Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Justyna Błażejowska - Jak się próbuje ukraść KOR

Dzieje Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR” zostały gruntownie zmistyfikowane. Okazało się to możliwe dzięki konsekwentnej „polityce historycznej” środowiska „Gazety Wyborczej” , mającego do dyspozycji łamy własnego pisma, gdzie ogłaszano wypowiedzi i wspomnienia wybranych uczestników i świadków historii, a także grono przychylnych mu badaczy i publicystów. Od wielu lat forsują oni wersję wydarzeń, według której powstanie i działalność KOR-u były przede wszystkim zasługą dawnych „komandosów”, na czele z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem.

Wkład ludzi wywodzących się z niepodległościowego harcerstwa – 1. Warszawskiej Drużyny Harcerzy im. Romualda Traugutta („Czarnej Jedynki”) i kręgu starszoharcerskiego Gromada „Włóczęgów”, czyli grupy Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego, jest w najlepszym razie zasadniczo marginalizowany. W rezultacie, w powszechnym odbiorze inicjatywa ta kojarzy się już tylko niemal wyłącznie z „lewicą laicką”.

Nawet prawicowy publicysta Piotr Semka uważa, że „KOR zakładał zarówno Antoni Macierewicz, jak i Adam Michnik”. Michnik, który nie brał w tym udziału, bo – przypomnijmy – od 24.08.1976 r. do 1.05.1977 r. przebywał poza krajem! „Nie mam wątpliwości, że pomysł KOR-u wyszedł od Macierewicza i Naimskiego, oni całe swoje życie oddali temu komitetowi” – mówił Wiesław Kęcik. – „Później, kiedy KOR zaczął być identyfikowany głównie z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem, tamci mogli mieć w sercu żal, że im coś ukradziono: ich pomysł, ich aktywność”.


Siłami „Czarnej Jedynki”


Formalnie Komitet Obrony Robotników powstał 23.09.1976 r., z chwilą wysłania do marszałka sejmu Stanisława Gucwy „Apelu do społeczeństwa i władz PRL”. Założycielom KOR-u przyświecała idea rozpostarcia „parasola ochronnego”, złożonego z osób o znanych nazwiskach i cieszących się społecznym zaufaniem, nad narażoną na represje aparatu bezpieczeństwa młodzieżą, zaangażowaną w akcję pomocową dla prześladowanych uczestników Czerwca'76.

Została ona zainicjowana na początku lipca przez Macierewicza, który wciągnął w to przyjaciół i znajomych z harcerstwa. Do nawiązania bezpośredniego kontaktu z rodzinami sądzonych za strajk w Zakładach Mechanicznych „Ursus” doszło w budynku sądów na warszawskim Lesznie, gdzie od 16 do 17 i 20.07.1976 r. trwał pierwszy tzw. proces ursuski. Wśród obecnych na korytarzu, obok przedstawicieli harcerzy i „kikowców”, byli dawni „komandosi”. Na tym jednak na razie skończyła się ich aktywność.

Po jednym z dni procesowych, podczas narady w mieszkaniu Marty Miklaszewskiej i Jana Olszewskiego, Macierewicz nakreślił całościowy plan działań w oparciu o krąg „Czarnej Jedynki” i studenckie środowisko niepodległościowe. Zaproponował utworzenie tajnej struktury, składającej się z odrębnych komórek, zajmujących się zbiórką pieniężną, zdobywaniem i przetwarzaniem danych o ofiarach, docieraniem do krewnych i bliskich robotników, organizowaniem doraźnej pomocy, utrzymywaniem łączności z księżmi i adwokatami, kolportażem ulotek i przekazywaniem informacji do zachodnich mediów, w tym do Radia Wolna Europa. Wieczorem dodatkowo omówił projekt z Wojciechem Onyszkiewiczem.


