Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Gender łamie prawo

Próba forsowania genderowych programów w szkołach jest niezgodna z ustawą oświatową oraz misją zawodu nauczyciela. Programy edukacyjne oparte na ideologii gender są niezgodne z ustawą o systemie oświaty – twierdzą prawnicy. Takiego zdania jest m.in. Andrzej Mariusz Łach, radca prawny i wykładowca z Gdańskiej Szkoły Wyższej, Wydziału Zamiejscowego w Słupsku.

Łach napisał ekspertyzę po tym, jak okazało się, że program edukacyjny „Równościowe przedszkole”, forsowany w polskich placówkach, wywołał sprzeciw rodziców.

Problem poruszyli też w specjalnym liście pasterskim polscy biskupi. Program wprowadza Fundacja Edukacji Przedszkolnej za pieniądze pozyskane z Unii Europejskiej. Rodzice dzieci z przedszkola w Rybniku-Chwałowicach zrezygnowali z udziału przedszkolaków w projekcie „Szczęśliwa 15”. Program zakładał uruchomienie 15 dodatkowych oddziałów w przedszkolach w Rybniku.

6 listopada ub.r. rodzice otrzymali pismo z informacją, że rezygnacja z grupy projektowej jest równoznaczna ze skreśleniem dziecka z listy wychowanków. W zamian zaproponowano im miejsce w przedszkolu na przeciwległym krańcu miasta. Takie działania rodzice odebrali jako formę dyskryminacji światopoglądowej.

Jaki system

W ocenie Andrzeja M. Łacha, wdrażanie ideologii gender w procesie kształcenia i wychowania dzieci i młodzieży jest niezgodne z przepisami ustawy o systemie oświaty z 1991 roku. Preambuła do ustawy określa, że „nauczanie i wychowanie – respektując chrześcijański system wartości – za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki”.

„Bezspornie wolą i intencją ustawodawcy jest, aby w procesie nauczania i wychowania uznawać za wzorzec ’chrześcijański system wartości’. Dlatego proces kształcenia i wychowania powinien być oparty tylko i wyłącznie na nim” – pisze prawnik.

Dodaje też, że w trzecim zdaniu preambuły zawarta jest fraza: „kształcenie i wychowanie służy rozwijaniu u młodzieży poczucia odpowiedzialności, miłości ojczyzny oraz poszanowaniu dla polskiego dziedzictwa kulturowego, przy jednoczesnym otwarciu się na wartości kultur Europy i świata”. „Otwarcie na wartości kultur Europy i świata wykluczałoby ex definitione akceptowanie i otwartość na idee wartości kontrkultury, co jest wyróżnikiem tzw. ideologii gender (kontrkultura i nihilizm). Eksplikując, podmioty systemu oświaty, które realizowałyby w programach ideologię gender w kształceniu i wychowaniu dzieci i młodzieży, naruszyłyby podstawowe zasady tego procesu zawarte w preambule do ustawy o systemie oświaty” – twierdzi Łach.

Prawnik przypomina, że wszelkie programy nauczania realizowane przez podmioty systemu oświaty muszą uwzględniać rangę preambuły w nauczaniu i wychowaniu. W przeciwnym wypadku mielibyśmy do czynienia z entropią prawa, zjawiskiem niespójności i niezgodności z treścią, istotą i celem ustawy o systemie oświaty. Co więcej, wszelkie akty normatywne niższej rangi, a dotyczące systemu oświaty, jak również programy nauczania muszą być zgodne z preambułą ustawy.

Zdaniem Łacha, dokonywanie ich interpretacji winno uwzględniać idee i cele zawarte we wstępie do tejże ustawy. Do tego dochodzą konkretne zapisy tej samej ustawy, które mówią m.in. o kształceniu i wychowaniu, odpowiednim do wieku i osiągniętego rozwoju, wspomaganiu przez szkołę wychowawczej roli rodziny, dostosowaniu treści, metod i organizacji nauczania do możliwości psychofizycznych dzieci i młodzieży.

