Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Wanda Zwinogrodzka - Uwięzieni w języku

„Co to znaczy być Polakiem? Operować na tyle sprawnie językiem polskim, żeby móc napisać poprawnie 10 zdań złożonych na dowolny temat". Taką definicję proponuje ostatni „Newsweek". Nie jest to wygórowany pułap wymagań, nieprawdaż? Jednak, jak się dowiadujemy podczas lektury wywiadu z dwojgiem nauczycieli licealnych, nawet tak zredukowany wariant tożsamości narodowej przekracza możliwości edukacyjne polskiej szkoły.

„Liczba słów, których moi uczniowie nie rozumieją, szokuje mnie codziennie – mówi Marta Ługowska, polonistka w elitarnym I SLO na Bednarskiej w Warszawie. – Już od dawna nie jestem panią od polskiego, tylko panią od języka obcego. […] »Potopu« nie da się dziś zrozumieć bez miliona przypisów. Żeby odczytać, jak istotne jest przysięganie na krucyfiks przez Kmicica, trzeba rozumieć słowo »krucyfiks«. Żeby pojąć umieranie Radziwiłła, trzeba rozumieć, dlaczego grzechy zostają mu odpuszczone, kiedy krzyczy »Jezus, Maria«. Inaczej te sceny nie mają sensu".

Co będziemy czytali, skoro mamy wolność…

Rozmowa jest komentarzem do doniesień o eliminacji Trylogii i „Pana Tadeusza" z listy lektur. Wnioski? Podsuwa je Łukasz Ługowski, także polonista, dyrektor LO Kąt dla trudnej młodzieży: „Jak zaczynałem uczyć 35 lat temu, to Trylogia była najbardziej czytaną książką w Polsce. Dziś to umarło. To nie jest ten rodzaj westernu, który nas pasjonuje. Co będziemy czytali ku pokrzepieniu serc, skoro mamy wolność?".

Podobna argumentacja – tym razem w odniesieniu do „Pana Tadeusza" – pojawia się na łamach „Gazety Wyborczej": „I zapytajcie polonistek, z jaką dziką chęcią i radością czytają go licealiści. Nauczyciele prześcigają się w chytrych metodach wtłaczania tego dzieła literatury narodowej do uczniowskich elastycznych umysłów. […] Podstawowy problem: licealiści mają kłopot ze zrozumieniem słownictwa i... z czytaniem poezji".

A skoro mają kłopot, to najprościej ich od tego problemu uwolnić. Bo właściwie po co forsować młode umysły?

Cywilizacja, która obumiera

Na to ostatnie pytanie odpowiada znakomity filozof, Bogusław Wolniewicz w „Małym wykładzie o wychowaniu": „Nazwijmy »normotypem« cywilizacyjnym ogół wartości i norm obyczajowych, które dla danej cywilizacji są charakterystyczne. […] Gdy na scenę życia wchodzi nowe pokolenie, obecne tam pokolenie dorosłe stara się tym młodym swój normotyp przekazać – jako cywilizacyjny majątek, który samo przejęło od swoich poprzedników i starało się jeszcze pomnożyć. Dokonuje się tak międzypokoleniowy transfer normotypu. Transfer ten nazywamy właśnie »edukacją«, czyli wychowaniem. Dla danej cywilizacji najlepszą miarą jej żywotności jest dbałość o transfer swojego normotypu. Inaczej mówiąc: miarą jej żywotności jest to, czy pokolenie dorosłe ma w sobie wolę, by w sztafecie biegnących przez wieki pokoleń przekazać swojej młodzieży pałeczkę swojego normotypu. Gdy taka wola jest, wtedy jest także płynąca z niej wychowawcza stanowczość, która oznacza, że cywilizacja żyje i ma się dobrze. Gdy wola owa gaśnie i młodzież puszcza się samopas, jest to znak niezawodny, że cywilizacja obumiera".

