Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

W oparach prowokacji

Ajajajajajajaj! Cała Polska nieutulona w żalu po 11 listopada, a właściwie nie po 11 listopada, bo 11 listopada wstydzić się niepodobna - ale po Marszu Niepodległości. Ale co tam „cała Polska”, kiedy już nie cała Polska, ale wstydzi się cały świat, zwłaszcza - cały świat postępowy i to nie tyle się wstydzi, co jest „zaniepokojony” rozwojem wydarzeń w Polsce. Bo w Polsce głowę, a właściwie nie tylko głowę, chociaż głowę oczywiście też, ale przede wszystkim rękę, a właściwie nie tyle rękę, co dłoń, a ściślej - nie tyle całą dłoń, chociaż dłoń siłą rzeczy także - ale w Polsce faszyzm podnosi palec i to nie byle jaki, ale środkowy palec dłoni i nie tylko go podnosi, ale w dodatku - pokazuje go przedstawicielowi demokratycznie wybranej władzy, czyli policjantowi. A przecież wiadomo, że policjantom nie wolno pokazywać ani środkowego palca, ani nawet dłoni, to znaczy - dłoni pojedynczej. Policjantom należy pokazywać obydwie dłonie wzniesione do góry i to nie w akcie jakiejś samowolki, tylko na wezwanie w postaci rozkazu „ręce do góry!” Dlatego niezawisły sąd, zbulwersowany tak wyzywającym zachowaniem feruje piękne wyroki w postaci trzech miesięcy bezwzględnego więzienia. Niezawisły sąd naturalnie odpowiada w ten sposób na społeczne zamówienie, wyrażone przez niezależne media, realizujące leninowskie normy w zakresie organizatorskiej funkcji prasy. Organizatorska funkcja prasy polega, jak wiadomo, na tym, że prasa kreuje tak zwane „fakty prasowe”, z których następnie władze wyciągają wnioski zarówno w postaci pięknych wyroków wydawanych przez niezawisłe sądy, jak i posunięć nie tylko w ramach jesiennej konfrontacji rządu z obywatelami, ale również w ramach konfrontacji całorocznej, a nawet - konfrontacji wieloletniej.

Bo przez analogię do teologicznej koncepcji szczęśliwej winy, efekt w postaci zaniepokojenia całego świata Marszem Niepodległości w Polsce trzeba uznać za błogosławiony, a w każdym razie - za oczekiwany. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że już po ubiegłorocznym Marszu Niepodległości środowiska rządzące naszym nieszczęśliwym krajem ogłosiły świętą wojnę z „faszyzmem”. A na wojnie - jak to na wojnie - stosuje się różne wojenne fortele i krotochwile, a przede wszystkim - szuka się sojuszników. A czyż może być sytuacja korzystniejsza od takiej, kiedy sojusznikiem środowisk rządzących Polską w świętej wojnie z „faszyzmem” personifikowanym przez część mniej wartościowej polskiej młodzieży, jest cały zaniepokojony świat? Bardziej korzystnej sytuacji być już nie może, bo jeśli cały świat z nami - któż przeciwko nam? A ponieważ ogłoszona przed rokiem wojna nie jest zwyczajną wojną, tylko świętą wojną z faszyzmem, to nie trzeba chyba tłumaczyć, że w takiej wojnie dozwolone są, a właściwie nie tyle „dozwolone”, bo niby któż mógłby tutaj cokolwiek dozwalać, albo i nie dozwalać - co wskazane są wszystkie możliwe fortele oraz żołnierskie i policyjne krotochwile, z prowokacją na czele.

No dobrze - ale po cóż właściwie faszystów prowokować , to znaczy - w jakim celu? Po pierwsze po to, by całemu światu ukazać ohydne oblicze faszyzmu, a po drugie - by wytworzyć atmosferę sprzyjającą nie tylko potępieniu faszyzmu, ale i przeciwstawieniu mu skutecznego remedium. I właśnie oczekiwana, a nawet poniekąd wywołana przez niezależne media głównego nurtu reakcja świata, zwłaszcza tego postępowego, na wydarzenia 11 listopada w Warszawie, naprowadza nas na cel prowokacji. Pamiętamy bowiem, że już wcześniej w Sejmie znalazła się ustawa legalizująca tak zwaną „bratnią pomoc”, to znaczy - uczestnictwo formacji zbrojnych z obcych krajów w tłumieniu rozruchów na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Ponieważ przeciwko tej ustawie w Internecie podniosły się hałasy, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wycofało ją, zapewne w oczekiwaniu na odpowiedni moment, kiedy będzie można ponownie skierować ją do Sejmu, w odpowiedzi na społeczne zapotrzebowanie. Nie da się ukryć, że pełna zaniepokojenia reakcja całego postępowego świata wprost ewokuje potrzebę większego otwarcia się Polski na cały postępowy świat, a w szczególności - na formacje zbrojne, które w świętej wojnie z tubylczym faszyzmem mogłyby przyjść w sukurs środowiskom rządzącym naszym nieszczęśliwym krajem.