„Przepisy ogólne, jak i szczególne ustawy o systemie oświaty muszą uwzględniać wykładnię preambuły. Gender to kontrkultura, ideologia antynaturalna, antychrześcijańska, zagrażająca jednostce, rodzinie, społeczeństwu i narodowi, a nawet cywilizacji. Konsekwencją powyższego – w płaszczyźnie pojęcia „respektowanie chrześcijańskiego systemu wartości” – jest stwierdzenie, iż w polskim systemie oświaty nie ma miejsca na taką dowolność, w której wprowadzono by idee, wartości niezgodne z kulturą i wartościami chrześcijańskimi” – wyjaśnia prawnik w analizie.

Łach ma nadzieję, że zarówno osoby zarządzające podmiotami systemu oświaty, jak i organy prowadzące szkoły i placówki, zarówno publiczne, jak i niepubliczne, w sposób dokładny przeanalizują programy nauczania i wychowania przy uwzględnieniu ich zgodności z „chrześcijańskim systemem wartości”.

„Solidarność” protestuje

Wczoraj głos w tej sprawie zabrali członkowie Rady Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”. Związkowcy apelują do rad pedagogicznych, by działając zgodnie z kompetencjami wynikającymi z ustawy o systemie oświaty, nie wyrażały zgody na wprowadzanie w szkołach i placówkach oświatowych zajęć promujących ideologię gender.

„Niedopuszczalne jest wykorzystywanie systemu oświaty w Polsce do szerzenia szkodliwych treści, zacierających różnice między kobietą i mężczyzną, wprowadzanych nawet na poziomie przedszkola” – napisali w specjalnym oświadczeniu. Przytaczając wyniki badań przeprowadzonych m.in. na Uniwersytecie Harvarda, akcentują, że brak pewności tożsamości płciowej u dzieci poniżej 11. roku życia zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia nieprawidłowości w ich rozwoju seksualnym, psychicznym i fizycznym i może doprowadzić do nieusuwalnych obciążeń psychiki traumatycznymi zaburzeniami – piszą związkowcy.

Nauczyciele przypominają również, że w misję zawodu nauczyciela wpisany jest obowiązek zapewnienia uczniom i wychowankom bezpieczeństwa nie tylko w sferze fizycznej, ale także psychicznej i emocjonalnej. „Rodzice, powierzając nauczycielom swoje dzieci, mają prawo oczekiwać, że treści przekazywane w szkole nie będą naruszały ich praw zagwarantowanych w Konstytucji RP” – czytamy w stanowisku „Solidarności”.

Maciej Walaszczyk

za:www.naszdziennik.pl/polska-kraj/65287,gender-lamie-prawo.html

***

Gender nie istnieje

Gender, inaczej niż na Zachodzie, nie jest w Polsce poważnym problemem. Więcej – awantura o gender służy tym, którzy są odpowiedzialni za fatalny stan naszego państwa. Nie pozwólmy, by fobie zasłoniły nam realną rzeczywistość Polski, w której problemem są bieda, korupcja i zdegenerowana władza, a nie (jak na razie) lobby homoseksualne i feministki.

Gender stało się ostatnio ważnym elementem polskiej debaty publicznej. Z jednej strony listy episkopatu Polski, z drugiej „dowcipne” feministki, dla kawału chcące sobie robić aborcję w Wigilię. Problem w tym, że w Polsce gender właściwie nie istnieje.