„Czekał na paszport, kończąc swoją książkę”



Ofensywną postawę Macierewicza, a defensywną – Kuronia oddał, w relacji z 1981 r., obecny na wspomnianym zebraniu Jan Lityński: „Odbyliśmy tę dyskusję z Antkiem, [...] był bardzo optymistycznie i bojowo nastawiony, a Jacek znacznie mniej. […] Antek miał wtedy taką koncepcję ogromnego uderzenia, jeżdżenia z ludźmi po obozach studenckich, zbierania pieniędzy, chodziło mu o rozpoczęcie takiej ogromnej akcji. Myśmy z Jackiem uważali, że na akcję jest za wcześnie, że trzeba rozpocząć dopiero we wrześniu i że trzeba będzie bardzo powoli rozpoczynać, dlatego że to się nie będzie chciało rozkręcić […], że zaczynać będzie można dopiero wtedy, kiedy zjawią się studenci, dlatego że nawet jeśli zacznie się zbierać pieniądze podczas wakacji, to ci ludzie, którzy będą je zbierali, nie będą mieli takiej wiarygodności. […] Antek rozpoczął tę akcję chyba siłami tylko »Czarnej Jedynki«”.

W przypadku Kuronia, niezależnie od jego stosunku do rozwoju wypadków, zadecydowały „czynniki obiektywne”: wezwany na trzymiesięczne ćwiczenia wojskowe, 19 lipca musiał stawić się w jednostce w Białymstoku. Zdążył jedynie ogłosić list otwarty do przywódcy włoskich komunistów Enrico Berlinguera. Drugi z liderów środowiska komandoskiego, Michnik spędzał ten okres w Laskach, na terenie zakładu dla ociemniałych, i – jak relacjonował Jan Józef Lipski: „Czekał na paszport, kończąc swoją książkę [„Kościół, lewica, dialog”, J.B.]”. Po otrzymaniu dokumentu, na zaproszenie Jeana-Paula Sartre'a, wyjechał do Paryża.

Grupa „Czarnej Jedynki” rozwijała działalność. Od sierpnia powoli dochodzili pojedynczy młodzi działacze warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, kierował nimi Henryk Wujec. Emisariusze docierali najpierw do Ursusa i innych podwarszawskich miejscowości. We wrześniu uruchamianiem pomocy dla prześladowanych mieszkańców Radomia zajął się Mirosław Chojecki. Na tym terenie pracował równocześnie Bogdan Borusewicz z kolegami z KUL-u, skupionymi w Duszpasterstwie Akademickim o. Ludwika Wiśniewskiego. W rozprawach radomskich uczestniczyły zespoły obserwatorów, których organizatorem i zarazem członkiem był Macierewicz.


„Inicjatywa była ich dwóch...”


Na przełomie sierpnia i września Macierewicz rozpoczął intensywne zabiegi wokół powołania Komitetu Obrony Robotników – ofiar represji w związku z wydarzeniami 25 czerwca 1976. Opracował koncepcję KOR-u, wymyślił nazwę i napisał „Apel do społeczeństwa...” (w ostatecznej redakcji dokumentu brał udział Piotr Naimski, Wojciech Onyszkiewicz, Jan Józef Lipski i Jan Olszewski). Do wprowadzenia zamiaru w życie dążył razem z Piotrem Naimskim i Wojciechem Onyszkiewiczem. Kiedy okazało się, że autorytety ze świata literackiego i artystycznego nie zaaprobują przedstawionego im pomysłu, postanowili – nie zważając na konsekwencje, możliwe aresztowania i wyroki więzienia – założyć KOR sami. „Dobrze wyczuli, że wybiła godzina na takie posunięcie” – przyznawał po latach Antoni Libera. W kluczowym momencie swojego poparcia udzielił Jan Józef Lipski. W tym czasie na kilkudniowej przepustce w Warszawie (13–22 września) przebywał Jacek Kuroń, który – mimo towarzyszących mu wątpliwości – zdecydował się przyłączyć. Skutecznie przekonał do idei część osób ze starszego pokolenia, wyrażających dotąd wątpliwości co do zinstytucjonalizowania działalności.

Pierwszy skład KOR-u tworzyło czternastu przedstawicieli różnych grup i środowisk, nurtów ideowych i politycznych, z silną reprezentacją przedwojennych socjalistów. Byli to: Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, prof. Edward Lipiński, Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Anfftoni Pajdak, płk Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks. Jan Zieja, Wojciech Ziembiński. W ciągu miesiąca lista członków poszerzyła się o Halinę Mikołajską, Mirosława Chojeckiego, Emila Morgiewicza, Wacława Zawadzkiego, Bogdana Borusewicza i Józefa Śreniowskiego. Na przełomie 1976 i 1977 r. zatwierdzono kandydatury Stefana Kaczorowskiego, Anki Kowalskiej i Wojciecha Onyszkiewicza, a do przekształcenia KOR-u, co nastąpiło 29.09.1977 r. – Adama Michnika (kwiecień/maj 1977 r.), ks. Zbigniewa Kamińskiego i prof. Jana Kielanowskiego. „Jestem w 100 procentach przekonany, że inicjatywa była ich dwóch [Macierewicza i Naimskiego, J.B.] – stwierdzał Morgiewicz –  bo inaczej być nie mogło”.