A już starożytni Rzymianie twierdzili, ze is fecit cui prodest, co się wykłada, że ten zrobił, kto skorzystał. A czyż organizatorzy, albo uczestnicy Marszu Niepodległości w jakikolwiek sposób skorzystali, albo chociaż mogliby skorzystać na uczestnictwie formacji zbrojnych z innych krajów, na przykład - z Niemiec, Rosji, albo nawet z bezcennego Izraela - w tłumieniu zamieszek w Polsce? Na pewno nie - a zatem wszystkie poszlaki wskazują na to, iż zarówno przebieg wydarzeń 11 listopada w Warszawie, a zwłaszcza - atmosfera powszechnego potępienia, jaką natychmiast wytworzyły niezależne media głównego nurtu, zostały zaplanowane i przeprowadzone przez naszych okupantów, którzy w tym celu posłużyli się policją i panem ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem. Nie wszyscy to rozumieją, bo wiadomo, że głupich nie sieją, w związku z czym podnoszę się, na szczęście odosobnione, głosy krytyki pod adresem zarówno pana ministra, jak i policji, ale wiadomo, że psie głosy nie idą w niebiosy. Jeszcze tego brakowało, żeby poważnie traktować durniów, co to myślą, że z tym demokratycznym państwem prawnym to u nas wszystko naprawdę. Krótko mówiąc - policja zachowała się tak, jak to było zaplanowane - a czy przez samego pana ministra Sienkiewicza, czy też przez starszych i mądrzejszych, którzy panu ministru Sienkiewiczu Bartłomieju ten plan podsunęli do wykonania - to już sprawa drugorzędna. I to właśnie nastraja optymistycznie, bo już-już wydawało się, że nasze demokratyczne państwo prawne nie potrafi zorganizować nawet udanej prowokacji - ale widzimy, że mimo występujących tu i ówdzie niedociągnięć, to jeszcze potrafi, podobnie jak nasza niezwyciężona armia potrafi jeszcze wykonać podstawowe zadanie bojowe w postaci służby wartowniczej.

Ale nie wszystko tak dobrze się udało, jak prowokacja w dniu 11 listopada. Oto w ramach przygotowań do szczytu tak zwanego Partnerstwa Wschodniego w Wilnie 28-29 listopada, dyplomacja naszego nieszczęśliwego kraju w osobie ministra Radosława Sikorskiego próbowała odnieść sukces w postaci wciągnięcia do tego przedsięwzięcia Ukrainy, która w ten sposób uczyniłaby pierwszy krok na drodze do stowarzyszenia z Unia Europejską, a w perspektywie - może nawet Anschlussu. Wydawało się nawet, że błogosławieństwa tym projektom udzieliła Nasza Złota Pani Aniela, która wcześniej pozwoliła panu ministru Sikorskiemu na to całe Partnerstwo Wschodnie - żeby i on się trochę ponadymał w charakterze polityka światowego, a przynajmniej - europejskiego formatu.

W tym celu do Kijowa pofatygował się były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski, który w sam raz nadaje się do takich, nie powiem, że rajfurskich, ale w każdym razie jakoś tam z nimi graniczących funkcji - bo chodziło o przekonanie prezydenta Janukowycza, by z tamtejszej turmy wypuścił piękną Julię Tymoszenko. Ale trafiła kosa na kamień, bo Wiktor Janukowycz nie miał najmniejszego zamiaru wypuszczać z turmy pięknej Julii, więc chętnie przychylał ucha podszeptom zimnego czekisty Putina, że żądanie wypuszczenia pięknej Julii, jako warunek sine qua non stowarzyszenia z Unią Europejską jest upokarzające dla ukraińskiej godności narodowej. I chociaż na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Nasza Złota Pani Aniela ma do Ukrainy tylko jeden interes - żeby mianowicie wypuściła jej piękną Julię - to nie można wykluczyć, że to był tylko pozór - rodzaj prowokacji obliczonej na zniechęcenie Ukrainy do stowarzyszania się w UE za cenę takiego upokorzenia.