Europejski standard

To, że w Polsce gender jeszcze nie istnieje, nie znaczy, że zjawisko to nie występuje w Europie Zachodniej. Faktycznie, na Zachodzie wciąż powstają kolejne instytuty, kampanie czy uniwersytety, których zadanie można sprowadzić do walki z religią w sferze publicznej i prywatnej, z tradycyjnym modelem rodziny. Mają też one służyć szerzeniu tego, co w Polsce nazywa się „gender”, czyli lewicowej ideologii, w której właściwie każdy atrybut człowieka (nawet płeć) ma być efektem jego wyboru i być do ewentualnej zmiany. Przeznaczane są na to niewyobrażalne pieniądze, stoi za tym potężne lobby polityczne. Cel jest oczywiście prosty. Zdobyć jak największą kontrolę nad obywatelem, poprzez wciskanie państwa i biurokracji w każdy element jego życia, pozbawiając go pierwotniejszych względem nowoczesnych instytucji państwowych form istnienia we wspólnocie, takich jak rodzina czy wspólnota religijna. Warto też zwrócić uwagę na ekonomiczne podłoże rozszerzania się tej ideologii. Dzięki niemu biurokracja państwa może wciąż się rozrastać, tworząc coraz durniejsze instytucje czy kampanie. Wielkie korporacje zaś, lansując areligijny, hedonistyczny, konsumpcyjny model życia – osiągają coraz większe zyski. Zresztą w człowieku, którego tożsamość ma podlegać ciągłej zmianie, o wiele łatwiej generować kolejne pożądania, napędzające sprzedaż. Opisana jednak wyżej sytuacja Zachodu nie jest casusem polskim (choć należy pamiętać, że prawo stanowione w Unii może z czasem okazać się dla Polski obowiązujące).

Pudrowanie postkomuny

Oczywiście od czasu do czasu pojawiają się różnego typu projekty, które mają związek z obecną na Zachodzie lewacką indoktrynacją dzieci. Mają one często wsparcie ze strony władzy. W tym aspekcie są one oczywiście groźne. Nie tak dawno mieliśmy do czynienia np. z zupełnie kuriozalną inicjatywą tzw. równościowych przedszkoli. Ale nadal nie można mówić o sytuacji analogicznej z krajami Zachodu. Tam tzw. gender stał się trwałym elementem biurokracji, państwa, polityki. U nas gender może przyjąć taką formę, ale dziś jest jeszcze marginalnym elementem polskiej polityki. Służy też zupełnie czemu innemu. Jest maską, która ma ukrywać realną twarz polskich salonów, oligarchicznej władzy oraz naszych elit politycznych i biznesowych. Batalie o zdjęcie krzyża w Sejmie czy o wibratory w przedszkolach tworzą zasłony dymne, które pomagają utwierdzić interesy szeroko pojętych postkomunistycznych sitw i ukryć ich prawdziwą postać. Dlatego powinniśmy bardzo uważać, żeby debaty o stanie polskiego państwa, o tym, kto ma w nim dominującą rolę, nie zastąpić rozważaniami o gender. To naprawdę nie feministki i nie Biedroń są w Polsce problemem. Problemem są ci, którzy za nimi się ukrywają. Cieszą się oni z każdej hucpy, która oderwie namysł obywateli nad stanem państwa, sprowadzając go do analizy różowych wibratorów.

By zrozumieć rolę gender w Polsce, warto cofnąć się do powstania partii Palikota. Polityk ten wylansował się na Biedroniu, Grodzkiej, gender, pluciu na krzyż i ordynarnych happeningach z wibratorami. Popierany był przez najważniejsze postacie polskiej lewicy i feminizmu – przez „Krytykę Polityczną”, m.in. Agatę Bielik-Robson i Cezarego Michalskiego, przez Magdalenę Środę i wielu innych. Ale czy realnie chodziło o jakiekolwiek kwestie obyczajowe i genderowe? Oczywiście, że nie. Wystarczyło się przejść na imprezę środowiska tego posła. Kogo tam się spotykało? Ludzi pokroju Urbana i reszty dawnych elit postkomunistycznych. Podejrzanych biznesmenów. Ludzi związanych z agenturą. A także ważnych polityków PO. Awantura o gender miała tylko ukryć fakt, że Palikot reprezentuje interesy właśnie tej grupy oraz zapewnić tej grupie na tyle atrakcyjne przebranie, by można było nabrać część co głupszych Polaków, że oto w Polsce pojawiła się „postępowa” i „europejska” partia. A także umożliwić spotkanie się postkomuny z Platformą.