Normotyp polskości bez „Pana Tadeusza" i Trylogii trudno sobie wyobrazić. Skoro zatem szkoła wycofuje te lektury dla wygody młodzieży, wygląda na to, że nasza wola gaśnie, a cywilizacja obumiera…

Kto cię stracił…

Odpowiedzi, dlaczego się tak dzieje, nie trzeba daleko szukać. Skoro na liście lektur Agatha Christie, Artur Conan Doyle i J.R.R. Tolkien zastępują Adama Mickiewicza i Henryka Sienkiewicza to jasne jest, że normotyp anglosaski zyskuje przewagę nad polskim. Prawodawcom naszej edukacji wydaje się bardziej atrakcyjny. To oczywiście rezultat „pedagogiki wstydu" – żeby użyć określenia Bronisława Wildsteina – uprawianej w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Polskość przedstawiana jako zacofana, zaściankowa, prowincjonalna i uboga, stała się tożsamością wstydliwą, taką, od której najlepiej uciec. W objęcia innej, lepszej.

Warto jednak pamiętać o kosztach. Te akurat w polskiej literaturze – która pasuje się od stuleci z problemem kulturowego wykorzenienia – zostały opisane wyczerpująco. Począwszy – cóż za paradoks! – od skreślonego z listy lektur „Pana Tadeusza", gdzie w inwokacji padają słowa: „Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił…". Jak bardzo dolegliwa to strata pokazuje Sienkiewicz – także usunięty ze szkolnych lektur – w „Latarniku". Są jednak i nowsze świadectwa. Tym bardziej wiarygodne, że pochodzące od osób, które z powodzeniem adaptowały się na obcym gruncie kulturowym.

Jak Conrad, który wdarł się do literatury angielskiej, ale w przejmującym opowiadaniu „Amy Foster" przedstawił rozpacz egzystencjalnego zagubienia w brytyjskiej rzeczywistości, gdzie prośba o szklankę wody wyrażona w chwili agonii w ojczystym języku trafia na mur niezrozumienia, gruntuje poczucie bezmiernej samotności.

Jak Sławomir Mrożek, który uciekał od Polski przez kolejne kraje i kontynenty, by w chwili, gdy po wylewie został dotknięty afazją, wrócić do wspomnień dzieciństwa i młodości, bo dopiero ich spisanie (pt. „Baltazar") pozwoliło mu odzyskać umiejętność posługiwania się językiem. Ojczystym oczywiście, znajomości obcych – biegłej niegdyś – nie zdołał odtworzyć.

Jak Eva Hoffman, polska Żydówka, która wyjechała z Krakowa w wieku 13 lat i z czasem została dziennikarką „New York Timesa". I której książka „Zagubione w przekładzie" stanowi wstrząsający zapis przeżyć osoby wykorzenionej z jednej kultury i szukającej po omacku swojego miejsca w drugiej.

Bo nasza świadomość zapisana jest w języku. W pierwotnej, najbardziej autentycznej postaci – w języku ojczystym. Tym, w którym nauczyliśmy się myśleć i postrzegać świat. Możemy od niego uciekać, ale w chwili próby – agonii, choroby, rozpaczy – i tak do niego wracamy. Tożsamości nie da się wymienić „na nowszy model".

Wyobcowani we własnym kraju


Ta prawidłowość dotyczy najbardziej zaciekłych „dekonstruktorów" polskiej tożsamości i tradycji. Takich jak Jerzy Urban, który w rozmowie z Martą Stremecką powiada: „Uznałem, że projekt europejski to jest to, bo państwo narodowe było powodem wszystkich nieszczęść w historii, a polski nacjonalizm jest ohydny, jego objawy są śmieszące. Pisałem, że nie jestem entuzjastą Polski, tylko jej niewolnikiem, bo nie znam innych języków i pracuję w polszczyźnie, której jestem więźniem. Drażniłem, ale w istocie rzeczy nie jestem nihilistą narodowym. To uformowanie się polityczne w pewien skrajny kostium, przesadnie krzykliwy wobec tego, co naprawdę myślę, bo przecież nie potrafię mieszkać poza Polską dłużej niż dwa, trzy tygodnie. Czuję się całkowicie wyobcowany w jakimkolwiek innym kraju".

Wyobcowanie – przykre uczucie.

Absolwenci szkół działających według wskazówek Urbana i jego naśladowców niebawem doświadczą go na własnej skórze.
W swoim własnym kraju.

Wanda Zwinogrodzka

Copyright © 2017. All Rights Reserved.