Najwyraźniej Nasza Złota Pani ani myśli od odstępowania od linii politycznej kanclerza Bismarcka, by rządzić Europą w porozumieniu z Rosją, której w tym celu należy pozostawić wolna rękę w jej części starego kontynentu, w zamian za co Rosja pozostawia Niemcom wolną rękę w ich części starego kontynentu. Mówiąc inaczej - fundamentem strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego jest podział Europy wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow z niewielkimi korektami i respektowanie zasady: my nie wtrącamy się do was, wy nie wtrącacie się do nas. W takiej sytuacji jest prawie pewne, że żądanie wypuszczenia pięknej Julii z ukraińskiej turmy, jako warunku sine qua non umowy stowarzyszeniowej z UE miało od samego początku charakter zaporowy i tylko biedny minister Radosław Sikorski myślał, że to wszystko naprawdę, nadymał się i puszył. W tej sytuacji jest już prawie pewne, że wileński szczyt Partnerstwa Wschodniego spełznie na biciu piany, a nawet gorzej - bo Litwa, czując za sobą niemieckie poparcie, już przyzwyczaiła naszą, pożal się Boże, dyplomację do lekceważenia wszystkich polskich suplik.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

za:http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2954


***

Robert Winnicki na swoim oficjalnym profilu na Facebooku na temat "świętego oburzenia" po spaleniu "tęczowej" instalacji na Pl. Zbawiciela:

Drwina, kpina, niszczenie sacrum, okrzyki "nie ma świętości", profanacja krzyża, wsadzanie polskiej flagi w psie odchody, obsceniczne wariacje na temat obrazów Matki Bożej.

To oni - lewica. Ludzie "światli", "krytyczni" wobec historii, krytyczni wobec swojej tożsamości narodowej, religijnej, płciowej. "Odważni", odrzucający "krępujące ich" normy obyczajowe, konwencje kulturowe. "Otwarci"
na wszystkich i na wszystko, pławiący się w tolerancji. Zachwyceni profanacją dotykającą symboli "opresji", symboli, które związane są z normami społecznymi, z wiarą, z narodem, z historią.

Tak bardzo zaśmiewający się na złość katolików, patriotów, gdy ktoś uderza i pluje na ich symbole. Tak bardzo zdystansowani. Tak bardzo wyluzowani.

Serio? Spójrzcie co wyprawia się od tygodnia, po spaleniu żałosnej tęczy na pl. Zbawiciela. Histeria. Śmieszne celebrytki i stadko naśladujących lemingów dekorujące kwiatami spaloną instalację niczym pomnik bohaterstwa.
Najpotężniejsza gazeta w kraju organizująca "spontaniczne", w zamyśle masowe,  w praktyce kilkudziesięcioosobowe, całowanie się pod tęczą jako wyraz protestu. Łzy wzruszenia, wzniosłe akty potępienia. Oburzenie, lament, widmo "faszyzmu" wylewające się z publicystycznych łam. Trwożliwe pytania o przyszłość.

W obronie czego? W imię czego? Parad świecących gołymi tyłkami? W imię swobody profanowania tego co ważne? W imię uświęcenia tego co podłe, głupie, bezwartościowe? Naprawdę te wszystkie alarmujące teksty, domorosłe analizy, nerwowe wypowiedzi, ostrzeżenia, bojkot medialny, łączenie się w bólu i publiczny smutek - to wszystko z powodu puszczenia z dymem dewiacyjnego symbolu, który ktoś ustawił na placu noszącym imię naszego Zbawiciela?

Im dalej od wartości religijnych i narodowych, tym zabobon, ciemnota i histeria przybierają większe rozmiary. Świat nowej lewicy nie jest fundamentalnie inny od naszego, bo żyjemy przecież w jednym czasie i przestrzeni. On jest parodią naszego świata, żałosną karykaturą państwa, narodu, rodziny, społeczeństwa, kultury, wiary. Oni w swoje dogmaty wierzą nie mniej gorliwie niż my, nawet jeśli ich cała "teologia" opiera się na prostackim "róbta co chceta". Ich antropologia, postrzeganie człowieka jest równie jasne co groteskowe, bo redukujące widzenie osoby ludzkiej do obszaru pomiędzy pępkiem a kolanami.

Tak jak w powieściach Tolkiena orkowie powstali z okaleczonych, potwornie zdeprawowanych elfów, tak lewicowa kontrkultura, antycywilizacja i nihilizm to zmutowana, wykrzywiona wersja świata ceniącego sobie wspólnotę (u nich - komuna), wolność (u nich - dowolność) i ład (u nich - anarchia). Tak jak orkowie, nowa lewica swoich totemów, swojego zmutowanego świata antywartości broni niezwykle zaciekle. Histeryzuje, gdy naruszyć jej obszary tabu.
Lamentuje, gdy widzi organizację sił narodowych. I jest w tym wszystkim podwójnie śmieszna, bo ideologia, która ma na sztandarach pogardę dla wartości, homotęczę za symbol oraz Biedronia i Grodzką jako proroków, jest nie tylko straszna, ale przede wszystkim właśnie - śmieszna. A przy tym - zapiekła, zacietrzewiona, ponura, dysząca nienawiścią do wszystkiego, co niezdeprawowane.

Jak zresztą mogłoby być inaczej - czy widzieliście kiedyś zdystansowanego do siebie, uśmiechniętego wyluzowanego orka?


facebook.com/robertwinnickipubliczny

otrzymane: Biuro Prasowe Ruchu Wolności [Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.]

Copyright © 2017. All Rights Reserved.