Taktyka PO

Palikot oczywiście został stworzony przez Tuska i jego świtę. I dziś to Platforma bezbłędnie kontynuuje jego taktykę. Wystarczy sobie przypomnieć prowokowane przez obecny układ rządzący awantury obyczajowe – o związki partnerskie, o zapłodnienie in vitro, o stopień państwowej ingerencji w rodzinę, czy wreszcie o ataki na Kościół. Zawsze spełniały one funkcję tematów zastępczych. Z jednej strony ogniskowały uwagę przeciwników PO, z drugiej strony były środkiem, za pomocą którego Platforma potrafiła na chwilę odzyskać u swojego coraz bardziej zniechęconego elektoratu wizerunek postępowej partii, która jest w stanie przeciwstawić się pisowskiemu ciemnogrodowi. Tyle że nie jest to żadna spójna, skuteczna i długofalowa polityka, w którą realnie zaangażowana jest ta partia. Obóz władzy sięga po gender głównie wtedy, gdy chce coś ukryć bądź wyładować negatywne emocje swojego elektoratu. Prawdziwa polityka obozu władzy rozgrywa się za kurtyną gender. Tam gdzie spotykają się interesy członków PO z postkomuną, tam gdzie partia ta układa się z odpowiednio silnym lobby, żeby w zamian za jego poparcie, pozwalać mu bezkarnie pasożytować na państwie.

Jak za starych czasów…

W pewnym aspekcie widać jednak wyraźne podobieństwa między lewicową obyczajową ofensywą na Zachodzie a polskim obozem władzy. Chodzi im o to samo. O władzę. A środki, dzięki którym można osiągnąć ten cel, nie zmieniają się od tysięcy lat. Jak pisał Platon w swoim dialogu „Państwo”, człowiekiem, który nie wie, czego chce, który nie wie, kim jest – najłatwiej jest rządzić. Jak ironicznie konstatował starożytny filozof: „Taki człowiek sobie żyje z dnia na dzień, folgując w ten sposób każdemu pożądaniu, jakie się nadarzy. Raz się upija i upaja się muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i odchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią”. W dzisiejszej wersji dodatkowo jeszcze zmienia preferencje seksualne, a kto wie, może i płeć kulturową? Na Zachodzie wehikułem do zniewolenia człowieka stała się faktycznie lewicowa polityka obyczajowa. Ale nie w Polsce. W Polsce gender przysłania problem, ale nim nie jest. Gender w Polsce właściwie nie istnieje. Istnieje za to niemiecka i ruska agentura, skrajnie skorumpowana i klientelistyczna władza, pozwalająca odpowiednio silnym grupom dowolnie okradać ten kraj. Istnieje bieda, wyzysk słabszego i wykorzystywanie człowieka. Fatalne prawo podatkowe i dyspozycyjni politycy, pozwalający wielkim korporacjom okradać nasz kraj. I to są mechanizmy polskiej władzy, zmierzające do upodlenia obywatela i kontroli nad nim. Nie feminizm, homofilia czy homopropaganda. Dlatego nie pozwólmy, by awantura o gender i, w pewnej mierze uzasadnione, prawicowe fobie przysłoniły nam prawdziwą rzeczywistość Polski.

Dawid Wildstein

za:niezalezna.pl/50579-gender-nie-istnieje

***

Gender groźniejsze niż Tusk

Spór o gender i walka z cywilizacją śmierci to podstawowe zadania współczesnego chrześcijanina oraz konserwatysty. Wbrew temu, co twierdził Dawid Wildstein na łamach „Codziennej”, dyskusja o gender nie jest wyłącznie przykryciem realnych problemów trawiących nasze państwo, ale stanowi klucz do przyszłości Polski.

