuje. Jak to bowiem pokazują dane zebrane w tekście „GW”, najistotniejsza część partyjnych budżetów przeznaczana jest na media i PR. A przecież jest oczywiste, że partia Donalda Tuska w tej dziedzinie dysponuje miażdżącą przewagą nad Prawem i Sprawiedliwością. Partii władzy sprzyjają bowiem w sposób widoczny jak na dłoni największe media, przede wszystkim główne kanały telewizyjne, ale również znaczna większość prasy, rozgłośni radiowych oraz kluczowe portale internetowe.

Łatwo sobie zatem wyobrazić, co by się stało, gdyby zlikwidowano subwencje dla partii politycznych. PiS zostałoby niemal całkowicie pozbawione możliwości medialnego oddziaływania, natomiast Platforma, także bez tych kilku milionów, które przeznacza na PR bezpośrednio ze swoich środków, dysponowałaby nadal potężnym wsparciem medialnym, które w przeliczeniu stanowi równowartość wielu dziesiątków milionów złotych.

Kasa ma sens

To jednak jeszcze nie wszystko. Rządzący, wręcz nawet specjalnie się z tym nie kryjąc, wprost kupują i przekupują część mediów. Czymże bowiem innym jest stosowana na szeroką skalę praktyka umieszczania przez spółki skarbu państwa oraz instytucje rządowe i samorządowe, ogromnej liczby płatnych ogłoszeń w mediach sprzyjających Platformie? Wystarczy przejrzeć prorządowe gazety czy tygodniki, by zobaczyć, że znaczna większość znajdujących się w nich reklam opłacana jest ze środków publicznych: Ministerstwo Skarbu zachęca w nich do kupowania obligacji, Poczta Polska reklamuje swoją niezawodność, spółki energetyczne przypominają o swoim istnieniu, nawet Lasy Państwowe wykupują powierzchnię reklamową. A gdy zsumuje się wielkość zainwestowanych w tak kuriozalny sposób pieniędzy, otrzymamy kolejne dziesiątki milionów.

Główny mechanizm medialnego wsparcia PO oparty jest zatem zasadniczo na dwóch opisanych wyżej filarach. Dotacje z budżetu państwa stanowią co najwyżej niewielkie jego uzupełnienie. Co nie znaczy, że nie warto im się przyjrzeć, gdyż dostrzeżemy wówczas również kilka ciekawych zjawisk.

Po pierwsze widać, że zmonopolizowała je w dużej mierze grupa dziennikarzy, których łączy osoba Witolda Beresia, związanego z „Tygodnikiem Powszechnym”, RMF i „GW”, a który zaczynał karierę od wywiadu rzeki z Czesławem Kiszczakiem. Książka Beresia stworzyła wówczas tak potrzebne komunistycznemu przestępcy na początku transformacji polityczne alibi.

Propaganda kosztuje (podatnika)


Firmy związane z Beresiem to jedni z największych beneficjentów, otrzymujących środki z budżetu za pośrednictwem PO. 400 tys. zł dostała w 2012 r. fundacja „Świat ma sens”, założona m.in. przez Beresia i Krzysztofa Burnetkę, innego byłego dziennikarza „Tygodnika Powszechnego”. Bereś nie chciał zdradzić „GW”, co dokładnie fundacja robi dla PO, widać to jednak z jej stron internetowych – aż do przesady poprawnych politycznie, skupionych na reklamowaniu rozmaitych „szalonych starców Platformy”, jak celnie określił Seawolf te sztucznie wykreowane po 1989 r. pseudoautorytety. „To stała współpraca w ramach szeroko pojętego marketingu, takiego kulturowego, kształtującego pewne postawy Polaków” – wyjaśnił „Wyborczej” skarbnik Platformy.

Kolejne na liście płac partii Donalda Tuska są agencje reklamowe – Pan Media Western i ATM. Ta pierwsza otrzymała niemal milion złotych. Zapłaciliśmy w ten sposób wszyscy za bożonarodzeniowe życzenia, które składał nam na tle choinki uśmiechnięty premier. Tak, właśnie tyle to kosztowało – okrągły milion.

Z kolei firma ATM (PO wpłaciła jej 790 tys. zł) należy do najważniejszych graczy na polskim rynku medialnym. W skład grupy ATM wchodzi „Studio A”, którym kierował wcześniej Jan Dworak. Kanał ATM Rozrywka otrzymał miejsce na naziemnym multipleksie, którego kierowana przez Dworaka Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła TV Trwam.
PO pamięta też o ulubionej firmie ministra „Tik tak” Nowaka. Cam Media dostało kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Za co jeszcze płacimy rękami PO?

„Na sondaże Platforma wydaje niewiele”, pisze „Wyborcza”. I nie musi, dodajmy, gdyż podobnie jak w wypadku mediów, większość sondażowni pracuje i tak dla niej. Wielokrotnie przecież już widzieliśmy, jak publikowały one dane niezmiennie korzystne dla rządzącej partii, a jednocześnie zaniżające notowania opozycji.

Ponadto PO dofinansowuje także komentatorów politycznych – w tym prof. Radosława Markowskiego, który ostatnio błyskotliwie stwierdził, że „Polityka ciepłej wody w kranie nie jest głupia, gdy się wszystko wali”. Dziś wiadomo, że głosił te słowa, mając na koncie honorarium od Platformy. Powie ktoś, że ten sam zarzut można odnieść do prof. Andrzeja Zybertowicza, który otrzymał ze środków PiS kilka tysięcy za wykonane analizy polityczne. Asymetria jest wyraźna – prof. Zybertowicz, jako rzeczywiście niezależny komentator, potrafi bowiem, i to ostro, skrytykować także opozycję, jak to np. zrobił podczas Kongresu „Polska Wielki Projekt”. Radosław Markowski na krytykę PO sobie nie pozwala.

Asymetrię wydatków obu partii podkreśla jeszcze inna pozycja. PiS, po mordzie w Łodzi i zamachu smoleńskim, wydaje na ochronę prezesa Jarosława Kaczyńskiego milion złotych. PO nie musi wydawać na ochronę nic. Zapewnia ją bowiem Donaldowi Tuskowi, Ewie Kopacz i innym politykom Platformy BOR. A drastycznie rosnące od 2008 r. koszty tej ochrony można sobie tylko wyobrazić, widząc coraz większe z roku na rok tłumy ochroniarzy odgradzających ich od ludzi.

Artur Dmochowski


za:niezalezna.pl (pkn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.