„Krzyczał, że są nieobecni...”


Jedynym członkiem-założycielem Komitetu z grona „komandosów” został Jacek Kuroń. Sugestia prof. Andrzeja Friszkego, iż „wynikało to zapewne z zamiaru niedrażnienia władz szczególnie symbolicznymi od Marca'68 nazwiskami, a tym samym zmniejszenia prawdopodobieństwa policyjnego uderzenia”, wydaje się mało przekonywująca. Zapis we wspomnieniach Kuronia pozwala sądzić, że sprawa mogła wyglądać inaczej. Po zwolnieniu z ćwiczeń – 9 października – i powrocie do Warszawy, skontaktował się z Macierewiczem. Tak opisał to spotkanie: „[Macierewicz, J.B.] naskoczył z pretensjami do mnie o moich przyjaciół, ludzi z Marca'68 i tych wszystkich, z którymi działałem: Sewka Blumsztajna, Janka Lityńskiego, Tereski Boguckiej, Basi Toruńczyk. Krzyczał, że są nieobecni, że nie mają czasu. […] Oni twierdzili – co usłyszałem później – że Antek nie chciał przyjmować [podkr. J.B.] ich do współpracy, tłumaczył, że swoimi znanymi milicji osobami będą nas dekonspirować”.

Dopiero po roku i nie do KOR-u, a KSS „KOR” weszli: Konrad Bieliński, Seweryn Blumsztajn, Andrzej Celiński, Leszek Kołakowski, Jan Lityński, Zbigniew Romaszewski, Maria Wosiek i Henryk Wujec. Jako ostatni, w latach 1978–1980, przystąpili: Jerzy Ficowski, Wiesław Kęcik, Jerzy Nowacki i Ewa Milewicz. Zmiany w składzie stanowiły konsekwencję kształtowania się nowego układu sił i zdobywania przewagi przez „lewicę laicką”, co okazało się możliwe głównie dzięki dysponowaniu przez nią większymi zasobami politycznymi. Tym niemniej, harcerska grupa Macierewicza i Naimskiego, od tytułu wydawanego (poza cenzurą) miesięcznika zwana później grupą „Głosu”, wciąż zachowywała podmiotowość i zdolność narzucania swoich rozwiązań. Różnice ideowe i światopoglądowe, w metodach i celach tzw. opozycji – niepodległość czy socjalizm z ludzką twarzą – nie raz stawały się przyczyną konfliktów i głębokich kryzysów, grożących całkowitym rozpadem Komitetu.


Przez pryzmat „Gazety Wyborczej”



Jedna z najprostszych metod zamazywania historycznej prawdy polega na pomijaniu świadectw „niewygodnych” osób lub arbitralnym odbieraniu im wiarygodności. W przypadku KOR-u i KSS „KOR” rzecz idzie dużo dalej – przeinacza się fakty, podaje półprawdy, a nawet twierdzenia absolutnie niezgodne z rzeczywistością. Niekiedy trudno orzec, czy mamy do czynienia z przemyślnym zabiegiem, czy brakiem elementarnej wiedzy i dyskwalifikującą niekompetencją. Według Pawła Wrońskiego Michnik był „współtwórcą KOR”, podobnie twierdził inny publicysta „Gazety Wyborczej” – Roman Daszyński, zdaniem którego razem „z przyjaciółmi założył Komitet Obrony Robotników i zaangażował się w pomoc represjonowanym uczestnikom protestów w Ursusie i Radomiu”. Publicysta „Newsweeka” Igor T. Miecik przekonywał, że Michnik aktywnie działał w Komitecie przed swoim wyjazdem na Zachód! Jacek Kuroń, jak podawali Witold Bereś i Krzysztof Burnetko, „w czerwcu 1976 z grupką przyjaciół rozpoczyna akcję pomocy robotnikom [...]: idzie na rozprawę pierwszej grupy oskarżonych, przekazuje pieniądze pozbawionym środków do życia rodzinom sądzonych, zbiera informacje o zachowaniu milicji”. Edward Krzemień przydał autorytetu Lityńskiemu, prezentując go w „Gazecie Wyborczej” jako „założyciela KOR-u”, a Jolanta Jaworek, na łamach tego samego pisma, wskazywała na zasługi korowskie Marka Edelmana: „staje się członkiem Komitetu Obrony Robotników”. Pod mianem „współzałożycielki KOR-u” wystąpiła niedawno, na liście członków komitetu poparcia kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego, Ewa Sułkowska-Bierezin.