Przekonanie, że w Polsce realne są wyłącznie problemy bieżącej polityki, bieda, wykluczenie społeczne czy peerelowska agentura jest klasycznym i niestety niezwykle częstym błędem publicystów i komentatorów politycznych. Oni – co zrozumiałe – zajmując się życiem politycznym, analizą partyjnych gier, a także problemów ekonomicznych, często tracą z oczu szerszy kontekst przemian, jakim podlega nasza cywilizacja, i nie potrafią dostrzec, że w istocie główna walka dotyczy obecnie nie tyle sfery politycznej, ile kulturalnej. To właśnie poprzez kulturę lewica chce przejąć władzę nad umysłami (przedkładając ją ponad władzę polityczną, bo ta często jest iluzoryczna), ukształtowanymi zresztą przez zdominowany przez lewicę uniwersytet i kulturę, także w jej wydaniu masowym.

Gramsci w realu


Autorem takiego modelu przejmowania władzy jest Antonio Gramsci. To on już wiele lat temu wskazał, że drogą do przeprowadzenia skutecznej rewolucji światowej jest nie polityka, ale opanowanie sfery kultury. Przekształcając kulturę, rozmywając znaczenia słów, ale przede wszystkim niszcząc rodzinę i osłabiając Kościół, zbuduje się nowego człowieka (a to właśnie jest cel każdego świadomego lewicowca od czasów Marksa) o wiele skuteczniej niż za pomocą walki politycznej. I właśnie kultura oraz edukacja, szczególnie wyższa, stały się obecnie główną przestrzenią walki o przyszłość świata.

Skupiona na kwestiach ekonomicznych, ewentualnie na walce politycznej prawica nawet nie dostrzegła, gdy sama zaraziła się elementami lewicowej rewolucji kulturowej. My w Polsce często nie jesteśmy tego świadomi, ale na Zachodzie konserwatywna prawica niczym istotnym nie różni się już od postępowej lewicy. W Hiszpanii aborcję legalizował rząd Partii Ludowej, w Wielkiej Brytanii małżeństwa homoseksualne wprowadza rząd konserwatystów, a w niemieckiej chadecji działa prężnie grupa LGBTQ. I właśnie ten proces apostazji partii prawicy od konserwatyzmu i ich stopniowego przechodzenia na pozycje lewicowe jest najlepszym dowodem na to, że strategia lewicy sprawdziła się i jest o wiele skuteczniejsza od rewolucji politycznej. Teraz bowiem program lewicowy jest realizowany niezależnie od tego, kto jest u władzy.

Czy Polska jest inna?

Polska, choć oczywiście pewne procesy nie zaszły w niej tak daleko jak w Hiszpanii, Irlandii czy Wielkiej Brytanii, wcale nie jest wolna od tego zjawiska. Warto przypomnieć, że gdy kilka lat temu Marek Jurek chciał zagwarantować w konstytucji skuteczniejszą obronę życia, jego pomysł nie spotkał się z przesadnym entuzjazmem ani prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ani pewnej części Prawa i Sprawiedliwości. Politycy konserwatywni przekonywali wówczas albo że kobieta musi w szczególnych wypadkach mieć prawo do zabicia swojego dziecka (co jest właśnie zwycięstwem myślenia lewicy), albo że jest to temat zastępczy, niepotrzebnie dzielący społeczeństwo. Jeśli teraz ci sami politycy mówią inaczej, to wcale nie z powodu nagłego nawrócenia ówczesnych przeciwników zmian proponowanych przez Jurka. Powód jest inny – PiS zauważyło, że problematyka obrony życia i rodziny jest istotna dla jego elektoratu, który nie wybaczy mu obojętności w tej sprawie.

