Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Krok po kroku. Krzysztof Nagrodzki- Ewolucyjne powikłania

Po raz kolejny ONI obwieszczają, iż odkryli wreszcie swego przodka. A właściwie pramatkę. Coś między szympansicą a postępową...no, mniejsza z tym. I dobrze. Niech sobie odnajdują i odnajdują. My zostańmy przy swoim rodowodzie -  estetyczniejszy on ci i pewniejszy.

Kontrowersja: >EwolucjaKreacja<, doprowadziła już do stępienia wielu piór i – wydawać się mogło – najostrzejszych absurdów. Wydziwiania nad świadectwem naszego urodzenia trwa jednak nadal i stanowi budulec dla uporczywego formułowania materialistycznych dogmatów. Również z powoływaniem się na Papieża – to modny ostatnio sposób kreowania rzeczywistości. Ponieważ przyjęcie ewolucyjnego rodowodu od „Matki Natury” w drodze nieprawdopodobnego przypadku lub zaakceptowania Boskiego bezpośredniego sprawstwa, stanowi o wielu dalszych wyborach, spróbujmy raz jeszcze - w ogromnym skrócie- przypomnieć, co już wiemy.

Oczywiście, sam opis stworzenia w Księdze Rodzaju nie precyzuje czasu, jaki upływał – według ludzkiej miary – w procesie kreacji. „Dzień” Boga, nie jest mierzalny naszymi zegarami. Można przyjąć, że Stwórca zechciał przebiegowi kształtowania człowieka nadać formę łańcucha transformacji luźnych atomów wodoru w geniusz homo sapiens. Można, tylko po co? Po co, w poszukiwaniach „brakującego „ogniwa ewolucji” pomiędzy gatunkami, składać z mikrych fragmencików efektowne całości, uzupełniane rozgorączkowaną wyobraźnią i... pilnikiem - przypominając znany fakt konstruowania zęba „człowieka z Piltdown” z kła małpy? Jaki jest w istocie sens beznadziejnych poszukiwań Adama i Ewy w kosmosie? Czy po to, by gubić ich ślad na Ziemi?...

Jeżeli nauka doszła do momentu, w którym wyznała mniej więcej tak: Nie mamy wprawdzie żadnego dowodu na ewolucję między gatunkami, który w efekcie mógłby empirycznie potwierdzić materialistyczne teorie powstania człowieka, ale skoro nie ma lepszego wyjaśnienia, więc to, które podajemy MUSI! być prawdziwe; zatem, jeżeli nauka musi oprzeć się na dogmacie, czyż nie sensowniejszy jest wybór przekonywującej informacji o cudownym Boskim dotknięciu, którego jesteśmy efektem? Chociaż bywa ona powodem emocjonalnie uzasadnionej kontestacji, ze względu na jakże często nieludzkie skutki naszych poczynań.

Jeżeli jednak kogoś zniewolił afekt do dziadka szympansa i prababci eugleny, nie ma rady - uczucia muszą się same wypalić. Tylko niech nas nie adoptuje! A dla prawdy, przypomnijmy, iż Jan Paweł II wspomniał ongiś dobrotliwie: „Teoria okazują się słuszna w takiej mierze, w jakiej pozwala się zweryfikować; jest nieustannie oceniana w świetle faktów; kiedy przestaje uwzględniać fakty, ujawnia swoje ograniczenia i nieprzydatność. Wymaga wówczas ponownego przemyślenia./.../ W rzeczywistości należy mówić nie tyle o teorii, co raczej o teoriach  ewolucji. /.../...te teorie ewolucji, które inspirując się określoną filozofią uważają, że duch jest wytworem sił materii nieożywionej lub prostym epifenomenem tejże materii, są nie do pogodzenia z prawdą o człowieku. Co więcej, nie są w stanie uzasadnić godności człowieka. (za: L`Osservatore Romano 1/97)

Dla uniknięcia zarzutu jednostronności i zamknięcia na postęp, zobaczmy jak ujmuje ten problem wnikliwy badacz ewolucji: „Wiadomo, że na początku był wodór, chaos i pra-bulion. W pra-bulionie pływała sobie grudka białka złożona z koacerwatów i protein. Sama się tam pojawiła i sama z siebie, a częściowo ze strachu, bo z nieba padał kwas siarkawy, grudka zmieniła się w euglenę zieloną. Czyli mogła już asymilować tlen. Potem euglena zmieniła się w morszczuka, morszczukowi wyrosły nogi, z czasem wyszedł na ląd, zaczął dziobać, dziobać, aż zmienił się w dziobaka. Potem wydziobał sobie trąbę i stał się słoniem, bo słoń jest doskonalszy od dziobaka, a on chciał cały czas postępować do przodu. No, a potem to już poszło z górki, aż wreszcie jakiś mandryl zamienił się w pradziadka Darwina. Ale okazuje się, że ewolucja na Darwinie wcale nie zamierza poprzestać. Ewolucja cały czas ewoluuje... i niedługo zamierza wykluć inteligentne zwierzę, całkowicie oddane lekturze kobiecych pism popularnonaukowych poświęconych ewolucji i klonowaniu.” (Tomasz Bieszczad -Rzeczywistość alternatywna, Warszawa 1998).

Warto dogłębnie podjąć ten nowatorski trop...


Publikacja: N. Myśl Polska nr 43 z 26 10 2003r.

Copyright © 2017. All Rights Reserved.