Przejmowaniu dziedzictwa opozycyjnego towarzyszą deklaracje szacunku dla prawdy i życzenia obiektywizmu w przedstawianiu przeszłości. Ludwika Wujec przekonywała: „Brzydzi mnie pisanie na nowo historii takiej, jaką by się chciało, żeby była. Jej ideologizacja w myśl zasady Lenina – jeśli fakty są przeciwko nam, tym gorzej dla faktów. Myślę jednak, że na dłuższą metę historii nie da się zakłamać. Jak to mówią dzieci – oliwa, choć nie żywa, ale zawsze sprawiedliwa i na wierzch wypływa”.


Michnik: „dziękuję ci, Andrzeju”


Po bardziej wysublimowane środki sięga prof. Andrzej Friszke, któremu można np. zarzucić tylko z pozoru mało istotny brak precyzji w datowaniu wydarzeń. W rozdziale książki „Czas KOR-u. Jacek Kuroń a geneza Solidarności”, poświęconym pierwszemu okresowi istnienia Komitetu, podał, że redaktorem „Komunikatu” korowskiego „był […] początkowo Macierewicz, potem Anka Kowalska [podkr. J.B.]”. Zmiana na tym stanowisku nastąpiła w maju 1977 r., a więc po dziewięciu miesiącach, wraz z wydaniem dziesiątego numeru, o czym świadczy fragment wspomnień pisarki: „Nad komunikatami pracował Antek Macierewicz, aż do zabójstwa Stanisława Pyjasa. […] Wówczas dopiero […] zabrałam się do klecenia komunikatu”. Powodem stało się aresztowanie jedenastu członków i współpracowników KOR-u, łącznie z Antonim Macierewiczem.

Niejednokrotnie odnosi się wrażenie, że prof. Friszke unika wskazywania pomysłodawców i inicjatorów różnych działań, jeśli nie byli to dawni „komandosi”. Pisał np. „środowisko opozycyjnej wobec władz PRL młodzieży i inteligencji, głównie z Warszawy, podjęło akcję pomocy...”, „pojawił się pomysł stworzenia komitetu”, „ukazał się pierwszy komunikat”, „organizowano grupy jeżdżących na procesy”. Z jednej strony uwypuklał rolę wybranych osób, z drugiej – umniejszał zasługi innych, niekiedy starając się pozbawić ich autorytetu.

Stefan Kaczorowski, przed, w czasie i po wojnie czołowy polityk Stronnictwa Pracy, to jakoby w odczuciu korowców „staruszek, o którego przeszłości nic szczególnego nie wiedziano, nieaktywny we wcześniejszych akcjach i dopiero co przyjęty do KOR-u”, podczas gdy Jacek Kuroń – „jego współzałożyciel i jeden z najaktywniejszych członków, a przy tym legendarna postać opozycji”. Zafałszowaniu rzeczywistej pozycji Macierewicza i Naimskiego w środowisku korowskim służą słowa Zofii Romaszewskiej. Według prof. Friszkego: „Miała mówić, że nie do przyjęcia jest sytuacja, w której [tu zaczyna się cytat z informacji operacyjnej Służby Bezpieczeństwa, J.B.:] »dwóch mało znaczących gnojków robi takie zamieszanie«”.
Przytoczona wypowiedź padła w chwili otwartego ataku na grupę „Głosu”, spowodowanego samodzielnym – to znaczy bez porozumienia z całym Komitetem – przygotowaniem przez nią manifestacji w dziewiątą rocznicę Grudnia'70. Dodatkowego wymiaru nabiera dopiero dziś, ze względu na obecne usytuowanie polityczne małżeństwa Zofii i Zbigniewa Romaszewskich, wtedy bliższych „komandosom”. Autor książki „Czas KOR-u...” niewątpliwie celowo wykorzystał i ten element. Warto tutaj podkreślić, że negatywnych opinii o swoim bohaterze nie przytaczał, choć – jak zaznaczył – „SB zbierała podsłuchiwane uwagi krytyczne na temat Kuronia i jego cech osobowości wygłaszane w irytacji przez ludzi najbardziej mu życzliwych”.