Nie jest także prawdą, że brak nam mocnej lewicy. Owszem, w życiu parlamentarnym jest ona skutecznie skompromitowana przez działania Janusza Palikota czy Leszka Millera, ale... w niczym nie zmienia to faktu, że w jej imieniu pracują i działają media, które sączą Polakom tzw. postępowy przekaz. TVN24, Polsat News i telewizja publiczna robią wszystko, by nie tylko oswoić nas z rozmaitymi patologiami, ale też, by przedstawić tradycyjny sposób życia jako niemodny, nienowoczesny i w istocie groźny dla kobiet i dzieci. Katolicyzm – czego doskonałym dowodem są ataki na ministra Michała Królikowskiego, który w wypowiedziach publicznych przyznaje się do swojej wiary – przedstawiany jest jako religia fanatyków i fundamentalistów, a do szkół i na uczelnie wyższe wdziera się coraz odważniej lewicowa ideologia w przebraniu rzekomej nauki. Tych zjawisk nie należy lekceważyć, choć rzeczywiście nie rozgrywają się one w przestrzeni bieżącej polityki, lecz w świecie mediów i kultury. Widać już jednak konsekwencje wprowadzania w nich ideologii lewicowej. Opinia publiczna powoli się zmienia, i choć nadal w większości deklaruje konserwatyzm, staje się on coraz bardziej wybiórczy. Wyjątkiem jest podejście do aborcji, które zmienia się dzięki wytrwałej pracy obrońców życia. Nie tylko zgłaszają oni projekty ustaw chroniących życie, ale też podejmują inne działania, jak np. wystawy, by zmusić ludzi do myślenia i wyrobienia sobie własnej opinii.

Niemniej lewicowa ofensywa w przestrzeni kultury nie ustaje i na dłuższą metę jest zjawiskiem niebezpiecznym dla zachowania społeczeństwa o tradycyjnych wartościach, jest zatem dla niego o wiele bardziej groźna niż rząd Donalda Tuska.

Kościół wskazuje przeciwnika

Walka z gender, przeciwstawienie się tej ideologii, nie jest zresztą, o czym też warto przypomnieć, zadaniem, które podpowiada nam jedynie analiza tego, co się dzieje z naszą kulturą. Wzywa do niej także Kościół. Benedykt XVI już ponad rok temu wskazał, że ideologia ta jest jednym z głównych przeciwników chrześcijaństwa, rozkłada bowiem klasyczną antropologię, niszczy rodzinę i w efekcie prowadzi do jeszcze bardziej totalitarnego charakteru państwa demoliberalnego, które staje się już jedyną instytucją, która ma władzę nad obywatelem.

Wezwanie Benedykta XVI zostało podjęte przez biskupów słowackich, polskich, malgaskich i wielu innych. Teraz czas przełożyć je na konkrety polityczne. A to jest zadaniem polityków. Oni muszą (i to słowo jest tu jak najbardziej na miejscu) przełożyć antropologię zawartą choćby w teologii ciała bł. Jana Pawła II na konkretne rozwiązania prawne, które promować będą życie, wspierać wielodzietność, pomagać kobietom w wybraniu swojej drogi realizacji w domu, a także sprzyjać umacnianiu tradycyjnych ról społecznych kobiet i mężczyzn. Bez takiej polityki, a to jest argument czysto utylitarny, za lat kilkadziesiąt nie będziemy w ogóle musieli się troszczyć o Polskę, bo ona zwyczajnie wymrze. Także dlatego, że politycy będą tak bardzo skupieni na walce o władzę, że zabraknie im czasu na walkę o to, by Polska przetrwała. A nasze państwo będzie trwało tylko wtedy, gdy zbudujemy silną Polskę wielkich rodzin. Rodzin tradycyjnych, a nie patchworkowych czy genderowych.

Tomasz P. Terlikowski

za:niezalezna.pl/50773-gender-grozniejsze-niz-tusk

Copyright © 2017. All Rights Reserved.