Na ustaleniach i wnioskach prof. Friszkego opierają się kolejne pokolenia badaczy. Dr Grzegorz Waligóra: „Jak podaje Andrzej Friszke”, „jak słusznie zauważył Andrzej Friszke”, „według Andrzeja Friszke”, „termin »opozycja w PRL« rozumiany jest tu zgodnie z definicją przedstawioną przez Andrzeja Friszke”... Nie ma w tym nic nagannego, ale jedynie pod warunkiem zdawania sobie sprawy, że na sposób opisywania przeszłości mogą wpływać poglądy i stosunki społeczne, m.in. towarzyskie, sympatie i antypatie osobiste i polityczne.

„Książki Friszkego ukształtowały nasze rozumienie opozycji w PRL – ocenił dr Paweł Sowiński w recenzji pracy „Czas KOR-u...”. – Cechuje je własny styl, suwerenność myślenia, wręcz rentgenowski wzrok wobec dokumentów”. Rezultaty badań historyka aprobuje także Michnik, który monografię „Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi” uważa za „znakomitą”. Nie wyobrażał sobie „piękniejszej wiązanki kwiatów na grób Jacka Kuronia […]. Dziękuję Andrzejowi za nią”. Na uroczystości wręczenia prof. Friszkemu Nagrody Historycznej im. Kazimierza Moczarskiego, przyznanej przez Fundację Agory i Narodowe Centrum Kultury, mówił: „Mam kłopot z gratulacjami, bo to książka o moich najbliższych przyjaciołach, o moim życiu. Powtórzę, co już kiedyś powiedziałem: dziękuję ci, Andrzeju”. W jednym z wywiadów autor określił stosunek bohaterów swojej publikacji do własnej osoby: „Wiedzą, że mam wobec nich empatię”.


Spektakle nienawiści



Próby odmiennego spojrzenia na dzieje nie tylko KOR-u i KSS „KOR”, ale i innych inicjatyw i zjawisk opozycyjnych, spotykają się zazwyczaj z szybką, a ponadto – niekiedy – emocjonalną reakcją. Dr Jan Skórzyński charakteryzował działalność naukową niżej podpisanej: „rozstawia po kątach uznanych historyków opozycji”. I dalej: „Trzeba jej więc przypomnieć, że mało kto zrobił równie dużo dla wolności i niepodległości Polski co Adam Michnik”, jak gdyby skala zasług Michnika nie mogła już być przedmiotem jakiejkolwiek dyskusji. Elementy zakłócające jednolity odbiór Komitetu są precyzyjnie neutralizowane. Wypowiedź Piotra Naimskiego o relacjach między Janem Olszewskim a Janem Józefem Lipskim potraktował prof. Friszke po prostu jako „absurdalną”. Dochodzenie do prawdy zgodne z metodami pracy historyka zostały w tym wypadku zastąpione „autorytetem” profesora i jego oceną wydarzeń.

Także beneficjenci obowiązującego przekazu starają się nie dopuścić do reinterpretacji wydarzeń. Konferencję z okazji 30. rocznicy założenia Wolnych Związków Zawodowych, zorganizowaną w sejmie z udziałem Anny Walentynowicz, nazwał Seweryn Blumsztajn „spektaklem nienawiści”. Po ujawnieniu dokumentów świadczących o prowadzeniu w latach 80. przez Jacka Kuronia „politycznych negocjacji” z funkcjonariuszem Departamentu III MSW płk. Janem Lesiakiem, Andrzej Celiński zwrócił się do „panów z IPN”: „czy wyście się z chu...m na łby pozamieniali?!”

Dr hab. Łukasz Kamiński i dr Grzegorz Waligóra, redaktorzy tomu „Kryptonim »Gracze«. Służba Bezpieczeństwa wobec Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej »KOR« 1976–1981”, pominęli zarówno w źródłowej części zbioru, jak i we wstępie swojego autorstwa, etap akcji pomocy dla robotników ZM „Ursus”, w ten sposób redukując do zera wkład harcerzy jako środowiska. Prof. Friszke nie dostrzegł Piotra Naimskiego wśród „najaktywniejszych członków” KOR-u i KSS „KOR”. Jego biogramu zabrakło w wydanym przez Ośrodek Karta „Słowniku dysydentów” (t. 1, Warszawa 2007). Tak jak w „Encyklopedii popularnej PWN” (wyd. 23, Warszawa 1993), gdzie trafiły nazwiska dwóch innych „czł[onków] KOR” – Lityńskiego i Wujca, którzy z formalnego punktu widzenia nigdy nimi nie byli.

Dawni „komandosi” zdołali narzucić własną narrację i interpretację dziejów tzw. opozycji, dzięki czemu zdominowali zbiorową pamięć i wyeksponowali własny etos, a mimo to próbują kreować się na ofiary polityki historycznej tak prawicy, jak i lewicy. „»Spisane będą czyny« – przypominał Blumsztajn. – Wierzę, że historycy, może już nie z IPN, policzą kiedyś zasługi. Oddadzą wszystkim sprawiedliwość. I nie ci, którzy krzyczą: ja, ja, ja, będą pierwszymi”. Przeświadczenie o krzywdzie wyrządzonej przez historiografię Kuroniowi miał prof. Stanisław Hartmann. Ubolewał on nad stanem świadomości Polaków, bo – jak dowodził – nic nie znaczy dla nich nazwisko Jacka, za to znają postać ks. Jerzego Popiełuszki. Występowanie w roli przegranych służy wyrabianiu przekonania, że opozycyjna działalność „lewicy laickiej” jest umniejszana i wciąż pozostaje niedostatecznie doceniona.

„Antek nie dawał mi żadnych zadań”

„Macierewicza nie było wtedy w pierwszym szeregu walki, powiedzmy ogólnie, z komuną – dowodził Mirosław Cielemęcki w 1992 r., na łamach „Przeglądu Tygodniowego”. – W przodzie był Michnik, Kuroń, Blumsztajn, inni. Macierewicz, Naimski to był drugi rząd, ławka rezerwowych”. Mikołaj Lizut z „Gazety Wyborczej” sprowadził zasługi pomysłodawcy i inicjatora, członka-założyciela KOR-u do tego, że „pierwszy zaczął mówić o potrzebie powołania komitetu [...]. Podobno nawet sam wymyślił nazwę [podkr. J.B.]”. Publicyści musieli wykazać się nieznajomością bądź lekceważeniem relacji Kuronia, w następujący sposób wspominającego ówczesne wydarzenia: „Chyba dzień wcześniej [jak wynika z kontekstu w połowie października 1976 r., J.B.] spotkałem się z Antkiem. Był w nim triumf. On był duszą roboty, która właśnie ruszyła. […] Czułem się jakby niepotrzebny, Antek nie dawał mi żadnych zadań, nie wprowadzał w kierowanie. A może to było tylko moje uprzedzenie do niego? […] Któregoś dnia wpadłem rano do Antka, bo dowiedziałem się, że ma u niego być Mirek Chojecki, z którym chciałem się spotkać. […] Choć czytałem to, co pisali na kartkach [to z obawy przed podsłuchem, J.B.], nic nie rozumiałem. A potem rozeszliśmy się i ja poczułem się kompletnie niepotrzebny”.

Cytat pochodzi z książki „Gwiezdny czas. »Wiary i winy« dalszy ciąg”, wydanej przez londyński „Aneks” w 1991 r. Otwarty konflikt między tymi dwoma politykami i ich środowiskami trwał od ponad dziesięciu lat, eksponowanie zasług przeciwnika niewątpliwie nie leżało wtedy w interesie autora. Należy zatem przyjąć, że sumiennie oddał rzeczywistość, albo... rola jego antagonisty była jeszcze większa.

Z odwołania się do przytoczonego wyżej fragmentu wspomnień zrezygnował prof. Friszke, zazwyczaj traktujący wypowiedzi swojego bohatera ze szczególną atencją. Trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie takiej selekcji źródeł historycznych. Zamiast opisać wzajemne relacje i faktyczny wkład obu działaczy w tym okresie, skupił się na analizie stanu ducha Macierewicza: „póki Kuronia nie było w Warszawie, to on miał poczucie [podkr. J.B.], że wszystkim kieruje”...


Tekst publikujemy za zgodą Autorki. Pierwsza publikacja w Gazecie Polskiej  nr 27 z 3 lipca 2013 r.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.